Rozdział 21

67 4 0
                                    

Pogardliwe spojrzenie Thane'a sprawiło, że Kayle poczuła się winna. Przez parę chwil starała pocieszyć się obecnością Sarah, jednak jej poczucie komfortu zniknęło tak prędko, jak tylko uświadomiła sobie, że obrót sprawy powstał z inicjatywy przyjaciółki. Gdyby tylko panna Reyes miała choć odrobinę serca i wyczucia taktu, ostrzegłaby Carter o obecności swojego brata, lecz ten ruch wymagałby odbiegnięcia od planu, który sobie sporządziła już wcześniej.

Zacisnąwszy mocno pięści, brunetka skrzywiła twarz w grymasie. Długie, spiłowane na szpic paznokcie, wbijały jej się w wewnętrzną część dłoni i drążyły coraz głębsze wyżłobienia. Nie miało to jednak w tej chwili najmniejszego znaczenia. Kayle emanowała wściekłością i żalem, zarówno do Sarah jak i siebie samej. Nie mogła zwyczajnie pojąć, w jaki sposób ktoś zapanował nad jej życiem. Czuła się niczym marionetka, którą niepostrzeżenie przywiązano do sznurków. Bolał ją fakt, że dała się wpuścić na pole minowe.

Patrząc niepewnie w gniewnie połyskujące oczy bruneta, Carter nie wiedziała co powiedzieć. Żadne ze słów, które przychodziły jej na myśl, nie były odpowiednie aby wyrazić swoją skruchę.

- To może ja już pójdę- mruknęła Sarah, gestem ręki odsyłając siebie samą do salonu.

- Nie- mężczyzna odparł szorstkim tonem, przerzucając wzrok na stojącą nieopodal siostrę. Jego tęczówki, jak nigdy dotąd, nabrały ciemnych barw, niczym u bestii pragnącej pożreć swoją ofiarę. - Ty zostajesz, a ja i Kayle wychodzimy- rozkazał, popychając dziewczynę w kierunku drzwi wyjściowych. O dziwo jego dotyk był przyjemny tak jak zawsze, a co się z tym wiążę, nie można było odczuć w nim gwałtowności czy też przesadnej siły. Co więcej, Thane wysilił się by podać brunetce jeansową katanę, wiszącą na wieszaku, do którego nie dosięgała. Można by uznać, że sytuacja nie była tak beznadziejna jak się wydawała, gdyby nie głośny trzask drzwi następujący paręnaście sekund później.

Brązowooka nasunęła na nogi swoje czarne, klasyczne szpilki od Laboutin'a, a następnie ruszyła śladem Reyesa. Nie odszedł daleko - stał przed schodami prowadzącymi do domu. Spoglądał w ziemię, ręce miał w kieszeniach, a na dodatek szurał butem o chodnik.

- Powiedz coś w końcu...- rozkazał błagalnym tonem.

Kayle westchnęła cicho, a potem zeszła na dół, ostrożnie pokonując stopień za stopniem i trzymając się barierki. Brakowało jej słów; w głowie miała pustkę, tak jakby wszystkie myśli ulotniły się na zewnątrz i wirowały w rytualnym tańcu dookoła jej czaszki.

Minęło parę chwil zanim przeniosła spojrzenie na towarzysza. O dziwo, był skupiony na uchylonym oknie, a właściwie na Sarah, która próbowała niepostrzeżenie przyglądać się całej tej sytuacji zza firanki.

- Wiesz co...- mruknął, wciąż podejrzliwie patrząc na poruszającą się zasłonę.- Chodź...- dodał, oplótłszy rękę wokół talii Carter, a potem powolnym krokiem poprowadził dziewczynę w nieznanym kierunku.

Thane nie znał Londynu. Pragnął jedynie poszukać jakiegoś ustronnego miejsca, w którym Kayle mogłaby w końcu wydusić z siebie choć jedno słowo, lecz jak na złość droga zaprowadziła ich do samego centrum dzielnicy, pod Nothing Hill Gate- stację metro. Może nawet lepiej, że tak się stało bo byli pośród ludzi i mieli mniejsze szanse na zgubienie się. Kto wie gdzie doszłyby dwie, nie potrafiące odnaleźć się w terenie, osoby....

- To co? Starbucks?- mężczyzna zapytał z nadzieją, dostrzegłszy w oddali zielony, charakterystyczny szyld.

Brązowooka wzruszyła jedynie ramionami.

- No chodź...- Reyes trącił towarzyszkę łokciem w bok.- Nie daj się prosić...- uśmiechnął się nikle, przez co wyraz twarzy Kayle uległ drobnej zmianie. Nareszcie, kąciki jej ust- tylko nieznacznie, ale mimo wszystko- uniosły się do góry.

Following LiarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz