CZĘŚĆ II, ROZDZIAŁ 3: Intruz (2/2)

311 21 29
                                    

WILLIAM?

Joan poradziła mu, aby na razie odłożył sprawy ośrodka na bok, zanim się nie ustabilizuje, jednak czegoś takiego nie mógł tak po prostu zignorować. Pierwsze co zrobił, to skierował swoje kroki na portiernię. Nie znał zbyt dobrze podstarzałego Arnolda, ale zdecydowanie mężczyzna znajdował się tam od parady. Niemal zgrzytał zębami, gdy zbliżał się do dyżurki. Zastukał w oddzielający go od portiera pleksiglas, by wybudzić mężczyznę z drzemki. Starzec podskoczył i chwycił się za klatkę piersiową.

– Panie Burns, proszę mnie tak nie straszyć... Dzięki panu nie będę musiał pić popołudniowej kawy.

– A może powinieneś. – Oparł się o kontuar i spojrzał w głąb korytarza. – Znajdź mi zapasowy klucz do mojego gabinetu.

– Co? Zgubił pan swój? Moment, moment. Na tablicy go nie ma... Rzecz jasna, że go nie ma. – Odchylił kołnierzyk polówki i otarł pot chusteczką, którą wyciągnął z kieszeni na piersi.

William zabębnił palcami o kontuar.

– A może w szufladzie? – wymamrotał do siebie. – Tak. Na pewno jest w szufladzie. Tylko gdzie ja dałem...

Will pamiętał ich ostatnią wymianę zdań. W burzową noc, kiedy Jenna miała atak, Arnie przestrzegał go przed lichem, które nigdy nie śpi. Teraz „licho" zasnęło, a on znowu będzie musiał sprzątać bałagan, który ktoś narobił za niego. William wskazał bez słowa pęk kluczy, które mężczyzna nosił przy pasku. Arnie spojrzał w dół i klepnął się w czoło.

– Widzi pan...Pamięć dobra, ale krótka! – Will uśmiechnął się sztucznie i zerknął na zegarek. Nigdy nie rozumiał tego idiotycznego powiedzenia. Jak coś co jest krótkie, może być dobre? – O czym to my...? A tak. Klucz zapasowy. – Otworzył szufladę. – Zaraz, zaraz... Powinien gdzieś tu być... – Poskrobał się po głowie. – Tego... Jakby to panu powiedzieć...

Will zacisnął usta i odepchnął się od kontuaru.

– A! Trzeba będzie wezwać ślusarza! Proszę zaczekać! Panie Burns!

William nie słuchał. Pędził przez hol, wybierając numer do Deliah. Wcześniej sprawdził nagranie z monitoringu i widział, jak parę dni temu kobieta przemierzała korytarz. W słuchawce odezwała się automatyczna sekretarka. Wybrał ponownie numer. Abonent nieosiągalny. W końcu za którymś już razem z słuchawki rozległ się głos Deliah.

– Czego chcesz, Burns? Tylko szybko, zaraz mam pacjenta.

Obejrzał się dwa razy i wszedł za winkiel, opierając się plecami o ścianę.

– Nie musiałaś się posuwać do takich kroków. Wystarczyło zadzwonić, a włożyłbym dokumenty do niszczarki.

W słuchawce nastała cisza.

– O czym ty pierdolisz, Burns?

– O Bailey'u.

– Czyś ty rozum postradał?

– Może. – Przełożył słuchawkę do drugiej ręki. – Posłuchaj. Zwróć mi to, co jeszcze tam było. To pamiątka. Ma dla mnie wartość sentymentalną.

– Pierdol się, Burns. Jesteś chory!

Usłyszał sygnał przerwanego połączenia. Odsunął telefon od ucha i ściskając go w dłoni, przystawił ją sobie ust, by nie krzyknąć.

JENNA

Tuż po obiadokolacji z głośników w całym ośrodku rozbrzmiał niecodzienny komunikat. Wszyscy pensjonariusze mieli opuścić swoje pokoje i zgromadzić się w holu. Jenna odłożyła książkę na nocną szafkę i narzucając sweter, wyszła na zewnątrz. Gdy zeszła po schodach, w korytarzu zebrała się już znaczna część mieszkańców ośrodka. Jenna wyłowiła w tłumie Meredith i podeszła do niej.

MACROMANCER. Mów mi Billy (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz