Rozdział 28

155 6 3
                                    

𝐘𝐞𝐭𝐢

        Dziś przyjeżdża do nas moja młodsza kuzynka. Będzie z nami mieszkała przez pewien czas ponieważ Tia wyjeżdża do szpitala a przecież nie może zostawić ośmiolatki na pastwę losu. Oczywiście ojciec jeszcze o tym nie wie, gdyby dowiedział się wcześniej skończyło by się to kolejną głośną i nieskończenie długą kłótnią między nim a Heleną. 

Więc z matką postanowiliśmy mu tego nie mówić, ja bardziej chciałem pogadać o zdjęciach które znalazłem pod łóżkiem miałem o nie zapytać już parę tygodni temu ale matka zaczęła brać nocne zmiany żeby częściej widywać się z swoim szefem.

***

Siedziałem przy biórku rysując i myśląc o pewnych ludziach szczególnie z szkoły i rodziniy. No na przykład taka Anna, co teraz będzie z naszą znajomością? Zawsze kiedy chcę z nią pogadać coś jej wypada.

Mogę obstawić o to moją całą rękę, że to "coś" to... to ona. To ta dziewczyna, ona jest tutaj dla mnie największą zagadką, skąd ona się tutaj znalazła?

Z moich pytań wyrwał mnie budzik który już od czterych minut wibrował, nie wiem jakim cudem go nie słyszałem. Już ósma?.. Cholera zaraz będzie trzeba jechać na stację.

Automatycznie zerwałem się z fotela i szybko ale cicho przebiegłem korytarzem do łazienki, nawet nie zdążyłem nałożyć pasty do zębów a do drzwi łazienki już dobiała się Helena.

    -Yeti no z życiem kurcze, wiesz że nie mam czasu, odrazu po odebraniu Loony jadę do pracy.-Chyba jeszcze nigdy aż tak szybko nie myłem zębów, przyłożyłem głowę do drzwi i nasłuchiwałem czy matka dalej stoi przy drzwiach.

Nie stała, idealnie. Ubrałem jakieś dresy i szybko zbiegłem na dół.

    -No już idę, jestem goto-....kurcze, a ty się gdzie tak szykujesz?..-No nie powiem, matka odpierdoliła się jak szczur na otwarcie kanału. No ale co się dziwić każdy w rodzinie próbuje pokazać się z jak najlepszej strony, oprócz starego on na luzie może chodzić w bokserkach siedem dni w tygodniu.

    -Dziś mamy spotkanie firmowę w pracy a ja muszę zrobić dobre wrażenie na twoim nowym taci-.... Znaczy szefie.-No kto by się spodziewał, wątpię że zostanie moim ojczymem miałem wielu ojców i żaden jeszcze sobie ze mną nie poradził.

***

Pociąg się spóźnia dlatego matka pojechała do pracy a mi kazała na nią czekać, jest zimno i piździ wiatrem a ja muszę czekać na stacji na której też zresztą jest zimno jak na biegunie, nie chce tu być, jak ten pociąg nie przyjedzie w ciągu 5 minut to idę do domu.

 
No i gdzie ona jest niby, chuj idę do domu,ledwo postawiłem jeden krok a przy moim uchu poczułem ciężki i niesamowicie zimny oddech.

    -Gdzie jest ciocia Helena...?-Ten głos... Już wiedziałam że to Loona, nie powiem wyrosła no właściwie to co się dziwić nie widziałem jej z trzy lata a może nawet więcej.

   -Matka musiała jechać do pracy, dlatego musiałem cię odebrać. A teraz zbieraj rzeczy i idziemy do domu.-To była katorga, cały czas mędziła a to ją nogi bolały, a to jej się nudziło a to chciała zjeść.

   -Chcę mi się jeść, macie gdzieś tu jakieś
Knajpki, Ooo a może lody!!

  -To se chciej, to nie jest koncert życzeń.  po drugie nie mam pieniędzy nawet jakbym miał to bym na ciebie nie wydawał.

Loona trochę przyśpieszyła i zatrzymała się wprost przedemną, wiedziałem co zaraz się stanie.

   -Nie masz psychy, jesteśmy w samym środku miasta.

Grudniowy Wieczór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz