Rozdział 8

79 6 1
                                    

Na wpół śpiąc, wytężył słuch który albo go mylił, albo naprawdę odbierał klaksony samochodów, turkot silników, denerwujące melodyjki sygnalizacji świetlnych- bijące w mieście tętno. Nie wierząc swojemu zmysłowi, Justin powoli otworzył oczy i zamrugał kilkakrotnie, aby pozbyć się zlanego w jedność, jasnego obrazu, jaki po chwili przeistoczył się w bardzo dobrze znane mu miejsce. Jasne, skórzane fotele poustawiane nieopodal należącej do kompletu kanapy, na której właśnie spoczywał oraz ogromny telewizor i zestaw kina domowego podwieszone na polakierowanej na czarno ścianie, pomogły szatynowi upewnić się, że był w salonie Jordana.

Uniósłszy się na łokciu, syknął głośno, czując jak nieznośny ból ogarnia jego lewą część klatki piersiowej.

- Nie wstawaj- rozkazał murzyn, natychmiastowo pojawiając się u boku przyjaciela.

- Jo...- jęknął Bieber, mimowolnie unosząc kąciki swoich ust ku górze, czego również pożałował kiedy jego poranione wargi naciągnęły się zbyt mocno. West uspokajająco pogłaskał towarzysza po ramieniu, a następnie chwycił za szklankę wody i pomału go napoił. - Odbiłeś mnie- brązowooki wyszeptał po chwili.

- Też byś to dla mnie zrobił- odparł cicho, próbując odgonić od siebie widok krwawiącego, nieprzytomnego przyjaciela leżącego na zimnym cemencie. Szczęście w nieszczęściu, że zdążył tam dotrzeć zanim wrogowie nie skopali Justina na śmierć. Naprawdę niewiele brakowało...

- Co z Golden Guns?- zapytał szatyn ostrożnie przewracając się na prawy bok..

- Po kłopocie- czarnowłosy wzruszył ramionami.- Kilku zabiłem idąc Tobie na ratunek, a resztę dopadło Daredevils gdy następnego dnia próbowali uciec z miasta.

- Należało się skurwielom- odparł głosem przepełnionym jadem, obserwując Jordana podnoszącego się z puszystego, owczego dywanu. Ramię chłopaka było owinięte bandażami, a mimo wszystko krew przebiła opatrunki. - Kulka?

- Ta, to nic takiego- wysapał usadawiając się na czarnym, szklanym stoliku, który dziwnym trafem był zawsze olśniewająco czysty. - W porównaniu do Ciebie...- dodał po chwili obserwacji nabrzmiałej twarzy złotowłosego. Fioletowo-brązowy siniak w okolicy jego kości policzkowej z dnia na dzień coraz bardziej rozlewał się po całej buzi, a pozszywana dolna warga niemalże wciąż puchła w oczach. - Ściągnąłem tu Finn'a... Mówi, że masz połamane trzy żebra, a tak to po prostu jesteś poobijany do granic możliwości.

- Poobijany czy nie, pomóż mi wstać bo muszę się w końcu wykąpać- Bieber westchnął ze zrezygnowaniem.

Chwyciwszy za wyciągnięte ręce murzyna, szatyn podciągnął się do pionu i ścisnął je kurczowo, gdy na krótką chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami.

- W porządku?- zapytał West, przytrzymawszy osłabionego towarzysza, który wyglądał jeszcze bladziej niż przed chwilą. Szczerze wątpił, że Justin ma wystarczająco siły by chociaż wziąć prysznic.

- Jest okay...- odparł niemrawo, pomału kulejąc w stronę łazienki.

- Weź sobie z garderoby ręcznik i coś do ubrania- przypomniał czarnowłosy, kierując się w stronę kuchni.

- Ta, ta, jasne- wymamrotał brązowooki zaciskając mocno szczękę. Z każdym kolejnym pokonywanym krokiem, ból przeszywał jego ciało z coraz większym natężeniem. Mam nadzieję, że ci skurwiele smażą się za to w piekle, pomyślał chłopak wspominając swoich oprawców. Dziwne, lecz świadomość, że "Golden Guns" było już martwe, dawała mu ukojenie dla umysłu. Bo co jak co, ale byłby kompletnym głupcem gdyby nie przyznał się do strachu jaki był jego stałym uczuciem podczas przebywania w niewoli.

Following LiarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz