*1*

211 15 7
                                    

- Dosyć o tym, kochanie. Obiecałeś przecież...*- Emilia położyła swoją wypielęgnowaną dłoń na ramieniu Kevina.

Siedzieli w kawiarni, popijając kawę. Kiedy dziewczyna powiedziała „przestań", chłopak umilkł i przeprosił uśmiechem.

- Przepraszam...- uśmiechnął się delikatnie.- Jesteś w innej sytuacji. Skończyłaś bardzo dobrą uczelnię, pracujesz i nie masz takich problemów.

- Nie chcesz przyjąć mojej pomocy- zauważyła.

- Po prostu... chcę mieć świadomość, że sam dałem radę.

- Jak chcesz- dała za wygraną. Już i tak długo próbowała go przekonać. Zaczęła bawić się złotym pierścionkiem z brylantem, który od dwóch lat widniał na jej serdecznym palcu u lewej ręki.

Kevin oświadczył się jej w jej dwudzieste czwarte urodziny. Zabrał ją tamtego dnia nad klif gdzieś daleko za miastem. Zrobili piknik, a kiedy słońce zaczęło zachodzić, wyznał Emilii miłość i zadał jej to bardzo ważne pytanie. Zgodziła się od razu. Wtedy ich miłość kwitła. Byli ze sobą od ponad sześciu lat. Zaledwie kilka miesięcy po tym jak poznali się podczas pobytu Emilii w Paryżu, zostali parą. Mimo, że od zaręczyn minęło tak dużo czasu, ani razu nie rozmawiali o ślubie.

- Kevin, muszę iść- powiedziała Emilia, spoglądając na markowy zegarek.

- Dobrze- dopił kawę i zostawił banknot na stole, wstając.- Zadzwonię do ciebie wieczorem- kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.

Na pożegnanie pocałowali się w policzek i rozeszli w swoje strony. Emilia przywołała taksówkę, a przed pokaźnym domem rodziców była parę minut później. Zapłaciła kierowcy i wysiadła na wczesny, letni, nowojorski wieczór. Lato było w tym roku wyjątkowo ciepłe.

Weszła do holu, przemirzyła ogromny salon i ruszyła na poszukiwania Sary. Znalazła ją jedzącą ciasto w kuchni.

- Cześć- przywitała się, kładąc swoją torebkę na krześle.

Sara kiwnęła jedynie głową, wkładając kolejny kęs wypieku do buzi. Nie dbała już o dietę, jak to było kiedyś. Przez cztery lata z wysoko uniesioną głową walczyła o swoją pozycję chociaż ta z każdym miesiącem wydawała się być coraz słabsza, aż w końcu dwa lata temu dobitnie zrozumiała, że powinna usunąć się w cień. Lata jej świetności przeminęły bezpowrotnie. Dopiero po dłuższym czasie zaakceptowała swoje położenie i pogodziła się z utratą ukochanej pracy. Nawet przestała się dziwić, dlaczego nie otrzymywała nowych ofert. Kiedyś piękna blondynka z twarzą i figurą stworzoną do modelingu, teraz przeciętna kobieta po czterdziestce. Wciąż była dużo młodziej wyglądającą blondynką niż wskazywała jej data urodzenia, ale przez jej zły stan psychiczny po częściowo przymusowym odejściu z fachu, straciła swój blask i pozycję. Od tamtej pory nigdy nie rozpuszczała włosów, twierdząc, że to one przypominały jej karierę. Zawsze były szczepione w kok lub w najlepszym wypadku w wysoki kucyk.

Sara wstała i bez słowa podeszła do córki.

- Znowu byłaś u fryzjera?- spytała, gładząc Emilię po jej blond włosach, sięgających do połowy pleców.

- Tak- odpowiedziała. Trochę ją dziwiło, że jej mama pyta ją o tak nieistotną rzecz, jaką były włosy.- Przefarbowałam na ciemniejszy blond- przymrużyła oczy, uważnie się jej przyglądając.

- W naturalnym odcieniu wyglądałaś lepiej- stwierdziła, przejeżdżając palcami po falach.

- Mamo, od czterech lat nie mam naturalnego koloru. Naprawdę będziemy teraz o tym rozmawiały?- zaczęła się denerwować.

Sara opuściła swoje ręce wzdłuż ciała i zajęła swoje poprzednie miejsce na stołku przy wyspie kuchennej. Zaczęła dalej konsumować ciasto.

- Lecę do Polski- poinformowała Emilia, opierając się biodrem o marmurowy blat w ich nowoczesnej kuchni.

OKNO NA NOWĄ DROGĘ | YA [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz