Rozdział 20

51 5 1
                                    

 Kayle stała podparta o kuchenny blat, nie tyle przytłoczona ciężarem, który obarczył ją tak znienacka, ile zmęczona minioną nocą. Na dobrą sprawę, sama już nie wiedziała ile czasu tkwiła w kuchni nad bulgoczącym czajnikiem oraz kubkiem do połowy wypełnionym sypaną Arabicą. Nie była nawet w stanie stwierdzić, czy może przypadkiem nie wpadła w trans na parę sekund lub minut. Jedyne czego chciała to spędzić sen z powiek, skoro nie dane było jej spać.

Usłyszawszy pstryknięcie oznajmiające, że woda zagotowała się, Carter przetarła swoje zmęczone, powieki, a następnie wlała wrzątek, po same brzegi, do uprzednio przygotowanej filiżanki.

- Jak mama?- ni stąd, ni zowąd po kuchni rozległ się szorstki, męski głos, a zaraz po nim nastąpił dźwięk tłuczonego szkła.

- Justin!- wyraźnie zlękniona brunetka, Odskoczyła do tyłu, wpadając przy tym na blat. Jeszcze chwilę temu, gdyby nie odwróciła się w stronę drzwi, dałaby sobie rękę uciąć, że do domu wszedł całkiem obcy mężczyzna; postrzegający świat w przesadnie pesymistyczny sposób.- Nie-nie słyszałam byś wchodził do mieszkania- wyjąkała, trzęsącymi rękoma szukając w zlewie ścierki.

Szatyn spojrzał na ciemnobrązową plamę oraz stłuczony kubek, z pokerowym wyrazem twarzy, a następnie przerzucił wzrok na Kayle. Nic nie wyglądało na to by kwapił się do powiedzenia czegoś jeszcze, bądź do pomocy przy posprzątaniu po drobnym wypadku. Jedynie oparł się skronią o framugę i wyczekująco spoglądał na towarzyszkę.

- Przez cały czas milczała...- dziewczyna wzruszyła ramionami.- Stosunkowo niedawno podałam jej leki nasenne.

Bieber przytaknął na znak aprobaty, a potem bez słowa opuścił pomieszczenie. Swoim zachowaniem dał Carter jasny przekaz, że nie miał ochoty na rozmowę, dlatego też dziewczyna postanowiła na niego nie naciskać, mimo że coś w środku podpowiadało jej, by przynajmniej nawiązać krótką pogawędkę.

Pozbierawszy największe odłamki szkła i wrzuciwszy je do śmietnika, brązowooka pozamiatała podłogę, a potem starła kałużę będącą jedyną pozostałością po jej upragnionej kawie. Nie miała już siły by po raz kolejny stanąć przy blacie i zaparzyć sobie drugą; nogi, niczym z waty, uginały się pod ciężarem jej ciała, a wnętrze jej głowy rozsadzał głośny szept proszący choć o odrobinę kofeiny. Właśnie mijała szósta doba, odkąd Kayle wyspała się po raz ostatni. Trzydniowa delegacja do Hong Kongu była istną katorgą, choć za każdym razem starała się wmówić samej sobie, że było inaczej. Przylot z Londynu do Los Angeles, też wyssał z niej sporo energii, nie wspominając o tragedii Bieberów, która na domiar złego wyniszczyła Carter emocjonalnie.

- Pięć, trzy, dwa...- brunetka wyszeptała cichutko, wyliczając szybko na palcach, a potem zastygła w bezruchu, gdy uświadomiła sobie, że przez ostatnie sześć dni spała tylko dziesięć godzin.

Wychyliwszy chyłkiem głowę za framugę, dziewczyna sprawdziła czy nie jest obserwowana przez Justina. Zapewne by się wściekł, gdyby zobaczył co zamierzała zrobić. Już kiedyś się o to pokłócili, w wyniku czego nie rozmawiali przez tydzień.

Kayle przemknęła po cichu do łazienki, zamknęła drzwi na klucz, a następnie otworzyła apteczkę. W mgnieniu oka odnalazła biało-czerwoną fiolkę, odkręciła jej wieczko i wysypała sobie trzy tabletki na dłoń. Wbrew swoim potrzebom, nie miała odwagi ich połknąć. W głowie wciąż odtwarzała jej się poprzednia awantura o leki przeciwbólowe. Bieber bez ogródek wykrzyczał wtedy Carter w twarz, że zażywanie Tylenolu* dla kofeiny jest narkomańskim zachowaniem. Nie przyznała mu wtedy racji tylko dlatego, że nie znosiła przegrywać, lecz teraz znowu była o krok od własnej porażki.

Following LiarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz