Stojąc przed drzwiami prowadzącymi do pokoju wynajętego przez brunetkę, tarmosił w rękach pudełko pralinek oblanych białą czekoladą, które miały udobruchać dziewczynę po wystawieniu jej do wiatru. Justin dobrze wiedział, że to w żaden sposób nie załatwi sprawy, ale nieco ją załagodzi.
Zapukawszy w ciemno-drewnianą powierzchnię, szatyn rozejrzał się dookoła, jakby bał się, że swoją krwawiącą ręką, zwróci na siebie czyjąś uwagę. To fakt nie wyglądał najlepiej. Jego dolna warga była sina od mocno wbijających się w nią trzonowców, a ciało wciąż drżało z nerwów, choć sytuacja sprzed kilku kwadransy została w pełni opanowana.
- Prawie godzina poślizgu- wysyczała Kayle, stanąwszy w drzwiach.
- Przepraszam- powoli podszedł do przyjaciółki i wtulił jej drobne ciało w swój tors. Pochyliwszy się mocno, wsadził swój nos w burzę ciemnokasztanowych włosów pachnących jaśminem, a potem ucałował dziewczynę w czubek głowy.
- I tak jestem zła- warknęła, zaciskając ręce na skórzanym pasku od spodni chłopaka.
- Dlatego przyniosłem Ci Twoje ulubione czekoladki- uśmiechnął się zawadiacko i podał Carter małe, plastikowe pudełeczko, po czym bez słowa ruszył do łazienki.
Kiedy zapalił halogeny przy lustrze, dokładnie przyjrzał się zewnętrznej części swojego nadgarstka. Rana wyglądała nieciekawie, a na dodatek cholernie piekła. Podsunąwszy rękę pod strumień zimnej wody, Justin zacisnął usta w wąską linię i delikatnie obmył skaleczoną skórę, z której nie przestawała sączyć się krew.
- Gdzie byłeś?- zapytała brunetka, ni stąd ni zowąd pojawiając się w lustrzanym odbiciu, tuż za szatynem, który na jej widok wzdrygnął się ze strachu. Nie odpowiedział na jej pytanie, lecz wzruszył ramionami, wciąż czyszcząc ranę. - Cholera Justin, pytam się gdzie byłeś?!- podniosła ton, spoglądając na dłoń Biebera.
- A gdzie miałem być?- warknął, obdarzając Kayle piorunującym spojrzeniem.
- Jest w porządku, prawda? Dla Ciebie zawsze jest w porządku...- pokręciła głową z rozczarowaniem. - Nawet teraz, kiedy jesteś blady jak ściana, lękasz się mojej obecności, a Twoja ręka wygląda jakbyś wsadził ją do klatki z rozjuszonym lwem w środku!- jęknęła, patrząc na Justina posępnym, szklanym wzrokiem.
- Tylko przechodziłem obok pub'u, kiedy rzucił się na mnie jakiś napity grubas, pragnący za wszelką ceną spuścić mi manto- usiadłszy na skraju wanny, przyciągnął do siebie rozżaloną dziewczynę.- Wiesz, że gdybym miał kłopoty, bym Ci o nich powiedział, prawda?- westchnął, ocierając łzy spływające po jej policzkach.
Poczuł do siebie wstręt, dorzucając kolejne kłamstwo do stosu podpisanego imieniem Kayle. To wszystko powoli zaczęło wymykać się spod kontroli, powodując, że Justin już sam gubił się w swoich oszczerstwach. Jednak to wciąż było lepsze niż wyznanie prawdy. No bo jak Carter zareagowałaby na wieść, że napadł na bank, a potem uciekając z łupem prawie wpadł w ręce policji, która podejrzliwie zaczęła kręcić się przy otwartej pace furgonetki? Że nie mieli z Jordanem innego wyboru, tylko pędzić do bazy... Że wywinął koziołka na żużlowej drodze, utraciwszy kontrolę nad motorem? To kompletnie nie wchodziło w grę!
- Chyba już nigdzie nie zaserwują nam dzisiaj kolacji- zaśmiała się dziewczyna, owijając bandaż wokół poharatanej dłoni Biebera.
- Daj spokój, godzina jest jeszcze młoda- odparł, zerknąwszy na swój złoty zegarek, wskazujący kwadrans po dwudziestej drugiej.- No chyba, że...- przeciągnął słowa, uśmiechając się chytrze.
- Chyba, że...?- powtórzyła brunetka.
- Chyba, że woli pani pozostać w pokoju, panno Carter- subtelnie zagryzł swoją dolną wargę i posunął palcem wzdłuż linii klatki piersiowej przyjaciółki.
CZYTASZ
Following Liars
FanficMożna tkwić w skomplikowanym związku, lecz jest to trudniejsze niż się wydaje . Nie wystarczy wspólne mieszkanie, przyjacielski seks i obecność drugiej osoby. Zwłaszcza gdy nie wiemy o jej rodzinie, pracy oraz przeszłości... kompletnie nic. "Im mnie...