Epilog

105 9 4
                                    

Podszedłszy do okna, szatyn zamknął je z hukiem, nie wiedząc czy w sali nie zrobi się chłodniej jeśli odetnie napływ powietrza z dworu. Tegoroczne lato było wyjątkowo niełaskawe dla mieszkańców Kalifornii: nieznośnie temperatury zbierały żniwa wśród starszych osób, a istna susza zmusiła władze stanu do zasilenia miast wodami ze sztucznych jezior. Sierpień zapowiadał się nieco lepiej, ale póki co był lipiec. Od wypadku Juliana minęły już trzy miesiące. Z każdym dniem, lekarze dawali mu coraz mniejsze szanse na wybudzenie się ze śpiączki, jednak Justin i Kayle nie przestawali wierzyć w cud. Odwiedzali go codziennie, bez wyjątku, wciąż wierząc, że młody Bieber miał jednostronny kontakt ze światem.

Podszedł bliżej łóżka i przyjrzał się małej, przezroczystej buteleczce wiszącej na haku. Do jej ujścia była przyczepiona mała rurka, a do niej jeszcze wenflon, przez które, substancje odżywcze wpływały do krwiobiegu blondyna.

- Jak się obudzisz, zabiorę Cię na pizzę...- stwierdził brązowooki, krzywo patrząc na kroplówkę. - BBQ Chicken, Meat Lover's * albo może dwie na raz jeśli nie będziesz mógł się zdecydować... - mruknął, a potem zamilkł zdawszy sobie sprawę, że zaczął gadać jak nakręcony.

Usiadł na krześle i opuścił głowę między kolana. Brakowało mu już słów zachęty by wreszcie wyrwać brata ze stanu tej cholernej nicości. Czuł się bezradny- nie miał zielonego pojęcia jak to jest być w śpiączce: czy człowiek czuje się wtedy jak w stanie nieważkości, czy może jest ciężki niczym głaz, albo nawet lepiej, czy ma uczucie jakby oddychał pod wodą?

- A pamiętasz jak postanowiłeś odszukać dziadków?- szatyn zagadnął po krótkiej chwili namysłu.- Miałeś wtedy z osiem lat...- kiwnął głową, przeczesując palcami grzywkę. - Boooże, jak mama się wtedy martwiła...- westchnął, a następnie zachichotał cicho.- Na szczęście zdążyłeś dojść tylko do przystanku na sąsiedniej ulicy... Nie wspominając o tym, że czekałeś na autobus z napisem "Kanada" na wyświetlaczu...

Patrząc na tę historię z perspektywy czasu, Justin zaśmiewał się do łez. Miał nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie mógł wspominać równie wesoło, w nieco lepszych okolicznościach.

- Chyba czas na lekturę...- powiedział spokojnie, uprzednio wziąwszy 5 głębokich wdechów w celu rozluźnienia się.

- Za górami za lasami w szuwarach nad rzeczką, żyło sobie kaczątko o imieniu Dabert...- wyrecytował, zanim otworzył książkę. W zasadzie, chyba już spamiętał całą jej treść, ale dla pewności, nadal wolał śledzić tekst wzrokiem. - ....Krótko po jego wykluciu okazało się , że ma niewystarczająco rozwinięte płetwy, by móc samodzielnie pływać, dlatego każdego poranka, kiedy reszta rodzeństwa wyruszała z mamą kaczką na drugi brzegi rzeki, aby zwiedzać pobliskie ogrody, łąki oraz jeziora, mały Dabert pozostawał w domu pod opieką dziadka.(...)

Rozpoczynając każdy kolejny akapit, znudzony lekturą Justin, przerzucał wzrok na lico blondyna. Robił to z przyzwyczajenia, jakby naiwnie licząc, że dostrzeże jakiś gest. Kiedy Julian był jeszcze małym chłopcem i słuchał tej bajki, wyraz jego twarzy ulegał nieustannym zmianom. Natomiast teraz, leżał nieruchomo od dwunastu tygodni, nie dając choćby najdrobniejszych znaków świadczących o przełomie.

- (...)- Najwyższa pora byśmy poszli spać- Bieber obniżył głos, wypowiadając kwestię kaczora. Z każdym dniem, sposób, w jaki czytał tę baśń, był poddawany ulepszeniom. Jednak pomysł z podziałem na intonowanie wypowiedzi postaci, pojawił się dopiero niedawno. - ... oznajmił dziadek i powolnym krokiem ruszył w stronę gniazda, w którym wszyscy pochrapywali słodko. Zmęczone kaczątko dreptało zaraz za starcem, a gdy wreszcie dotarło do legowiska, wepchnęło się pod skrzydło kaczora i po chwili zasnęło, doszedłszy wcześniej do wniosku...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 25, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Following LiarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz