Rozdział 19

183 8 2
                                    

Jest już koniec lutego, a ja poznałam tylko cztery osoby, można powiedzieć że trzy bo Yeti nie jest za bardzo miło do mnie nastawiony. Wręcz przeciwnie bym powiedziała.

Dziś musiałam iść na nogach bo wszyscy gdzieś znikli, nie zdawałam sobie jednak sprawy ze dotrę tam dopiero za 40 minut. Spóźniłam się na lekcje. Właściwie to jest tak zawsze więc dla mnie różnicy nie było, jak zawsze usiadłam za Matyldą i Amandą, wtedy odciełam się od rzeczywistości

Te lekcje są tak nudne jak mój ojciec. I to nawet gorzej, a szczególnie lekcje z tą okropną babą. Pani Kareem uczy nas fizyki. Najczęściej na tych lekcjach właśnie idę spać, siedzę w ostatnich ławkach więc nie ma problemu,ale ona zawsze mnie jakoś wyczaja i za karę albo mnie pytała albo kazała iść do dyrektora.

-Lee. To nie ośrodek dla chorych nie śpij na ławce.-Podniosłam się z ławki z wielkim bólem i ledwo kontaktująca podparłam się ręką.

Pani Kareem chyba znowu wyczaiła że zasypiam dlatego do mnie podszedła.

-Coralina idź do sekretariatu musisz mi to wydrukować, może wtedy się trochę rozbudzisz.-Jak wychodziłam z klasy usłyszałam za mną śmiechy i niezbędne komentarze naszej jakże szczerej nauczycielki która mówiła że jestem nie rozgarnięta.

No właściwie to miała rację, wracając problem był taki że nie wiedziałam gdzie jest sekretariat. Nikt mi tego nie powiedział, więc muszę się kogoś zapytać.

Szukałam jakiejkolwiek osoby, ale żadnej nie znalazłam, już miałam się wracać żeby zapytać gdzie jest ten cały sekretariat, jednak usłyszałam płacz który dobiegł z szatni, chciałam zobaczyć kto płaczę dlatego po cichu podszedłam do szatni i lekko wyjżałam za ściany.

Siedział tam jakiś chłopak, jego karnacja wskazywał że może być azjatą, miał ciemne włosy. Twarzy jeszcze nie zobaczyłam bo siedział tyłem i miał ją schowaną w rękach.

-Halo? Ktoś tu jest może. -Wyszłam za ściany i stanęłam w prost za nim.

Chłopak szybko się odwrócił, w jego brązowych oczach miał łzy i szybko próbował je zakryć dłońmi, jednak mu się nie udało.

-Wszystko okej kolego?-Nie nawidziłam jak ktoś płaczę, czułam się wtedy wina nawet gdy nie ja spowodowałam płacz.

On tylko pokiwał głową, jednak było widać z kilometra że tak nie jest.Podciągnął kolana do brody i znowu zakrył twarz.

-Hmmm...no to poznajmy się bliżej, mam na imię Coralina, a ty?-Cisza, nie odpowiedział, poprostu na mnie spojrzał i wpatrywał się tak przez następne parę minut. Czułam się cholernie niezręcznie nie wiedziałam co zrobić lub co powiedzieć.

-Ernest. Ernest Quartz.-Odparł krótko.

-Widze że jesteś dziś mało mówny Ernest. Co się stało kolego?

-Nic poważnego, poprostu to wszystko wina mojego brata, po za tym tak i tak z tym nic nie zrobię. Ten dupek i rodzice mnie do tego zmuszą.

-Po pierwsze, nie zrobimy a po drugie do czego chcą cię zmusić twoi rodzice?

-Do grania w bejsbola, mój brat Kur-....chwilkę, czemu chcesz mi pomóc, dopiero co mnie poznałaś, nie wiesz o mnie nic a chcesz mi pomóc?..

-Racja.-Odparłam-Ale czy muszę pomagać tylko osobą które znam?-Rzuciłam mu delikatny uśmiech. Chłopak powoli się podniósł i spojrzał na mnie z wielkim zaskoczeniem na twarz.

Wziął wielki wdech i wydech. Nagle złapał mnie za rękę i podszedliśmy do okna przez które można było zobaczyć boisko. Z tego że dziś czwartek drużyna bejsbolowa trenuje przed meczem który odbędzie się w sobotę.

-Widzisz tego wysokiego chłopaka w czerwonej bluzię?-Rzeczywiście, to ten z stołówki, był ubrany w to samo.

-Tak widzę ale,co z nim nie tak?

-To mój brat, Kurt. Jeden z głupszych osób jakie poznasz, jednak jakimś cudem wszyscy go kochają i szanują. Ja jestem wyjątkiem, ludzie znają mnie tylko z cienia Kurta.-Trochę przypominało mi to mnie i Leona.

Zawsze uwaga była skierowana na niego, a ja tylko stałam w jego cieniu myśląc że za parę lat się to zmieni.

-Jest kapitanem drużyny bejsbolowej, nasi rodzice go podziwiają i chcą żebym szedł jego śladami.Dlatego zostałem zmuszony do grania w meczu który będzie w sobotę. Nie poradzę sobie, nie umiem grać w bejsbola, wogóle nie lubię sportów.

-I z tego powodu płaczesz?-Ernest tylko pokiwał głową i schował twarz w rękach. Zastanawiałam się jak mogę mu pomóc...

-WIEM, masz może czas po szkole? Przyjdź do mnie i wszystko ci powiem. NIE BĘDZIESZ WTEDY MUSIAŁ GRAĆ W SOBOTĘ!-Mam nadzieję że nie będzie wtedy nikogo w domu.Vincent po incydentach z Yetim i jego ojcem zabronił mieszać mi się w znajomości męsko-damskie.

-NASERIO?!-Zobaczyłam na jego twarzy uśmiech, jednak szybko znikł.-Ale czekaj, czekaj co masz na myśli, gdzie ty wogóle mieszkasz.

Musiałam się pospieszyć wkońcu był środek lekcji a ja dalej nie wróciłam.

-Czekaj na mnie przed szkołą, będę o 14:30, Pa kolego!-Pomachałam mu na pożegnanie i pobiegłam do klasy.

Powiedziałam pani Kareem że nikogo nie było w sekretarcie i nie mogłam wejść, na moje szczęście rzeczywiście tak było. Wszyscy byli z tego zadowoleni ponieważ Kareem sama poszła do sekretariatu z papierami i ubyło nam trochę lekcji nie wiem czemu ale wszyscy zaczęli mi dziękować.

Oprucz Yetiego, który naburmuszony siedział w ławce i bazgrał coś w zeszycie,idealny moment żeby go przeprosić. Podszedłam więc do jego ławki i przez chwilę razem staliśmy w ciszy.

-Lee, co ty znowu odpierdalasz.

-Co masz na myśli? Nic przecież nie zrobiłam.-Nie zrozumiałam oco mu chodziło dlatego zaczęłam się tłumaczyć.

-No błagam cię, nie ma cię w sali 20 minut, nagle przychodzisz cała uśmiechnięta i rozbawiona. Czy ty naserio uważasz mnie za debila?

-Aaa, o to ci chodzi, słuchaj nie uwierzysz! Spotkałam po drodze azjate który nie chce grać w bejsbola ale jego brat i rodzice chcą go do tego zmusić. Więc stwierdziłam że-....-Zaczął się głośno śmiać i patrzeć na mnie jak na wariatkę.

-O Jezu... Piękne, poprostu piękne.-Przetarł palcem oko i powoli zaczął się uspokajać.

-Lee, dorośnij. Twoje zachowanie przypomina cztero latka a twój humor mentalnie dalej jest w żłobku.-Zadzwonił dzwonek na przerwę a Yeti poprostu wyszedł z sali otoczony Williamem, Jordanem i innymi.

Ale jak "dorosnąć". Zastanawiałam się przez cały dzień, wkońcu od myślenia wyrwała mnie Ania, która usiadła ze mną na Angielskim który zawsze miałam na ostatniej lekcji w czwartek.

Połowę lekcji spędziliśmy na omawianiu wszystkiego. Popowiadałam Ani trochę o Ernescie i o całej sytuacji,jednak gdy zeszliśmy na temat jego brata,zrobiło się bardzo chłodno. Ania powiedziała żebym uważała na Kurta bo jego nie da się przewidzieć.

Skończyliśmy lekcje. Ernest tak jak się umawialiśmy czekał na mnie przed szkołą, okazało się że zna Trishe. Dlatego poprosiłam go żeby opowiedział mi coś o niej więcej. Trisha była od nas o roku młodsza i przyjechała tu z powodu na... Angelę?...

Z tym ostatnim mu nie uwierzę dopóki sama jej nie zapytam. Wracając wkońcu dotarliśmy, jedyne o czym marzyłam to,to żeby pana taty nie było w domu. Przecież jakby zobaczył Ernesta to zrobił by mu nie fajne rzeczy. Otworzyłam drzwi a tam na samym środku korytarza stoi... Martin?..

Grudniowy Wieczór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz