Rozdział 6

987 20 6
                                    

Co. Vincent moim ojcem? Nie uwierzę w to dopóki sam Vincent mi tego nie powie, zresztą czemu miałabym im wierzyć?

-Czemu miałabym wam wierzyć?-Odwróciłam się żeby nawiązać kontakt wzrokowy z Natanielem.

-Po co miałbym cię okłamywać na to przyjdzie jeszcze pora... ale jeśli naprawdę musisz mieć potwierdzenie od Vincusia możesz zapytać go na dzisiejszej kolacji.-Wzruszył tylko ramienia i wrócił do zajęć które robił.

Oczywiście że zapytam się Vincenta, czemu nie zresztą jak coś się stanie to powiem że to wszystko wina Nataniela.

Był już wieczór i Ophelia zawołała mnie na kolacje,szybko potuptałam na dół. Przy stole byli już wszyscy domownicy właściwie to kolacja trwała w najlepsze, Nataniel, Luan i Gabriel coś do siebie mówili i się śmiali, Ophelia nakrywała dla mnie miejsce przy stole. Kolega od Jaśminu szeptał coś do tego całego Martina.

Hałas był ogromny, z jednej strony byłam przyzwyczajona ponieważ w domu miałam Leona który wydobywał z siebie dźwięki syreny alarmowej ale z drugiej strony jeszcze nigdy nie byłam w takim wielkim chaosie.

Gdy usiadłam przy stole zastanawiałam się czy zapytać się o to teraz czy po kolacji ale stwierdziłam że Vincent znowu gdzieś się zaszyje i mi ucieknie.

Trochę się już uspokoili dlatego zapytałam prosto z beczki.
-Proszę pana, czy jestem Pana biologiczną córką?-Nastała cisza, Nataniel i Gabriel próbowali nie udusić się z śmiechu, Luan parsknął śmiechem, Ophelia tylko przełkneła głośno śline, za to mój ulubienc szybko odwrócił wzrok od Martina i spojrzał mi prosto w oczy.

-No nie powiem odważne pytanie jak na małe dziecko, możliwe.-Odpalił papierosa i jakby nic się nie stało znowu zaczął rozmawiać z Martinem, a ja jak debil tylko na niego patrzyłam.

-Potrzebuje jednoznacznej odpowiedzi tak lub nie.-Nie chciałam bawić się w jakieś głupie gierki widać było po nim że chce zobaczyć moją wytrzymałość.

On tylko uśmiechnął się od ucha do ucha i skierował wzrok na mnie.

-Jeśli wpadki się liczą, to tak jesteś, szukaj odpowiedzi u Korneli jeśli nie wierzysz. -Nataniel i Gabriel dusili się własnymi łzami.Luan tylko zakrył twarz i z zażenowaniem poszedł do kuchni.

-Vincent przestań.-Było słychać w jej  głosie zdenerwowanie on tylko dalej patrzył na mnie z uśmiechem.

W tym momencie moja cierpliwość się skończyła, nie chciałam tego pokazywać więc spuściłam głowę. Vincent to zauważył i wiedziałam że chce to wykorzystać, ale nie zrobi tego teraz ponieważ przy nim jest zdenerwowana Ophelia która w każdej chwili może zmierzyć go wzrokiem.

Nie chciałam już tu być wiec wstałam i podniosłam głowę, moje oczy były bliskie płaczu i było to widać z kilometra.

-Dziękuję za kolacje proszę Pani, była bardzo dobra.-Odeszłam więc od stołu cała zdenerwowana i wróciłam na górę, przejęła się tym chyba tylko Ophelia i Luan którzy chcieli za mną iść ale zatrzymał ich sam Vincent.

Nic w tym by mnie nie zabolało gdyby nie mówił tego mój "ojciec" i gdyby nie wspomniał o mojej mamie. Wyobrażałam sobie mojego ojca jako troskliwego i serdecznego mężczyznę który chciał poznać mnie swoje całe życie.

A rzeczywiście dostałam "bestie" która nawet nie chciała mnie w swoim domu. Będę szczera nie chcialam tu być, chciałam do mamy. Przebrałam się i wyszłam na dach tam się położyłam i pomyślałam trochę o moich własnych słowach które powiedziałam jeszcze tego samego dnia "mogło być gorzej" no i kurde jest gorzej.

Poleżałam sobie tak z 20 minut. Nagle ktoś szarpnął mnie za rękę. To była Ophelia była przerażona gdy mnie zobaczyła i błagała żebym szybko wróciła do pokoju.

Nie chciałam sprawiać  jej problemów dlatego szybko wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku, plecami do Opheli. Ona usiadła na łóżku i zaczęła mnie głaskać.

-Przepraszam za niego i moich synów, gdy byli młodsi mogłam jeszcze nad nimi jakoś zapanować.-Słychać było po jej głosie smutek, ale nie miałam powody żeby być na nią zła, wkońcu to jej synowie są dupkami a nie ona.

Odwróciłam się twarzą do niej i zdałam tylko jedno pytanie.

-Czy mogę do Pani mówić mamo?-Kobieta była przez chwilę zaskoczona ale po chwili się uśmiechnęła.

-Oczywiscie że tak.-Lekko mnie przytuliła.Przytuliła mnie, moja własna matka mnie nigdy nie przytuliła a ona to zrobiła, może trochę to dziwne ale poczułam się kochana przez nią.

-Dziękuję Pani mamo.-Cicho się zaśmiała i dalej bawiła się moimi włosami. Ta kobieta sama w sobie  mnie uspokojała i dawała mi poczucie troski i bezpośredniej miłości której nie za często otrzymywałam od własnej matki.

Grudniowy Wieczór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz