Rozdział 48

1.4K 33 2
                                    

Lucas:

Z moimi ludźmi szykowaliśmy się na atak Meksykanin. Benjamin pożałuje dnia gdy postawił stopę w moim mieście. Właśnie miałem wychodzić z sypialni, gdy do środka weszła moja żona z psami. Obejrzała mnie, krzyżując ramiona na klatce piersiowej, oczekując ode mnie wyjaśnień.

-Meksykanie nas atakują- wyznałem -Muszę jechać rozprawić się z Benjaminem i dać mu nauczkę-powiedziałem szczerze.

-Dobrze-powiedziała podchodząc bliżej mnie -Tylko uważaj na siebie- wyrzuciła z siebie, a ja złapałem jej twarz w swoje dłonie.

-Nie martw się  il mio cuore, wrócę cały i zdrowy- wyszeptałem przy jej twarzy, następnie pokonałem dzielącą nas odległość, wbiłem się w jej kuszące pełne usta.

To był żarliwy, namiętny i powolny pocałunek, którego mi brakowało. Musiałem ją pocałować, teraz w tej chwili. Całowaliśmy się jakby to było nasze ostatnie spotkanie, nasze ostatnie dotykanie się nawzajem. Odsunąłem się po dłuższej chwili od niej, Avery posłała mi zdziwione spojrzenie.

-Muszę ci coś powiedzieć aniele-powiedziałem szczerze.

-Zamieniam się w słuch- powiedziała flirciarsko.

-"Jeżeli będzie ci dane żyć sto lat, to ja chciałbym żyć sto lat minus jeden dzień, abym nie musiał żyć ani jednego dnia bez ciebie il mio cuore"- wyznałem szczerym oraz jednocześnie czułym tonem, a w jej oczach zobaczyłem łzy.

-Nie płacz aniele- powiedziałem szeptem niedaleko jej twarzy.

-Ty idioto, to nie mów takich rzeczy- powiedziała ze łzami w oczach.

-Jakich?-podniosłem jedną brew do góry.

-Dobrze wiesz- powiedziała drwiąco waląc ręką w ramię.

-Muszę już iść il mio cuore, kocham ciebie pamiętaj o tym- powiedziałem poważnie.

-Wiem, a może- nie dałem jej dokończyć, pocałowałem ją ponownie -Nawet tego nie kończ, nie ma mowy Avery, nie mogę cię stracić, nie ciebie- powiedziałem wyraźnie akcentując ostatnie słowa.

-Oj Luca- powiedziała wzruszona, dotykając moich policzków a ja chłonąłem jej dotyk -Idziemy razem albo nikt nie idzie- powiedziała stanowczo.

-Averyy.

-Nie!-krzyknęła -Idziemy razem.

-Dobrze, ale trzymasz się blisko mnie-powiedziałem stanowczym tonem.

-Dobrze- zapewniła mnie.

Avery poszła do garderoby przebrać się. Wróciła ubrana w jednoczęściowy skórzany kombinezon, pożerałem ją wzrokiem.

-Nie pójdziesz tak ubrana żono-mruknąłem w odpowiedzi.

-Naprawdę? Nie widzisz o co chodzi?- powiedziała ze śmiechem.

-O co?- warknąłem.

-O to kochaniutki- powiedziała kreśląc wskazującym palcem bo moim torsie - Że przyciągnę uwagę swoim boskim ciałem reszty facetów a wtedy my ich pokonamy- powiedziała beznamiętnym tonem.

-Oj ty moja diablico- powiedziałem przyciągając ją do siebie poprzez talię -Jesteś genialna jak twoja uroda- powiedziałem przy jej twarzy, przy okazji muskając jej usta.

***

Zebrałem wszystkich do salonu. Na środku stałem obok mojej cudownej żony. Wszyscy patrzyli na nas, oczekując tego aż wygłosimy nasz plan.

-Gdzie są i czy atakują?-patrzyłem na Enzo, on wyciągnął telefon, zadzwonił, chwilę rozmawiał z tą osobą.

-Są już niedaleko centrum i tak atakują, mają mnóstwo broni palnej, bomby atomowe- powiedział szybko Enzo, spojrzałem na swoją żonę, pokiwała głową.

Czarna ZemstaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz