39. Usłane różami

125 17 1
                                    

-Jedź kurwa! Spieszę się ty pierdolony baranie! -wrzeszczałem trąbiąc na zakorkowaną ulicę tuż przed wyjazdem z autostrady. 

 Gnałem jak na złamanie karku od trzech i pół godziny przekraczając chyba każdą możliwą dozwoloną prędkość. Wciskałem nogę w gaz nie patrząc za siebie. Wybrałem numer Palmer ,która nie odebrała.

 Kurwa, kurwa ,kurwa.

 Zadzwoniłem do matki ,ojca ,Margot , i nawet nie wiem dokąd wziąłem numer do Noah ,ale nikt nie odbierał. Ceremonia musiała się więc już zacząć. 

 Przyspieszyłem jeszcze bardziej jadąc przez znajomy las. Ominąłem dom rodziców i Derovenów jadąc przed siebie. Siedziałem w fotelu jak na szpilkach modląc się by korki jakie zastały mnie w Waszyngtonie i na zjeździe z autostrady nie opóźniły mojego efektownego wejścia. 

 Zadzwoniłem po raz kolejny do ojca, matki ,Margot ,Noah i Palmer. Do niej zadzwoniłem jakieś trzydzieści razy.

-Kurwa! Zawsze masz telefon przy dupie a akurat teraz postanowiłaś go wyciszyć?!  

 Dodałem więcej gazu na szybko poprawiając zmierzwione włosy w lusterku. Nie wyglądałem specjalnie wyjściowo. Nie kiedy brązowy garnitur narzuciłem na siebie byle jak darując sobie zakładanie marynarki. Biała koszula była wygnieciona, kamizelka rozpięta ,a buty zawiązane byle jak. Miałem w dupie to jak wyglądałem ,nawet jeśli pot ciekł mi po czole z nerwów a rude pasma włosów były kompletnie roztrzepane żyjąc własnym życiem. 

 Kurwa ,co ja najlepszego wyrabiałem. To była jedna z tych decyzji ,nad którymi nie myślałem. Nie myślałem co zrobię ,co powiem ani jak to rozegram. Po prostu czułem ,że muszę... coś zrobić. Nawet jeśli oznaczało to wyjście na idiotę. 

 Z piskiem opon wjechałem na parking przed salą modląc się by ceremonia jeszcze się nie skończyła. Zatrzasnąłem drzwi i biegłem przed siebie bez opamiętania wybierając numer Aidena. 

-Jasna cholera!- wrzasnąłem chowając telefon do kieszeni. 

 Zbiegłem ścieżką usłaną różami w dół obok stawu gdzie miała zostać zawarta przysięga. Ledwo dyszałem widząc tłum urzeczonych ceremonią ludzi ,którzy rozchodzili się w różne strony podziwiając kwitnące ogrody.  

Nie zdążyłem ,ale mimo to biegłem przeciskając się przez tłum.

-Przepraszam! Przepraszam! -wrzeszczałem skacząc między ludźmi by zobaczyć kogoś znajomego ,jednak pośród dwustu osób znalezienie chociażby Hazel graniczyło z cudem. 

 Wtem odnalazłem w  tłumie burzę brązowych loków. 

-Palmer! -wrzasnąłem jak ostatni dureń.- Palmer! 

 Moje wołanie usłyszał Noah ,który pochwycił dziewczynę za rękę i ruszyli w moją stronę przyspieszonym krokiem nie kryjąc szoku.

-Quinn! Mój boże co ty tu robisz?! Jak ty wyglądasz?! -dopytywała dziewczyna krzywiąc się widząc mnie tak zmęczonego i spoconego.

-To długa historia.- ucałowałem pośpiesznie jej dłoń.-Już po wszystkim?

-Tak. Ceremonia skończyła się jakieś pięć minut temu i wszyscy zmierzają ku sali. 

-Cholera. -zmierzwiłem włosy.- Nieważne. Gdzie jest Aiden?

 Palmer zmarszczyła czoło.

-Mówił ,że po ceremonii jedzie po Snow i wraca do domu ,do Szwajcarii. 

-Co?!- wypaliłem.- Kurwa! Dawno temu wyszedł?

-Nie ,w zasadzie Margot prowadziła go do sali. Może jeszcze go tam znajdziesz.- dodał Noah. -A co ty właściwie...

Wszystko co po sobie zostawiłeś |bxb| cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz