Mój zaniechany instynkt samozachowawczy, samokontroli czy chociażby samoopamiętania poszedł się pierzyć po raz kolejny gdy wypowiadałem pełne zakłamania i fałszu słowa:
-Tak ,było wspaniale.
Kłamstwo. Kolejne z wielu kłamstw. Nawet mój wyraz twarzy nie był prawdziwy.
Dobrze ,że byłem pijany na tyle żeby każde kłamstwo przychodziło mi z łatwością tak ogromną ,że nawet powieka mi nie drgnęła gdy mówiłem co ślina przyniosła mi na język. Zasadniczo nawet nie kontrolowałem tego co mówiłem. Może faktycznie było wspaniale? A może zasnąłem w połowie i, dzięki bogu, obudziłem się gdy już było po wszystkim? W mojej głowie powstawała czarna dziura ,która tworzyła się zwykle po kilku drinkach.
Patrzyłem na chłopaka leżącego na starym tapczanie ,który swoje nagie ciało okrył kocem. Chyba spał. Mrużyłem oczy by dostrzec więcej szczegółów ,ale w mojej głowie mąciła wódka i tanie drinki z whisky ,które skutecznie uniemożliwiały wyłapywanie kluczowych detali.
Zachwiałem się wpadając na coś co wyglądem przypominało stolik. Kilka butelek po piwie runęło na płytki pozostawiając za sobą hałas ,który obudziłby nawet trupa.
-Jason, wracaj do łóżka.- wymamrotały równie pijane co ja zwłoki leżące na tapczanie bez ruchu.
Wyglądał jakby przebiegł jakiś kurwa maraton ,a jedyne co zrobił to pieprzył mnie przez jakieś dwadzieścia minut.
Burknąłem coś w odpowiedzi dyskretnie wsuwając na siebie jakieś spodnie mając nadzieję ,że należą do mnie. Mój oponent zachrapał ,a ja przewróciłem oczami. Nie mogłem zostawić po sobie żadnego śladu ,by przystojny blondyn ,który właśnie na dobre odpłynął nigdy więcej mnie nie odnalazł. Seks z nim był beznadziejny. Gdyby było inaczej zdecydowanie bym to zapamiętał. Spotkałem go dziś w barze i jakiś durny zmysł odpowiedzialny za utrzymywanie barier na swoim miejscu podpowiedział mi ,że to z nim będzie mi na tyle dobrze ,że zapomnę o całym świecie. I chuj, znów się pomyliłem. Jego mieszkanie było cuchnącą ruderą gdzie za ścianą spało kilku lokatorów ,tapczan śmierdział marihuaną ,a wszędzie wokół walały się butelki po piwie i niedopałki. Nawet pokój ,w którym teraz się znajdowałem wyglądał co najwyżej jak korytarz.
Niżej nie mogłem upaść. Wymykałem się z mieszkania nieznanego mi przystojniaka nawet nie znając jego imienia. Ba, nawet on nie poznał mojego ,przynajmniej nie tego prawdziwego. Ostatnie czego potrzebowałem to by mnie odnalazł i łaził za mną zarzucając mi ,że chciałem go tylko przelecieć.
Bo właściwie tego chciałem, ale szukałem czegoś zgoła innego. Uniesienia ,uczucia ,rozpalającego podniecenia. Był to mój trzeci seks w tym tygodniu a ja wciąż nie odnalazłem tego czego szukałem. Skakałem z kwiatka na kwiatek poszukując ,ale nikt nie był w stanie zastąpić...
Nawet w myślach nie wypowiedziałem tego przeklętego imienia ,które już dawno temu wypierałem ze swojej głowy posyłając w diabły.
Z rozsadzającym bólem głowy i procentami we krwi czekał mnie właśnie najtrudniejszy w życiu slalom między butelkami ustawionymi na płytkach. Cicho jak myszka wciągając na siebie cienki t-shirt przeskakiwałem nad szkłem modląc się by nie obudzić chłopaka w łóżku.
Przecież jego nawet wybuch bomby by nie obudził. Zasnął jak dziecko, jak po najlepszym seksie jaki kiedykolwiek przeżył. Gdy dostałem się do drzwi wyjściowych wystrzeliłem z nich wiedząc ,że już nigdy nie przekroczę tego progu. Biegłem klatką schodową w dół przeskakując co dwie schody i potykając się jak pijana świnia.
Cholera ,nawet nie wiedziałem jak się tu znalazłem i jak daleko od domu byłem.
Upodliłem się. Stałem się społecznym zerem ,które przez siedem dni w tygodniu ,każdego wieczora upijało się do nieprzytomności i zaliczało chłopców ,których znało od kilkunastu minut. Łudziłem się ,że bzykając się z trzecim w tym tygodniu chłopakiem odnajdę miłość choć w połowie tak potężną jaką straciłem. Żałosny, żałosny pijany Quinnlan. Wpadłem w wir ,który zamiast poszukiwać zastępstwa w miejsce swojego serca odebrał rozum by nie czuć ,nie myśleć i żyć z dnia na dzień szukając odrobiny uciechy.
CZYTASZ
Wszystko co po sobie zostawiłeś |bxb| cz.II
RomantikMoje życie stało się piekłem. Każdy dzień był torturą ,zlepkiem minut ,które zabijałem odbierając sobie rozum. Waszyngton miał być bajką- okazał się ucieczką ,swoistą oazą ,w której pozwalałem sobie codziennie upadać od nowa. Odciąłem się od poprzed...