Rozdział 56

1.8K 54 11
                                    

Lucas:

Patrzyłem jak moja żona wkłada na siebie sztuczny uśmiech, podchodząc do Aurelii. Avery ma rację, moja księżniczka nie zasługuje w tym dniu, na moje wybuchy wściekłości. Bardzo się ucieszyłem, gdy Avery zgodziła się tutaj przyjechać. Przez cały tydzień byłem w skowronkach. Enzo mi powiedział czy ja się nie przejadłem cyjanku, oczywiście opierdoliłem go że ma się zająć robotą a nie, nie swoimi sprawami. Esemesowałem z Avery cały czas, wyłącznie o imprezie. Nie chciałem na nią naciskać, jak i dać czas na ochłonięcie emocji, przemyślenie wszystkiego. Sam to robiłem, myślałem o niej cały czas, zwłaszcza pod prysznicem. Odnośnie imprezy, mogłem się tylko domyślać, że jak zwykle Enzo z Colem wpadną na jakiś głupi pomysł, lecz nigdy do głowy by mi nie wpadło, że zamówią pieprzonych striptizerów!

Lecz najważniejsze że Aurelia jest szczęśliwa, spędza czas z najbliższymi. Jak ona jest szczęśliwa, to ja również. No może nie cieszy mojego oka, widok Harrego, ale dla Aurelii go zniosę. Według mnie on chce ją tylko przelecieć, i zostawić. A niech tylko tego dokona, znajdę go na krańcu świata, wypraszając jego organy jak ze świni. Moje czarne myśli przerwał Enzo, który podchodził do mnie tanecznym krokiem, w dłoni trzymając butelkę whisky.

-Stary o czym tak rozmyślasz?-spytał zaciekawiony jak zawsze.

-O tym jak Harry by wyglądał, jakbym go wypatroszył-mówiłem zamyślony, Enzo się zaśmiał, klepiąc mnie bo barku.

-Nie zawracaj sobie głowy bracie-powiedział śmiejąc się. -Chłopaczek wie gdzie się znajduje-przypomniał mi. -Nie tknie jej nieodpowiednio, zobacz na niego-pokiwał głową na niego. -Widzisz jak sra w gacie? Stąd widać jak jest obsrany- śmiał się w najlepsze. - Pomimo że to urodziny jej przyjaciółki, trzyma się od niej z daleka, nie tworzy sytuacji w których musiałby jej dotykać, w skrócie unika jej jak ognia-śmiał się dalej, a ja odwzajemniłem to, czym Enzo zaskoczyłem.

-Masz rację Enzo, nie mam czym się martwić-odparłem, zabierając z jego ręki butelkę.

-No stary, właśnie o to chodzi-skwitował. -Jak już cię trochę rozluśniłem, to przejdę to mniej przyjemnych tematów-momentalnie się spiąłem. -O czym gadałeś z cukiereczkiem?-spytał, krzyżując ramiona na klatce piersiowej, uważnie obserwując mnie.

Czy ja się przesłyszałem? Cukiereczek? Nigdy nie słyszałem żeby ktokolwiek tak nazwał Avery, mojego anioła śmierci. Patrzyłem na niego, jakby wyrosła mu druga głowa, chociaż on czasami nie posiada ani jednej. Lecz jego mimika twarzy nie zmieniała się, był całkowicie poważny, nie śmiał się, nie drwił. Jak pojąłem powagę sytuacji, zacisnąłem szczękę, przypominając sobie ukochaną rozmowę z małżonką. Wziąłem głębszy oddech.

-Przejdźmy w ustronne miejsce-zdecydowałem.

-Jak sobie życzysz, prowadź-odpowiedział z błyskiem w oczach.

Zaprowadziłem nas do mojego gabinetu, gdzie była cisza, której potrzebowałem. Usiadłem na krześle, natomiast Enzo położył się na kanapie, która była naprzeciwko okna.

-Zamieniam się w słuch-powiedział, odpalając papierosa.

Sam sięgnąłem do kieszeni, po paczkę papierosów. Odpaliłem i zacząłem mu opowiadać wszystko. Jemu ufam w 100%, wiem że mi pomoże, doradzi. Jest moim bratem z innej matki, za którego oddałbym życie.

-...To tak w skrócie-skończyłem.

-Niezła z niej agentka-skomentował ze śmiechem Enzo.

-Jakbym nie wiedział-mruknąłem.

-Stary musisz dać jej ochłonąć-prychnąłem. -W końcu nie z małą rzeczą ją okłamałeś, i ja sam ci mówiłem że to, tak się skończy.

Tak wiem kurwa o tym, lecz jego słowa mi nie pomagają, a wręcz przeciwnie dołują bardziej, czym się wkurwiam.

Czarna ZemstaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz