ROZDZIAŁ 4

128 5 0
                                        

Następnego dnia obudziłam się przed budzikiem. Jak na mnie to niemały sukces. Jednak po chwili przypomniałam sobie, że po obiedzie wzięłam długą kąpiel i kiedy położyłam się do łóżka ledwo minęła ósma. Spojrzałam na telefon i zauważyłam, że mam jedno nieodebrane połączenie od Liama, mojego byłego chłopaka i jedno z nieznanego numeru. Zastanawiałam się, kto chciał coś ode mnie późnym wieczorem. Do Liama nie miałam zamiaru oddzwaniać. Kiedy nakryłam go w łóżku z moją koleżanką ze studiów, definitywnie zakończyłam z nim związek. Od dłuższego czasu nam się psuło, lecz ciągle miałam nadzieję, że to chwilowe. Teraz, kiedy o tym myślę, zastanawiam się, ile razy mnie zdradził.

Miałam na dziś plan. Postanowiłam wyszykować się najlepiej jak potrafię, a później udać się do Sorel House. Albo mnie zatrudnią, albo wyrzucą. Innej opcji nie było.

Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w obcisłą kremową sukienkę, która sięgała mi za kolano. Zrobiłam delikatny makijaż, a swoje długie brązowe włosy, upięłam w wysokiego koka. Chwyciłam jabłko, bo przez szykowanie się na lepsze śniadanie nie miałam już czasu. Usłyszałam zbliżające się kroki po schodach, więc postanowiłam, że zamienię jeszcze kilka słów z mamą.

- Mamusiu już wstałaś? – Przytuliłam ją.

- Dzisiaj muszę szybciej pojawić się w przychodni, bo mamy jakiś nagły wypadek. – Przewróciła oczami. Moja mama pracowała bardzo dużo. Czasami było mi jej szkoda, bo widziałam jaka jest przemęczona. – A gdzie ty się wybierasz tak pięknie ubrana? Bo chyba nie na randkę o siódmej rano. – Zaśmiałam się.

- Nie. Idę na rozmowę o pracę, tak jakby. – Uśmiechnęłam się niepewnie. – Jeżeli postoję tutaj jeszcze dłużej, to na pewno się spóźnię. Obiecuję, że wieczorem wszystko ci opowiem. – Ucałowałam ją w policzki i czym prędzej udałam się na zewnątrz.

Aby dostać się na 5th Avenue, musiałam mieć dwie przesiadki metrem. Postanowiłam pobiec, aby nie spóźnić się z jednego do drugiego transportu. Niestety szpilki, które dzisiaj założyłam nie pomagały mi w tym.

Kiedy weszłam do budynku, miałam wrażenie jakbym od wczoraj z niego nie wyszła. Znowu przy recepcji nie było nikogo, więc udałam się prosto do windy, wciskając guzik z numerem czterdzieści dwa. Po wyjściu z niej ku mojemu zaskoczeniu, wszyscy siedzieli na swoich miejscach i swobodnie ze sobą dyskutowali. Kilka osób spojrzało w moją stronę i się uśmiechnęli. Spojrzałam jeszcze raz na numer piętra, bo obawiałam się, że trafiłam do zupełnie innego miejsca.

Naprzeciw mnie biegła już zdenerwowana dziewczyna, której wczoraj podałam swoje podanie o pracę.

- Wreszcie jesteś! Dzwoniłam wczoraj do ciebie, ale niestety nie raczyłaś odebrać ode mnie telefonu. – Chwyciła mnie za ramię i ciągnęła w stronę biura. Zaskoczona, nie zdążyłam zareagować na jej przytyk.

- Tutaj jest twoje biurko i komputer. Telefon służbowy dostaniesz za godzinę. W folderze OBOWIĄZKI masz listę, którą musisz przejrzeć i za wszelką cenę zrealizować i jej przestrzegać. Podzieliłam je na kilka kategorii, abyś wiedziała co jest najpilniejsze, pilne i może poczekać, ale tak musisz je wykonać. – Patrzyłam na nią oniemiała. Dziewczyna wyrzucała słowa z prędkością światła i musiałam się mocno skupić, aby wiedzieć co do mnie mówi.

- Czyli dostałam pracę? – Pytam zaskoczona, na co ona przewraca oczami.

- Chyba po to tutaj wczoraj przyszłaś, co nie? – Odpowiedziała sarkastycznie.

- Ale... - Przerwała mi.

- Dziewczyno, nie ma żadnego, ale. Muszę jak najszybciej zapoznać cię z obowiązkami i zasadami jakie tutaj panują. Jestem Kimberly i jestem asystentką Margaret Sorel. Ty jesteś moją asystentką. – Zmierzyła mnie od stóp do głów.

Sorel HouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz