Rozdział 10

80 5 0
                                        

Adekwatnie do całej tej poważnej i dotkliwej sytuacji, na dworze zaczęło lać. Do pokoju , przez otwarte na oścież okno wlatywało coraz więcej wody, a mimo to Justin w ogóle nie zareagował. Stał nieruchomo i odtwarzał w myślach słowa wypowiedziane przez wciąż obecną u jego boku Kayle, która z spoglądała na niego zaniepokojonym wzrokiem. Twarz szatyna była pozbawiona jakichkolwiek uczuć, co nie pomagało w stwierdzeniu czy zaraz zacznie płakać, czy jednak dostanie ataku furii.

- Dobrze, ile potrzebujesz czasu?- zapytał napinając wściekle mięśnie. Gdyby tylko mógł coś zniszczyć lub zdemolować... W sumie mógł, ale z pewnością nie spodobałoby się to Carter, która miałaby o jeden powód więcej do uzasadnienia rozstania.

- Wiesz, że nie to miałam na myśli- brunetka powoli pokręciła głową. - Musimy się pożegnać Justin...- odparła, wzdrygnąwszy się z zimna.

- Przecież ta rozłąka nie musi trwać wiecznie, prawda? Wkrótce będziemy mogli zacząć od początku...- głos szatyna nieznacznie się załamał, gdy przestał dawać rady z tempem katarynki, jakie sam sobie nieświadomie narzucił.

- Nie- szepnęła dziewczyna, kierując się w stronę okna. Zamierzała je zamknąć, a tym samym uniknąć palącego wzroku Biebera, kiedy do jej oczu zaczęły napływać słone łzy. - Powinniśmy zerwać kontakt- dodała po krótkiej chwili ciszy, połknąwszy nieprzyjemną gulę, która narosła w jej gardle.

- Nie zrobisz mi tego...- warknął zaciskając mocno żuchwę, aby odeprzeć swoje gniewne oblicze.

- Tak będzie lepiej...- westchnęła brązowooka, ująwszy w palcach drobny puszek wplątany w jej błękitny, wełniany sweter. Zabawne, że miała go na sobie akurat tego dnia, kiedy poznała Justina i teraz kiedy mieli się pożegnać raz na zawsze. Może to było dziwne gdyż Kayle nie była przesądna, a mimo wszystko uwierzyła, że jest to jakiś znak z nieba, że warto zdjąć ten cholerny sweter, spalić go i spojrzeć na nieznaczne szczątki, uświadamiając sobie co tak naprawdę pozostało z jej relacji z Bieberem.

- Dla kogo lepiej?- prychnął chłopak, okręcając na swoim nadgarstku złoty zegarek od Cartier'a.

- Dla nas...- brunetka wzruszyła ramionami. Nie potrafiła udawać, że ta sytuacja jej nie przerastała, jednak nie chciała też dać po sobie poznać, że bała się obecności własnego przyjaciela.

- Jeśli doprawdy tak sądzisz to jesteś głupia, wiesz?- wysyczał Justin, nie mogąc dłużej słuchać tych bzdur.- Oboje wiemy, że ani ja bez Ciebie, ani ty beze mnie sobie nie poradzisz. Jesteśmy jak pieprzone Yin-Yang, które dopełnia siebie nawzajem!- podniósł ręce do góry, na znak bezsilności.

- Tylko, że bez zaufania, nie ma już równowagi i prędzej czy później wszystko się sypnie niczym domek z kart... - fuknęła Kayle, pstrykając palcem przed oczami towarzysza. Nie mógł jej zarzucić, że było inaczej. Bez wątpienia miała rację i tym razem to ona stała na wygranej pozycji. - Jadę spakować swoje rzeczy.

- Odwiozę Cię- oznajmił szatyn, przeczesawszy palcami grzywkę.

- Nie wysilaj się... Pojadę taksówką- warknęła dziewczyna, omijając porozrzucane po ziemi książki, które Justin prawdopodobnie z wściekłością zrzucił wcześniej z półki.

- Pojedziesz ze mną- powiedział stanowczo, podążając na przedpokój za ciemnowłosą.

- Daj mi spokój!- krzyknęła, siłując się ze swoimi wedge sneakers. Była tak rozjuszona, że nawet nie potrafiła wepchnąć nóg w swoje buty.

- Nie Kayle, bez dyskusji!- wrzasnął Bieber, pośpiesznie przeszukując swoje kieszenie, aby upewnić się, że dokumenty i pilot od auta były na swoim miejscu.

Following LiarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz