Rozdział 20

181 7 1
                                    

Martin wyglądał na zdziwionego z powodu naszego przybycia do domu. Chciałam zapytać czemu tu stoi, ale stwierdziłam że może czeka na moich braci lub na Vincenta nigdy nie wiadomo. Odwróciłam się tylko w stronę Ernesta i przybliżyłam swoje usta do jego ucha, żeby powiedzieć mu bardzo ważną informacje za nim udamy się na górę.

-Uważaj na moich braci, szczególnie na takiego dużego i małego. O tego średniego się nie martw, umią być bardzo nie mili.-Chłopak najwidoczniej lekko się przestraszył bo schował się za mną.

-Masz na myśli ich?...-Szybko odwróciłam się w stronę schodów. Po korytarzu na pierwszym piętrze biegał w samej osobie Gabriel z jakimś małym opakowaniem a za nim Nataniel w samym ręczniku.

-Gabriel!! Wracaj tu ty jebany Antagonisto!-Za Natanielem za to stał Luan z wielkim uśmiechem wszystko nagrywając. I to ja niby mam dorosnąć.
Ernest był chyba trochę przestraszony całą sytuacją dlatego wzięłam go za rękę i szybko pobiegłam z nim do pokoju. Biedny, chyba nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział.

-To są twoi bracia?!...-Powiedział Ernest szybko zamykając drzwi. Było mi się trochę wstyd się do tego przyznać ale musiałam to niestety potwierdzić. Więc kiwnełam głową z niezręcznym uśmiechem na twarzy.

-No to ten....,to ten co z tym planem?..

-A no właśnie! Słuchaj możemy się przecież zamienić!

-Zamienić?-Odparł zakłopotany.

-Zamienić! Przecież pod czas gry w bejsbola niektórzy uczestnicy grają w kaskach! Zepne włosy i mogę grać!-Była to też moja przepustka do ścięcia włosów. Przecież teraz już nikt nie zabroni mi tego zrobić, ani Kornelia ani Dariusz.

-... Napewno chcesz to robić? I to w dodatku dla jakiegoś randomowego azjaty z kryzysem wieku nastoletniego.-Oczywiście że chce, pomogę i sobie i Ernestowi jednocześnie.

-Tak.

-Ale że tak na 100%?

-Jasne.

-Pytam ostatni raz Coralina.

-Oczywiście.

-W takim razie zadecydowane, grasz na meczu w sobotę. Ostrzegam cię, będzie oglądać to ponad pięć tysięcy ludzi a nawet więcej, wiążę też się z tym twoja szkolna opinia, nie tylko u uczniów ale też u innych szkół. Wkońcu reprezentujesz całe gimnazjum. Mam nadzieję że zdajesz sobie z tego sprawę prawda?

-Chcesz zobaczyć moją kolekcję rysunków z chomikami kolego?

-... Coralina czy ty wogóle wiesz o jakim zagrożeniu w tym momencie mówimy?-Podszedł do mnie łapiąc się za łokieć.

-Tak wiem, ale czym mam się przejmować, wkońcu jest dopiero czwartek niuniek.-Ernest zrobił się czerwony, znowu. Czemu ludzie zawsze są przy mnie czerwoni, najpierw była Amanda, potem Ania a teraz Ernest, co ja robię nie tak. Najwidoczniej jestem magnesem dla czerwonych twarzy.

-To ten... będę się zbierać, chyba?..jeszcze raz dziękuję ci że mi pomagasz, obiecuję odwdzięczę ci się!-Zapewnił mi to i wyszedł. Myślę że to dobry początek co do nowych znajomości, szczególnie z nim.

Kurcze nudzi mi się, wszyscy wyszli a ja nie mam co robić. Może nie wszyscy ale wątpię że bracia pozwolą mi się bawić z nimi. Aż nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zbiegłam że schodów żeby otworzyć ale przy otwartych drzwiach stał już Martin. A przed nim wkurzona Ania która już zrobiła się cała czerwona.

-Coralina, ta dziewczyna mówi że przyszła tu do ciebie. Znasz ją?

-JAK MOŻE MNIE NIE ZNAĆ, CHODZI ZE MNĄ DO SZKOŁY! DO TEJ SAMEJ KLASY IDIOT-....-Już wiedziałam że Ania zacznie się kłócić z Martinem dlatego szybko do niej podbiegłam i odpowiedziałam.

-TAK, ZNAM JĄ!-Szybko odwróciłam się plecami do Martina żeby uświadomić Ani że jak Martin powie o tym Vincentowi, będzie miała zakaz przychodzenia do naszego domu.

-Ania delikatnie, igrasz z ogniem i to dosłownie.-Ona zaś tylko spojrzała na mnie a potem na poirytowanego Martina który najwidoczniej nie był zachwycony jej osobą.

-Dobra, dobra odpuszczę ale, następnym razem poinformuj swojego... Nie wiem kim go nawet nazwać, no ale popatrz na niego, wygląda jakby go rodzice oddali do izby dziecka gdy miał 5 lat.-Na tym skończyła się nasza rozmowa z Martinem, myślę że mężczyzna miał już dość Ani.

Wytłumaczyłam jej wszystko w moim pokoju, ale ona tylko przewróciła oczami i się zgodziła.

-Dobra, może zacznę od najważniejszej rzeczy którą musimy się jutro zająć.

-Jasne, zamieniam się w słuch.

-Matylda chce mieć chłoptasia. Więc musimy go jej załatwić, i nawet już wiem kogo konkretnie jej załatwimy, Zacka Chendlera.

Już miałam się zgodzić ale zastanawiało mnie jedno. Czemu Ania tak bardzo przejmuje się losem Matyldy.

-Jasne, pomogę ale czemu tak cię ciągnie do pomagania?-Ona zaś tylko spojrzała na drzwi w których był Martin.

-Coralina kolacja, jeśli chcesz zjeść teraz to choć a co do twojej koleżanki.-Zobaczyłam że Anna nie miała zamiaru się ugiąć pod Martinem. Może byli inni ale łączyła ich jedna rzecz, upartość. Martin nie ugnie się pod Anią a Anna pod Martinem. Z kąd ja to znam.

-Nie dziękuję nie jestem głodna, widzimy się jutro w szkole Coralina.-Wyszła, widziałam to zimne spojrzenie w jej oczach. Widocznie nie za bardzo się polubili, mam tylko nadzieję że Martin nie powie o tym Vincentowi bo wtedy już wogóle nie będę miała przyjaciół.

Zeszłam na dół. Moi bracia najwidoczniej się nie nudzili, jeden siedział w słuchawkach i słuchał muzyki. A pozostała dwójka kłóciła się o siedzenie przy stole. Jednak przy stole nie było Vincenta ani Ophelie.

Gdzie oni są....?

Grudniowy Wieczór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz