"Trzymasz się jakoś?"- napisała wreszcie Palmer gdy kelner przyniósł mi coś co miało być jajecznicą.
Spojrzałem na talerz. Owszem ,może kiedyś było to jajecznicą ,zanim zostało strawione i wydalone.
Westchnąłem chwytając za telefon.
"Jakoś. A on?"-odpisałem.
Co mnie to w ogóle obchodziło?
"Jakoś" to wiele powiedziane. Powstrzymywałem rozpacz tłumiąc wszystko w sobie ,ale wiedziałem ,że i ta tama kiedyś pęknie i spędzę wiele czasu nim na dobre się wyleczę i zapomnę. Lecz póki emocje wkładałem do pudła i kryłem głęboko w sobie dni były całkiem znośne. Przynajmniej o tyle ,że byłem w stanie zebrać się z łóżka i przyjechać do tego taniego baru mlecznego żeby zjeść cokolwiek co zaspokoiłoby głód.
"Cóż, Noah rozważa upicie go żeby wreszcie przestał gadać. Kocham cię Quinn ,ale mam dość słuchania o tobie i jego miotania się. Wiesz ile razy chciał do ciebie jechać i błagać o wybaczenie?"
"Jest dopiero dziewiąta a powstrzymywaliśmy go dwa razy."- dodała.
Gapiłem się w czarno białe płytki na podłodze zabrudzone od błota spod butów tłumów jakie przybywały na tanie i jakże obrzydliwe śniadanie. Kto normalny tutaj jadał? Patrząc na tą jajecznicę i spalony bekon mój apetyt znikał w cholerę.
"Przejdzie mu"- odpisałem zdawkowo.
"A jeśli nie przejdzie? Ani tobie ani jemu?"
"Przejdzie jak każda choroba. Trzeba to wyleżeć. Co słychać u Snow?"- zmieniłem temat.
"W zasadzie bez przerwy siedzi z nią Hazel bo Aiden jest...niedysponowany. Twoja matka nie jest pocieszona faktem ,że rzuciłeś Aidena i wyjechałeś ,ale wyjaśniłem jej sprawę. Nie wiem na kogo jest bardziej wściekła, na niego ,na mnie czy na ciebie."
"Obstawiam ,że obwinia wszystkich wokół."- odpisałem biorąc łyk czegoś co najwyraźniej miało być truskawkowym kompotem.
Kurwa ,zapomniałem jak bardzo ich nienawidzę. Ale za tą cenę lepsze było to niż pomyje.
"Bingo. Wywołałeś niezłe poruszenie. Jakbyś potrzebował towarzystwa daj znać. Z Noah chętnie damy nogę z tego wariatkowa"
Uśmiechnąłem się od niechcenia.
-Można?- zapytał zachrypnięty głos ,który wyrwał mnie ze skupienia.
Patrzyłem zmęczonymi oczami na staruszkę ,która wyglądała na dobre siedemdziesiąt lat. Śnieżnobiałe włosy spięte miała w wysoki kok ,brązowa skóra twarzy była pomarszczona ,na bluzkę o wzorze pantery opadały czerwone korale ,a czarna spódnica sięgała kobiecie niemal do ziemi. Dłonie ozdobione złotymi bransoletami trzęsły się gdy trzymała w kościstych dłoniach misę z zupą. Ciepłe orzechowe oczy patrzył na mnie ,a usta umalowane fuksjową szminką uśmiechały się.
-Jasne ,proszę.- odparłem zapraszając staruszkę na miejsce naprzeciwko.
-Tłok dziś jak nigdy. Nie ma miejsc a nikt nie chce jeść śniadania ze starą ropuchą.
Rzuciłem kobiecie szybkie spojrzenie znad telefonu ,który zablokowałem i odłożyłem na bok dając Palmer czas by opisała mi z dokładnością cyrk jaki zostawiłem za sobą.
Kobieta otaksowała mój talerz.
-Nie jesteś tutejszy?
-Nie. -wychrypiałem.- Jestem... przejazdem. W zasadzie mieszkałem tu przez pięć lat ,ale w tej dzielnicy nigdy nie byłem.
CZYTASZ
Wszystko co po sobie zostawiłeś |bxb| cz.II
RomanceMoje życie stało się piekłem. Każdy dzień był torturą ,zlepkiem minut ,które zabijałem odbierając sobie rozum. Waszyngton miał być bajką- okazał się ucieczką ,swoistą oazą ,w której pozwalałem sobie codziennie upadać od nowa. Odciąłem się od poprzed...