Rozdział 3

1.3K 37 8
                                    


Wstałam o wiele wcześniej niż
wszyscy domownicy,chciałam pożegnać się z Leonem i wrócić ale najwidoczniej ktoś przewidział moje ruchy.

-Gdzie się wybierasz? jest dopiero 6 rano.-spotkałam Dariusza, nie miałam zamiaru mu odpowiadać, nie bałam się go tak jak wczoraj więc go ominęłam i weszłam do pokoju Leona.

Oczywiście mój brat nie spał, był przyzwyczajony do zasypiana o późnych godzinach i wstawania wcześnie,zresztą jak to dzieci najczęściej mają. Usiadłam koło niego i go przytuliłam, było to dla mnie obce bo nigdy nikt mnie nie przytulał,aż chciałam cofnąć słowa które powiedziałam wczoraj na jego temat.

Mama miała racja był tylko dzieckiem.

Gdy wyszłam z pokoju nie spotkałam na mojej drodze mężczyzny,dlatego spokojnie wróciłam do pokoju i sprawdzałam czy wszystko mi spakowali.

Koło południa czekałam kiedy mnie zawołają i powiedzą gdzie mnie wysyłają, oczywiście się nie myliłam, ale zamiast powiedzenia mi gdzie jadę usłyszałam że wysyłają mnie na kolonie.

W pewnym momencie chciałam powiedzieć o wszystkim co usłyszałam poprzedniej nocy, ale w ostatnim momencie się powstrzymałam.

Najbardziej jednak zdenerwował mnie ten laluś z brązowymi włoskami, który próbował obrócić sytuację i zrobić z siebie bohatera.

Stwierdziłam że nie mam zamiaru odzywać się do końca drogi i tak też zrobiłam. Oczywiście Dariusz zapytał o parę rzeczy ale ja  wyglądałam za okno z zamyśleniem na twarzy, ciągle myślałam o tym "potworze" o którym mówił Stanisław.

Nie miałam zamiaru nazywać go już dziadkiem,zamiast sprzeciwić się Dariuszowi on przytaknął na pozbycie się mnie.

Wkońcu dotarliśmy na lotnisko, tam podobno miałam polecieć na moje kreatywne kolonie z Bogiem.

Oczywiście 12-13 letnia dziewczynka nie może sama lecieć samolotem dlatego poleciał ze mną Stanisław, przez całą drogę próbował nawiązać jaki kolwiek kontakt.

-Cieszysz się że jedziesz na kolonie..?

-Tak.-odpowiedziałam po cichu.

Nie powiem chciałam skupić się na locie, jeszcze nigdy nie leciałam samolotem jak zobaczyłam te pola i małe domki zachwyciłam się.

Po 2 godzinach wkońcu wyląndowaliśmy,zaraz miałam spotkać tak zwanego potwora, gdy wyszliśmy z samolotu Stanisław zrobił się cały czerwony, zaczął szybko oddychać i bawić się własnymi palcami.

Wydawał się zestresowany spotkaniem z potworem, może coś mu wisiał lub zrobił.

-O Jezu zaraz tu będzie... - usłyszałam po cichu mruknięcie Stanisława.

Nagle mężczyzna powiedział że mam iść za nim i że nie możemy się spóźnić.

Posłuchałam go, nie chciałam denerwować go jeszcze bardziej byliśmy koło jakiejś kawiarenki która była w samym centrum lotniska, koło kawiarni czekali trzej mężczyźni.

Ten po prawej był średniego wzrost był w miarę szczupły, miał czarne dobrze uczesane włosy za to ubrany był w elegancki garnitur i czarne poliestrowe spodnie.

Stał i wpatrywał się w Stanisława w tym samym czasie co jakiś czas spoglądał też i na mnie.

Ten po lewej był niski postura jego ciała przypominała mi patyka, a jego blond włosy były spięte w kitke, ubranie było takie same jak mężczyzny po prawej.

On nie wpatrywał się w nikogo z jego twarzy można było przeczytać że jest lekko przerażony a gdy nas zobaczył odrazu spuścił głowę w dół.

Mężczyzna po środku był najwyższy, postura przypominała tego po prawej,jego włosy były ciemno brązowe i były roztrzepane w każdą stronę świata,on już akurat nie był ubrany tak samo jak ci dwaj. Miał na sobie długi ciemno szary płaszcz i zwykłe czarne długie spodnie.

On wpatrywał się w nas z zimną i może nie zdenerwowaną ale napewno poirytowaną twarzą.

Na twarzy Stanisława nie było zestresowania lub zaniepokojenia, to był czysty strach. Podeszliśmy do mężczyzn a on zaczął gadać jak z nut.

-Naprawdę przepraszam za spóźnienie, było opóźnienie lotu i popros-...

-Nie obchodzi mnie to. Miałeś być tu o 13 nie o prawie 15 , czas to pieniądz nie mogę tu kurwa stać na przykład 3 godziny bo tobie się lot opóźnił.-warknął.

-Wracając, nie przyszłem tu słuchać twoich wypociny, przyjechałem po dziecko. Gdzie ono jest.-dalej spoglądał na niego z pogardą.

-A... NO TAK TAK dziecko.. Tak.. Oto ona-Gdy się odsunął wziął mnie za rękę i przyciągnął do przodu, odrazu puściłam rękę gdy mnie przyciągnął.

Mężczyzna przeleciał mnie wzrokiem od stóp do głowy, wziął mnie za rękę i przez chwilę na nią spoglądał, aż nagle puścił.

-Drobniutka,czym wy ją karmicie, wy ją tam wogóle karmicie?-Odrazu spojrzał na Stanisława.

-O-oczywiście że ją karmimy heh, po prostu wydaje się drobniutka wiesz jak to z dziewczynkami w takim wieku...zresztą wiesz jak to jest.. -niezręcznie i szeroko uśmiechnął się do mężczyzny.

-Co miało oznaczać "zresztą wiesz jak to jest".-Spojrzał na niego.

Stanisław zrobił oczy jak spodki i zrobił się cały czerwony na twarzy.

-N-Nie miałem t-tego na myśli hah, może ja się już lepiej zamknę co..

Stanisław był już spalony w oczach Mężczyzny.

-Najwidoczniej zgadzamy się w jednej rzeczy.-odparł zażenowany- Martin zabierz od niej walizki,a ty młody idź szykuj auto.-Czarno włosy wziął więc odemnie walizki i skierował się w stronę wyjścia za to blondyn szybko pobiegł za nim.

-Tylko nie zrób jej niczego... to tylko dziecko-Lekko parsknął pod nosem.

Mężczyzna na chwilę skupił na nim wzrok a potem się zaśmiał.

-Heh..a bo ty tak na serio? Japierdole,Bez przesady nie jestem aż takim brutalem żeby skrzywdzić jakiekolwiek dziecko weź pomyśl czasami.-Mężczyzna wziął mnie za rękę i skierowaliśmy się do wyjścia.

**********

Grudniowy Wieczór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz