Rozdział 34.

3.2K 121 14
                                    

Szybszy rozdział dla czytelników, którzy kochają tą historie i nie mogą żyć bez jej dalszych losów 😄 tj:kiteq_czytaaa  Majeczka_bookss  Wiktoria_little
oraz całej reszty niewymienionych osób.
To dla was ❤️

Blair

Ciało mężczyzny bezwiednie traci przytomność po moim uderzeniu i ląduje prosto przede mną. Pod jego ciężarem pojedyncze kawałki szkła wydały z siebie charakterystyczny dźwięk.

Zostawiam nieprzytomnego bruneta w salonie i ruszam do kuchni po krzesło. Prędko się nie obudzi dlatego robię to powoli pozwalając sobie na chwilowe grymasy bólu. Zagojone rany po porwaniu lekko dają się we znaki.

Zabieram ze sobą krzesło i ustawiam je w salonie. Zostawiam je na przeciw kanapy, która jako jedyna stoi w nienaruszonym stanie. Podnoszę ciało mężczyzny, które wcale nie jest takie lekkie jakbym chciała. Muszę sporo się namęczyć aby posadzić go na przyniesionym krześle. Całe szczęście po kilkuminutowej walce udaje mi się go posadzić. Dłonie przywiązuje grubym sznurem do oparcia krzesła. Nie powstrzyma go to na zawsze, ale da mi chwile przewagi.

Następnie udaje się prosto do gabinetu De Niro. Chwile mi to zajmuje przez przystanki na schodach, ale musiałam złapać oddech. Ta walka z nim była na prawdę wyczerpująca.

Wchodzę do gabinetu i przeszukuje wszystkie dostępne szuflady szukając odpowiedniej teczki. Przewracam większość rzeczy do góry nogami zostawiając po sobie na prawdę spory bałagan, ale nigdy wcześniej tu nie byłam. W końcu po kilku próbach udaje mi się znaleźć teczkę z moim nazwiskiem. Łapie ją w dłoń i wracam do nieprzytomnego Shane'a.

Siadam naprzeciw niego na kanapie. Po mojej lewej kładę teczkę, a po prawej broń, tak na wszelki wypadek. Może jeszcze mu się zmieni i zacznie atakować. Po drodze złapałam za chusteczki, którymi zaczęłam ścierać krew przyglądając się jednocześnie mężczyźnie.

Nie potrafiłby mnie zabić? Przecież nigdy nie miał z tym problemu nie zważając na płeć czy wiek. Był najgorszym zabijaką chodzącym po stanach, a teraz nie może? Nie chce? Co to w ogóle oznacza?

Obserwuje dokładnie jego poranioną twarz i ciało. Mam nieodpartą chęć zmycia z niego krwi i załatania ran, do których się przyczyniłam. Nie powinnam tego czuć. Powinnam czuć całkowicie co innego.

Nagle z ust bruneta wydobyło się ciche westchnięcie, a jego głowa zaczęła lekko się poruszać. Automatycznie na swoją twarz przybrałam maskę.

- Co się dzieje?- pyta cicho próbując poruszyć dłońmi. Nic z tego mój drogi. Jesteś uziemiony.- Dlaczego to robisz?- pyta spoglądając na mnie.

- Na prawdę nie pamiętasz?- odpowiadam mu pytaniem na pytanie, a jego mina wyraża czyste zdezorientowanie. Kiwa lekko głową na co się uśmiecham.- West Royce. Mówi ci to coś?- pytam, a na jego twarzy pojawia się zamyślenie. Jakby na prawdę próbował sobie przypomnieć.

- West Royce...- powtarza cicho.- Coś pamiętam. Gość był zadłużony, nie wyrabiał się ze spłatą, a ja robiłem tylko swoje.- odpowiada wzruszając ramionami jakby nic się nie stało.- A co to był twój chłopak albo mąż?- pyta, a w jego głosie da się wyczuć złość.

- To był mój brat idioto! Zabiliście go na środku parkingu, na dodatek na moich oczach!- krzyczę czym wprawiam go w osłupienie.- Nie daliście mu nic wyjaśnić! Po prostu pociągnąłeś za spust!

Royal flushOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz