Rozdział 13

74 5 0
                                    

Święto dziękczynienia nadeszło i minęło, a wkrótce po nim Boże Narodzenie i Nowy Rok. Justin przestał mówić o Kayle, co oznaczało, że o niej zapomniał- przynajmniej tak sądziła Pattie, która troszczyła się o syna bardziej niż przez ostatnie osiem lat. Nie miał temu nic przeciwko, tak jak częstym, czasem nawet niezapowiedzianym wizytom matki, jednak bywały chwile, kiedy szatyn naprawdę miał dosyć jej obecności. Nie dawał tego po sobie poznać, bo co jak co, ale aktorem był dobrym. Poza tym, Bieber odniósł wrażenie, że bliższe kontakty rodzinne, pozytywnie wpływały na Juliana, który w ciągu pięciu miesięcy wydawał się doświadczyć przemiany o sto osiemdziesiąt stopni. Niewiarygodne, że właśnie tyle czasu minęło od odejścia Carter... Wbrew pozorom Justin o niej nie zapomniał- wręcz przeciwnie, przypominał sobie o coraz bardziej błahych, mało istotnych chwilach spędzonych z brunetką. Owszem, bywały momenty, w których zdawał sobie sprawę, że nie pamięta jak brzmiał jej głos, jak dokładnie wyglądała jej twarz i czy ze swoim wzrostem dosięgała mu do żeber, czy może jednak do ramienia, ale szybko przekonywał się, że żaden z tych szczegółów mu nie umknął- nie było to takie łatwe, kiedy śnił o niej praktycznie każdej nocy. Za dnia nie było lepiej, bowiem popadał w paranoje. Gdziekolwiek nie poszedł, widział Kayle, która koniec końców zawsze okazywała się nieznajomą kobietą łudząco do niej podobną.

Spostrzegłszy jeden procent baterii na swoim iPodzie, szatyn wyciągnął z uszu słuchawki i zerknął na zblazowanych podróżą pasażerów, próbujących upodobnić pobliskie chmury do konkretnych przedmiotów lub czytających czasopisma, zakupione na lotnisku w wygórowanej cenie. Nie zazdrościł im tego jak spędzali czas, aczkolwiek sam mógł zrobić nie wiele więcej, gdy rap nie zagłuszał już jego myśli. Zdecydowanie, ten gatunek muzyki był jego ulubionym, choć wynikało to raczej z mentalności oraz przyzwyczajeń Florence Graham. Owa dzielnica w większości była zamieszkana przez biednych imigrantów, należących najczęściej do rasy czarnej, co od dzieciństwa w pewien sposób utożsamiało Justina z jego przyjaciółmi.

- Cześć- kiwnął głową do przechodzącej korytarzem, znajomej stewardessy. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało, lecz nie zwolniła z kroku. Była w pracy co zobowiązywało ją do profesjonalizmu, jakim na pewno nie była pogawędka z pasażerem.

Brązowooki zwinnie podniósł się z fotela i ruszył za blondynką, która weszła za granatową kotarę dającą odrobinę prywatności personelowi.

- Sarah?- zapukał dłonią w pobliską ściankę i wślizgnął się za zasłonę.- Możemy porozmawiać?

- O czym?- uniosła wzrok znad świeżo zaparzonego kubka kawy, zapewne i tak będącego dla jednego z pasażerów.

- O Kayle...- westchnął Bieber, spuszczając do dołu głowę. Rzadko kiedy wymawiał to imię, ponieważ wciąż sprawiało mu ono wiele cierpień.- Dlaczego jej tu dzisiaj nie ma? To przecież jej dzień pracy, prawda?- zapytał, podpierając się ramieniem o wysokie,metalowe lodówki przywarte do ścian samolotu.

- Całkowicie zmieniła swój grafik oraz cele podróży. Należy teraz do innej załogi w naszych liniach lotniczych...- westchnęła Reyes, starając się unikać wzroku towarzysza. Nie chciała zdradzić przyjaciółki, bo przecież jej to obiecała.

- Masz z nią jakiś kontakt?- zagadnął Justin, pokładając w Sarah swoje ostatnie nadzieje na odnalezienie Kayle, która od czasu rozstania nie odpowiedziała na żaden z jego telefonów.

- Przykro mi...- dziewczyna wzruszyła ramionami.- Odcięła się od nas wszystkich parę miesięcy temu...- odparła z udawanym zmartwieniem, licząc na to, że szatyn kupi tę historyjkę. Rzeczą oczywistą było, że blondynka miała kontakt z Carter- przecież razem mieszkały.

Following LiarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz