9. Serce z kamienia

252 24 4
                                    

 Nie miałem pojęcia jakim cudem kiedyś święto buraka było moim ulubionym dniem w roku zaraz po świętach Bożego Narodzenia i urodzinach. Może kiedy byłem dzieciakiem dobrze bawiłem się wszędzie gdzie była wata cukrowa i te karuzele ,po wyjściu z których rzygałem objedzony różową watą. A może byłem już na tyle stary ,że zdążyłem się przekonać ,że świat jest na tyle bezbarwny i nijaki ,że takie szopki już dawno mnie nie cieszyły. 

 Nadchodził wieczór ,a ostatnie promienie słońca oświetlały plac. Palmer trzymała mnie za rękę oplatając mnie swoimi smukłymi dłońmi z paznokciami pomalowanymi na błękitno. Ciekawskie towarzystwo dorosłych tylko raz zapytało dlaczego jesteśmy z Palmer tak blisko. Ona zaś zamiast się oburzyć odparła tylko:

-To nic takiego, kiedyś zostałam napadnięta i dzięki temu czuję się bezpiecznie.

 Chciałbym, by mówienie prawdy przychodziło mi tak łatwo jak jej.

 Po tym pytaniu towarzystwo dorosłych rozeszło się ,a ja nie musiałem mieć doktoratu z przewidywania przyszłości by wiedzieć ,że ojciec i Hudson rzucili się na stoisko z nalewkami ,a mama i Margot pognały w kierunku tych stoisk z kiczowatymi lokalnymi wyrobami. 

 Mama co roku kupowała zaplatane kosze ,własnoręcznie wyszywane obrazy i te paskudne herbaty ,które zalegały latami w szafce w kuchni nieużywane. 

 Wieczór był ciepły. Ba ,było gorąco jak w piekle. Palmer postawiła dziś na luźne białe lecz eleganckie szorty i kolorystycznie dopasowany top. Burzę napuszonych włosów związała w wysoki kucyk ,a usta pomalowała jasną pomadką. Już na wejściu kilka osób otaksowało ją od góry do dołu ,a ja zacisnąłem mocniej nasze dłonie. Ja zaś dziś postawiłem na zwyczajne czarne szorty i granatową polówkę (by prezentować się choć odrobinę bardziej elegancko niż w tych wyciągniętych t-shirtach przesiąkniętych smrodem papierosów). Swoim włosom pozwalałem dziś ułożyć się po swojemu- w artystycznym nieładzie opadały mi na czoło ,a ja nie miałem zamiaru znów spędzać godziny przy lustrze by jako tako je ułożyć. Swoją drogą Palmer uznała ,że wyglądam dziś trzy lata młodziej ,a kiedy się uśmiechnę ubywają mi nawet dobre cztery lata. Rząd kolczyków połyskiwał mi w uchu z tą samą intensywnością co pierścionek na palcu. 

 Nim się obejrzałem Palmer już niosła tęczową watę cukrową zajadając się nią jak małe dziecko. Później przyniosła kolejną i kolejną aż była cała oblepiona w cukrze. Zniknęła gdzieś w tłumie w poszukiwaniu wody, bo kleiła się jak ciągutka. 

 Ja zaś lustrowałem towarzystwo. Po lewej ciągnęło się prowizoryczne wesołe miasteczko ,które lata świetności miało już dawno za sobą ,ale wciąż bawiło. W kolejce na karuzelę zebrało się sporo dzieciaków ,lecz to te kolorowe światła w półmroku robiły największe wrażenie. Przede mną zaś malowała się scena skręcona z gotowych elementów gdzie przygrywała muzyka country.

 Ja pieprzę ,nienawidziłem jej.

 Przed sceną kilka osób upojonych darmowymi nalewkami tańczyło w najlepsze. Niedaleko sceny odnalazłem Margot i mamę ,które buszowały w stoiskach bez opamiętania degustując lokalne smakołyki i pławiąc się w bibelotach.

 Na prawo zaś... rzuciłem okiem na swoją starą szkołę, która ani odrobinę się nie zmieniła. Wspomnienia uderzyły mnie obuchem na widok dawnego dziedzica ,parkingu gdzie zwykle tuż pod drzewami parkowaliśmy z Aidenem moje auto ,które było świadkiem wielu kłótni i rozmów. Jednak to dziedziniec między halą sportową a głównym budynkiem przyprawił mnie o dreszcz.

-Bądź gotowy o osiemnastej. Jak zawsze na masce. -wyznałem i poklepałem go po ramieniu. To jedyny rodzaj dotyku na jaki mogliśmy sobie pozwolić. Oddaliłem się o kilka kroków po czym odwróciłem się nie mogąc już dłużej trzymać tego w sobie.- Kocham cię.

Wszystko co po sobie zostawiłeś |bxb| cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz