Rozdział 35

1.5K 41 0
                                    

Lucas:

Przyszykowałem wszystko na nasz rodzinny dzień: jedzenie, planszówki, przekąski. Pomyślałem że spędzimy ten dzień u nas w ogrodzie, jak jest piękna pogoda. Słońce cały dzień grzeje, niebo błękitne, bezchmurne. Enzo z bliźniakami się ze mną zgodzili. Nasza gosposia Maria przyszykowała nam koszyki pełne różnorodnego jedzenia. Od wykałaczek do deserów. Wziąłem z 4 duże koce które rozłożyłem na trawniku. Enzo wziął z 2 koszyki a bracia pozostałe 3.

-Zbierajcie się wszyscy!-wydarłem się na cały głos.

Enzo z bliźniakami już zeszli na dół, stanęli obok mnie, teraz zeszła moja księżniczka- moja siostra. Była pięknie ubrana, chociaż mnie wkurzyła tym strojem. Miała na sobie białą koszulkę na ramiączkach w której było widać jej dekolt a na to fioletową spódniczkę która ledwo była to połowy uda na stopach miała beżowe buty na niskim obcasie.

-Przebierz się- powiedziałem od razu surowym tonem.

-Dlaczego? Przecież to jest najnowszy szyk mody- jęknęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej, dzięki czemu bardziej się jej wydatniły.

- Radzę ci posłuchać Aurelia, to jest ostateczne słowo - powiedziałem karcąc ją wzrokiem.

-Nie, to ty posłuchaj- powiedziała pokazując mi wskazujący palec -Nie dość, że moje całe życie zmieniło się przez ciebie- podkreśliła wyraźnie ostatnie słowo -To teraz masz czelność mówić co mam ubierać a czego nie?!-wydarła się -Jesteś w tym momencie bezczelnym chamem! - krzyknęła.

Bracia po sobie spojrzeli, dając sobie, jakiś tylko im znany komunikat. Byłem wkurwiony i to mało powiedziane.

-Nigdy, więcej przenigdy nie podniesiesz na mnie głosu zrozumiano-powiedziałem to tak chłodnym tonem, że aż sam się przeraziłem iż tak potrafię.

Aurelia w chwila moment skuliła się, widziałem przerażenie w jej oczach, teraz na pewno nie zyskam jej sympatii.

I chuj z całego wydarzenia.

Po chwili w oczach Aurelii pojawiły się łzy i w tym idealnym momencie, pojawiła się moja żona na schodach. Najpierw spojrzała na kulącą się Aurelię, następnie na mnie. Zapłonął jej ogień w oczach. W skrócie mam przejebane. Avery podeszła szybko do mojej siostry, wtulając ją w swoją pierś, Aurelia szybko się objęła i zaczęła głośno płakać, bliźniacy nie wiedzieli co zrobić.
Następnie Cole złapał mnie mocno za bark, przez co odwróciłem na niego wzrok, zabijał mnie wzrokiem.

-Nie zwracaj się tak nigdy do mojej siostry rozumiesz?-warknął.

-To ty czegoś nie rozumiesz bracie- oznajmiłem chłodnym tonem.

-Ależ doskonale wiem braciszku- powiedział sarkastycznie.

-No najwidoczniej nie-powiedziałem kąśliwie.

-No to mnie olśnij- warknął.

-Kto tu kurwa rządzi- wydarłem się -Moje słowo jest prawem, ja jestem jebanym prawem i to moje ostateczne słowo, się liczy w całym pierdolonym Miami- warknąłem wściekłe patrząc prosto mu w oczy i pokazując palcem otoczenie.

Następnie mijając ich, poszedłem na siłownię, musiałem ochłonąć. Doskonale wiedziałem że przegiąłem, ale nigdy się to tego nie przyznam na głos. Trafiłem w moje ulubione miejsce. Rozebrałem się aż zostałem w samych bokserkach. Stanąłem naprzeciwko worka bokserskiego który wisiał od ściany. Kopałem, waliłem. To była jak mantra, cały czas sobie powtarzałem jedynie te słowa: kopać, walić. W takim stanie mnie znalazł Enzo.

Jeszcze kurwa jego brakowało i jego mądrości.

-Wiesz że przegiąłeś prawda?- spytał na powitanie.

-Co z Aurelią?-spytałem omijając specjalnie tamten temat.

-Jest z Colem w jej pokoju i nadal płacze-powiedział Enzo -Nadal próbuje ją uspokoić, co można powiedzieć, nawet mu wychodzi- powiedział po chwili.

-Powiedz mi tak szczerze, czemu ty się na niej wyżyłeś?- spytał przypatrując mi się.

-O co ci chodzi?

-O gówno które skacze- sarknął przewracając oczami.

-Teraz tak na poważnie, ty kurwa doskonale wiesz o co mi chodzi- powiedział poważnie patrząc na mnie jak kopie worek.

Weszła ona. Wściekle idąc w naszą stronę, czuć było od niej zawziętość, wściekłość i głód. Przestałem kopać i patrzyłem na nią.

-Ty zasrany hipokryto!-wydarła się, patrząc na mnie morderczo.

-No to teraz masz przejebane- powiedział ze śmiechem Enzo, poklepał mnie po barku -Powodzenia stary-  następnie szepnął konspiracyjnie na ucho.

-Wypierdalaj stąd- warknąłem na niego.

-Dobra, dobra już mnie nie ma- powiedział z tym swoim uśmieszkiem, dając ręce do góry w geście obronnym.

Enzo zacząć iść w stronę wyjścia, jak minął Avery błysnął do niej szeregiem śnieżnobiałych zębów oraz puszczając do niej oczko, ona natomiast przewróciła oczami. Podeszła do mnie powolnym krokiem, bardzo dumnym i władczym. Czy ja już wspominałem jak kocham tą kobietę?

-Coś ty sobie myślał?- powiedziała z niedowierzaniem.

-Nie wiem o co ci chodzi aniele- oznajmiłem wymijająco.

-Ależ doskonale wiesz Luca-powiedziała szeptem przybliżając swoją twarz do mojej.

Odsunęła się ode mnie, chciałem ją złapać za rękę, tylko jak spojrzałem w jej oczy darowałem sobie.

-Nawet się nie waż mnie dotykać- syknęła wściekłe, dałem ręce do góry.

-Jak mogłeś się wyżyć na własnej siostrze- powiedziała z niedowierzaniem.

Zobaczyłem w jej oczach coś, czego nigdy tam nie chciałem widzieć.

Zawód.

-Aniele...-powiedziałem ale przerwała mi podnosząc prawą rękę.

-Nie Luca- oznajmiła.

-Dzisiaj naprawdę przegiąłeś, rozumiem, my się pokłóciliśmy i to bym jakoś zniosła ale wyładowanie złości na siedemnastolatce?!- wydarła się. -Czy ty naprawdę nie widzisz co złego narobiłeś? -powiedziała dając ręce do góry.

Miałem naprawdę przesrane. Znając moją żonę, ona nie odpuści. Ona ma rację, jak zawsze. Ale tym razem przegiąłem, ale nigdy się to, tego na głos nie przyznam. Tego mnie nauczył ojciec, i tej jednej rady zamierzam się trzymać.

-Nie przyznawaj się, nigdy do błędu synu- powiedział ojciec.

-Nigdy!-potrząsnął mną, żebym zrozumiał.

Teraz ojciec jest ze mnie dumy, bo tej zasady się trzymam...

Czarna ZemstaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz