S E V E N

725 42 15
                                    

REGULUS

Ostatnie dni mijały mi nadwyraz spokojnie. Nie chodziłem do biblioteki, wolałem nie narażać się na spotkanie tych idiotów.
Szczególnie po mojej ostatniej roznowie z Jamesem.

Urodizny Sytiusza zbliżały się wielkim krokiem, raz czy dwa Remus podchodził do mnie próbując mnie na nie namówić, ale moja decyzja pozostawała bez zmian.
Nie miałem najmniejszej ochoty na spotkanie z bratem.

Próbowałem skupić się na nauce dlatego większość czasu w dormitorium spędzałem nad książkami. Chociaż Evan i Barty narzekali na to, że spędzam z nimi coraz mniej czasu, zlewałem to mówiąc, że tylko im sie wydaje.

Przechodziłem przez błonie, w lewej dłoni ściskając swoją torbe. Od niedawna razem ze zbliżającym się sezonem, wznowiliśmy treningi quidditcha, których zaczynało mi już brakować.
Szybkim krokiem wszedłem do szatni, nerwowo rozwiązując buty. Podczas mojego kilkuminutowego spóźnienia w pomieszczeniu została garstka osób, kończąca się przebierać.

Kiedy wreszcie się przebrałem i wyszedłem na boisku nie spodziewałem się tan widoku innej drużyny.

JAMES

- No więc ja jej powiedziałem, że się nie poddam - powiedziałem przebierając koszulke - a ona do mnie, żebym się pieprzył - dopowiedziałem z wyrzutem, w geście zdesperowania wyrzucając ręce w góre.
Syriusz przewrócił oczami kontynuując zawiązywanie buta.

- Rogacz to tylko Evans - odpowiedział mozolnie - przestań się tak na niej skupiać a zobaczysz ile osób na ciebie leci.

Nie odzywałem się przez chwile analizując w głowie słowa, które chciałem powiedzieć.

- Nie moge tego tak zostawić - powiedziałem wkońcu - jestem już coraz bliżej celu - wyszczerzyłem się w jego stronę.
Łapa uśmiechnął się pod nosem, patrząc na mnie z politowaniem. Klepnął mnie przyjacielsko po ramieniu, kierując się do wyjścia.

- Ej no stary - zawołałem - poczekaj! - krzyknąłem, próbując wcisnąć na stope drugiego buta. Skacząc na jednej nodze, chwyciłem klamke omało nie spadając na drzwi.

- Cholera - mruknąłem pod nosem, potykając się o własne nogi, częściowo zaplątane w szate. Dobiegłem do przyjaciela, waląc go pięścią w ramie.

- Przykro mi włochaty, ale twoje powieści o Evans zaczynają mnie nużyć - powiedział poważnym tonem, na chwilę na mnie zerkając.

- Nienawidze cie.

Syriusz parsknął śmiechem, odchylając głowe do tyłu. Truchtem dobiegliśmy do reszty drużyny, która wykłócała się o coś z ślizgonami. Posłaliśmy sobie zdezorientowane spojrzenie. Westchnąłem cicho, mocniej ściskając miotłe. Wiedziałem, że sprzeczka z drużyną ślizgonów, nie wróży nic dobrego.

- To nasze boisko - powiedział kapitan ślizgonów. Przewróciłem oczami, zerkając na Marlene która wydawała się gotować ze złości.

- Gówno prawda - odpowiedziała wychodząc na przód - zarezerwowaliśmy boisko już tydzień temu, jeśli nam nie wierzycie to idżcie do McGonagall, jestem pewna, że ucieszy się waszą wizytą - wzruszyła ramionami.

Emma* prychnęła patrząc na Marlene jak na idiotke. Poprawiła swoje brązowe włosy teatralnie chrząkając za nim rozwinęła rolkę pergaminu i zaczęła czytać

- W dniu dwudziestego ósmego października - przerwała na chwile patrząc czy wszyscy ją słuchamy - drużyna slitherinu ma wstęp na boisko od godziny szesnastej do siedemnastej trzydzieści, z pozdrowieniami profesor Slughorn - zakończyła.

Pojawiła się u nas nieprzyjemna cisza podczas której prawie każdy z naszej drużyny posyłał sobie pytając spojrzenia. Wszyscy prawie jednocześnie skupiliśmy się na Isobel*, która obiecała załatwić pozwolenie na korzystanie z boiska.

Spojrzałem kontem oka na Syriusza który wydawał się być dziwnie spięty. Podążyłem wzrokiem do miejsca gdzie miał utkwione spojrzenie, nie spodziewając się, że będzie patrzeć prosto na swojego brata.

Regulus wydawał się tego nie zauważać, patrząc w stronę trybun i machając do znanej mi tylko z widzenia blondynki.

Usłyszałem jak Syriusz przełyka ciężko śline, odwracając wzrok. Korzystając z zamieszanie panującego na boisku położyłem mu dłoń na ramieniu lekko je masując.

- Stary wszystko w porządku? - zapytałem ściszając ton głosu. Syriusz nie odpowiedział mi odrazu, nie spuszczając wzroku z swoich dłoni.

- Tak, jasne czemu miałoby nie być? - powiedział z cichym śmiechem.

- Syriusz - powiedziałem powoli. Poczułem jak ramiona chłopaka ponownie się spinają a on próbując ukryć zakłopotanie jak najszerzej się do mnie uśmiecha.
Nie chciałem na niego naciskać, ale miałem dość jego udawania.

- Porozmawiamy w dormitorium - powiedziałem poważnie. Nie dając mu czasu na odpowiedź wtrąciłem się w kilkuminutową sprzeczke.

- Kiedy załatwiliście podpis - zapytałem zirytowany

- Dwa tygodnie temu, Potter - odpowiedział młodszy z Blacków, który jak do tej pory siedział cicho - dlatego jeśli możesz zabierz z Isobel swoją całą drużyne i pozwól nam trenować a potem jeśli chcesz wyjaśnij to nieporozumienie z McGonagall - dokończył ze spokojem.

Przez chwilę zapanowała cisza, która przerywały jedynie pojedyńcze szepty. Spojrzałem na kapitan, która bezradnie wzruszyła ramionami.
Westchnąłem cicho, pokazując jej głową na "tak".

- Dobra drużyna! - krzyknęła swoim donośnym głosem - zbieramy się, następny, mam nadzieje, że udany trening w czwartek o tej samej porze - powiedziała klasząc dłońmi.

Większość drużyny, zmęczona wynikłą sytuacją bez słowa skierowała się do szatni rzucając ślizgoną ostatnie spojrzenie.

Marlene została.

- To jakiś żart - syknęła do blondynki, nerwowo do niej podchodząc - nie po to się z nimi wykłócałam aby teraz po jednym zdaniu schodzić z boiska - powiedziała, oskarżycielską wskazując palcem, na przeciwną drużyne. Większość z nich zdążyła już rozprzestrzenić się na różnych stronach boiska.

- Marlene - westchnęła ciężko dziewczyna - nic już nie może -

- Popieram blondi! - wykrzyknął Syriusz, ociężale opierając się o miotłe. Razem z Marlene przybili sobie piątke.

Uśmiechnąłem się pod nosem widząc jak humor przyjaciela w jednej chwili się poprawił. Sporzałem w stronę trybun na których siedział zdezorientowany Peter.
Uśmiechnąłem się do niego pokazując jak najlepiej ręką, że z dzisiejszego treningu nic z tego.

Obejmując jednym ramieniem Syriusza a drugim Marlene skierowałem nas na koniec boiska, rzucając ostatnie spojrzenie na Regulusa, który co chwilę przeniosił swój wzrok na trybuny.

Postanowiłem przy najbliższej okazji zagadać do jego blond przyjaciółki.

_____________
Emma Vanity* - tak jak wyszło mi z google była kapitanem w drużynie ślizgonów
Isobel Mcgonagall* - też kapitan w drużynie Griffinforu.
Wyszukałam je na google (bardzo przydatna stronka) ale nie byłam pewna czy już wtedy James był kapitanem więc dałam go jako takiego współ kapitana. Jeśli już był to napiszcie mi a ja to zmienie

SCARS ; jegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz