26. Rażące marnotrawstwo

307 27 4
                                    

 Rodzinne obiady zawsze miały w sobie ten jeden pierwiastek ,za który ich kurwa nienawidziłem. Ta sztuczna cukierkowa gadka przyprawiała o dreszcz i potrzebowałem wytężenia siły woli by nie krzywić się jak dzieciak. 

 Nie mam pojęcia co mieliśmy w głowie godząc się na to urocze spotkanie. Zawsze mogliśmy znaleźć jakąś wymówkę by kolejny dzień spędzić w domu oglądając stare bajki i słuchając zrzędzenia Aidena ,któremu matka nigdy nie pozwalała oglądać bajek ,żadnej nie znał i uważał to za chłam. A może byliśmy zbyt rozkojarzeni gdy Hazel zapraszała nas na uroczy obiad gdy wyszliśmy ze sklepu z garniturami. Ja w głowie miałem tylko obraz tego co wydarzyło się w przymierzalni bijąc się z myślami czy nie uderzyłem się w drążek i nie straciłem przytomności a wszystko było halucynacjami ,a Aiden mimo zachowania dobrej twarzy sam nie myślał logicznie najpewniej przeklinając swój całkowity brak kontroli. Gdy nasze myśli uciekały na bardzo niewłaściwe tory byliśmy w stanie zgodzić się na wszystko, nawet uroczy rodzinny obiad.

-To wspaniałe ,że jeszcze niedawno zasiadaliśmy przy tym stole tylko w trójkę ,ja ,Margot i Jamie, później dołączył Hudson ,a teraz jest nas aż ósemka! Ten stół nigdy nie zrzeszał tylu gości.- zaćwierkotała przeszczęśliwa mama ,która zastawiła stół tak jakby gościć miała samego prezydenta.

 Oczywiście Palmer jak zwykle usiadła obok Hazel gotowa w każdej chwili biec do kuchni wyciągnąć świeże bułeczki z piekarnika albo wypytywać o różne przepisy ,które interesowały ją bardziej niż nader uprzejmy chłopak ,który trzymał ją za udo i życzliwie się uśmiechał. 

-Rodzina drastycznie nam się powiększa. -odparła przeszczęśliwa Margot łypiąc na Aidena.- Czyż nie ,synku? Kiedy wreszcie poznamy te maleństwo? 

 Powiodłem wzrokiem kolejno po Noah ,który siedział u szczytu stołu naprzeciwko mnie zajmując zwyczajowe miejsce mojego ojca, następnie po Palmer siedzącej obok ,później Hazel ,Jamim ,który zasiadał po mojej lewej stronie gotowy wbić mi widelec w oko gdy tylko powiem coś niewłaściwego ,po Aidenie u mojego prawego boku ,Margot i Hudsonie ,którzy zajadali się pieczonymi ziemniakami w rozmarynie. 

 Wspomnienie Snow wcześniej wywierciłoby ogromną dziurę w moim sercu ,lecz teraz na wspomnienie jej imienia moje serce zalała fala ciepła. 

-Planujesz więcej dzieci, Aiden?- zapytała moja jakże ciekawska mama korzystając z sytuacji. 

-Rodzicielstwo to ciężka rzecz.- odparł życzliwie wlewając sobie świeżo wyciskanego soku pomarańczowego. -Ale wbrew pozorom uwielbiam to. Może nie jestem najlepszym ojcem ,ale zdecydowanie lepszym niż był mój. Bez urazy ,Margot.- zwrócił się do matki.- Jeśli moje życie miało kiedyś jakiś sens to właśnie taki by mieć dużą rodzinę ,której przez całe życie mi brakowało i zawsze robiłem wszystko by osiągnąć swój cel. 

 Delikatnie uśmiechnąłem się unikając jego wzroku. Po incydencie podczas wybierania garnituru nie rozmawialiśmy wiele. W zasadzie nie zamieniliśmy od wtedy słowa. Aiden zachowywał się jakby to po nim spłynęło ,ale ja... byłem gotowy mu się oddać. Ja pierdolę. 

"To nie Waszyngton. Postaraj się bardziej."

 A może Aiden do reszty uznał mnie za dziwkę ,z którą można się przespać gdy ma się na to ochotę? A może oboje oddaliśmy się jakimś pierwotnym instynktom ,które wciąż w nas buzowały? A może to zwyczajne pożądanie i chęć rozładowania napięcia? 

 W kółko sami sobie przeczyliśmy. Byłem wściekły zarówno na siebie jak i na niego. Kumplowaliśmy się? Nasze relacje wróciły na dawne tory? Walczyliśmy z zabiciem tego uczucia ,a gdy tylko pojawiała się okazja rzucaliśmy się na siebie napaleni.

Wszystko co po sobie zostawiłeś |bxb| cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz