Rozdział 14

279 12 1
                                    

Wbiegłam na sam środek korytarza i zaczęłam się rozglądać musiałam robić to szybko ponieważ Yeti był praktycznie za mną a jakby mnie złapała to by mi chyba kark wykręcił, w ostatnim momencie wbiegłam w tłum ludzi.
-UWAGA, OH SORKI SORKI!-Szybko wybiegłam z tłumu i pobiegłam do Matyldy,Anny i Amandy.
Nie zdążyłam... gdy już miałam chować się za Matyldą, Yeti złapał mnie za golf i przycisnął do ściany, cały korytarz patrzył na nas po jakimś czasie nawet było  słychać okrzyki żeby mi ręce połamał.
-ZNISZCZYŁAŚ MI ŻYCIE W DOMU, TO JA ZNISZCZE TWOJE ALE PSYCHICZNE I FIZY-....-Ujrzałam za Yetim wysoką sylwetkę, była to ta sama kobieta co w gabinecie, stała tylko za nim z założonymi rękami i rozczarowaniem w oczach.
-Hermida pobijasz rekord 6 raz, 6! I co ja mam twojemu ojcu powiedzieć. Hermida i Lee do gabinetu natychmiast! Wzywam rodziców.-My tylko w ciszy staliśmy, Yeti poprostu mnie puścił i bez słowa poszedł za Kobietą. Ja tylko złapałam się za golf i szybko do nich podbiegłam. Czekaliśmy na tej samej czerwonej sofie co ostatnim razem, jednak najpierw kobieta do gabinetu zawołała Hermide i jego ojca, a ja poprostu czekałam z Vincentem na znak żeby wejść.
-Wygrałaś przynajmniej tym razem?-Spojrzał na mnie z wymownym wyrazem twarzy a ja tylko lekko kiwnełam głową i ramionami że nie wiem.
-Lee do gabinetu!!-Vincent szybko podniósł się na nogi i wszedł do gabinetu, ja ledwo wstałam i poszłam za nim. Siedzieliśmy dobre 15 minut w ciszy a  sytuacja była napięta mój ojciec tylko wkurwiony patrzył na ojca Yetiego, a Hermid siedział z założonymi rękami,  nawiązujący od czasu do czasu kontakt wzrokowy z Vincusiem. Już wiem czym poszczuwać moich znajomych, Moim ojcem.
-No panowie, co mają państwo do powiedzenia swoim dzieci...-Hermida wtrącił się w jej zdanie i skierował jakże swoją kultularną opinie do mojego ojca.
-Te Lee, weź ogarnij tego swojego upośledzonego... pieska, ja nawet nie wiem czym ja to mogę nazwać.-Vincent automatycznie skierował wzrok na Hermida cały oburzony i jakby zaraz miało dojść do jakiś potyczek.
-Wypraszam sobie, to jest moje dziecko, nie wiem czy szczepiona na wściekliznę jest... ale ty się lepiej zajmij tym swoim krasnoludkiem któremu komuś podjebałeś z ogródku w  96.-Kobieta tylko z spokojem popijała herbatkę i słuchała całej kłótni. Yeti tylko schował twarz w rękach a ja siedziałam jak na skazaniu, umieli obrażać się przez głupie 2 godziny aż wkońcu Kobieta miała dość i nas poprostu wygoniła. Całą drogę do domu słyszałam tylko ojca który pod nosem wyzwywał Hermida od ułomnych i skurwysynów. Gdy dotarliśmy do domu pobiegłam na górę i poprostu usiadłam na łóżku, puściłam sobie moją składankę, były na niej różnego rodzaju piosenki od LadyPunk po Łzy i o wiele więcej. Po półtorej godziny zostałam zawołana na kolacje, gdy zeszłam na dół usłyszałam włoską muzykę, przy stole siedzieli wszyscy i też wszyscy byli roześmiani oprucz Vincenta któremu najwidoczniej jeszcze nie przeszło.
-Panie tato, czemu się za mną stawiłeś?-Vincent tylko na mnie spojrzał i odpalił papierosa.
-Nie prawd-... - Vincuś już miał zaprzeczyć ale Nataniel wszedł mu w zdanie i prawie się na mnie położył.
-Jesteś córeczką Tatusia, jak byłaś mała i płakałaś to brał cię na kolana i spałaś mu na klatce piersiowej, albo wtedy gdy uczyłaś się chodzić  chodził za tobą całe dnie. Albo wtedy kiedy zabrał cię pierwszy raz do-....-Ophelia tylko gestem pokazała żebyś przestał mówić.
-Wracając do sedna można powiedzieć że Vincent troszczył się bardziej o ciebie niż o nas, Ophelie  twoją matkę i wszystko inne, wszystko może poczekać ale ty nie i koniec kropka.-Na chwilę się zatrzymałam i próbowałam sobie to wyobrazić, zrobiło mi się miło gdy to usłyszałam kurcze, ale że Vincent.
-Nie prawda, byłaś mi tak samo neutralna a możliwe że nawet mniej ważna ale to wszystko wina twojej matki niż wy wszyscy, znaczy ty Ophelia nie bo ciebie jednak cenie najbardziej.-Noi znowu wracamy do punktu startu, odwołuje się do wszystkiego, odwołuje się do troszczenia się o mnie i odwołuje się do bycia moim ojcem.Nie chciało mi się prowadzić tej samej konwersacji z nim drugi raz dlatego odeszłam od stołu i poszłam na górę.
-Vincent. Przestań traktować ją jak zwykłą nieznaczącą dla ciebie osobę, to twoja jedyna i biologiczna córka.-Odparła Ophelia gdy wchodziłam po schodach do pokoju. Poszłam odrazu spać, byłam zmęczona, wkurzona i wykończona.
Rano coś mnie obudziło, gdy otwarłam oczy zobaczyłam w samej osobie Vincenta który stał  nademną z wędką w ręce z lekkim uśmiechem. Ja tylko przełknełam głośno śline i scgowalam się pod koc.
-Młoda wstawaj, idziemy na wędkowanie twoja matka gdy jeszcze żyła narzekała że nigdzie cię jeszcze nie wzięłem,więc wstawaj i czekam na ciebie w aucie Coralinci-... - Wziął wdech i wydech i na mnie spojrzał.-Coralina, tak właśnie to miałem powiedzieć. Jest 4 nad ranem a ja w piżamie ledwo kontaktująca siedzę z ojcem w łódce i łowię ryby.

Grudniowy Wieczór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz