Rozdział 11

402 12 4
                                    

No nie powiem Matylda się troszkę wkurzyła gdy to usłyszała...
-CZY CIEBIE JUŻ DO KOŃCA POJEBAŁO? PRZECIEŻ JAK ON CI PRZYJEBIE TO NIE BĘDZIE Z TOBĄ KONTAKTU PRZEZ NASTĘPNE 15 MINUT.-Wydawała się trochę zdenerwowana ale Amanda w ostatniej chwili ją uspokoiła.

-Zrobimy tak, wyjdziesz tylnym wyjściem a gdy zapytają się gdzie jesteś, powiemy że ktoś cię już odebrał tylko wtedy musiałabyś się ukrywać na lekcjach,a to fizycznie nie możliwe.-Zaczęła chodzić w kółko i rozmyślać jak mogłabym wyjść bez problemu.

Koło nas przechodził jakiś dzieciak z kulami i tylko na nas patrzył. Amanda gdy go zobaczyła odrazu do niego podbiegła.
-Spróbuj tylko komuś to powiedzieć a stracisz czucie, i nie mówię tutaj tylko o nogach.-Chłopak gdy to usłyszał prawie nie zgubił kuli biegnąc w drugą stronę.

-Słuchaj, zróbmy tak jak mówi Amanda ale pamiętaj że nie możemy robić tego do końca roku, trzeba komuś to powiedzieć lub... eh..sama już nie wiem, niepotrzebnie ci o nim mówiliśmy teraz masz kłopoty i to przez nas.-Nie zgadzałam się z tym co mówi Matylda ale wmawianie im że "nic się nie stało" też nic nie da, najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu to jakoś przeżyć.

Przez całą lekcje siedziałam jak na szpilkach a jeszcze bardziej stresował mnie wzrok Yetiego który był skierowany na mnie prawie całą lekcje. Pomyślałam że może uda mi się rozluźnić trochę sytuację między nami dlatego niezręcznie się do niego uśmiechnęłam i lekko pomachałam ręką.

Yetiemu najwidoczniej spodobał się mój gest bo po tym pokazał mi środkowego palca,to chyba dobrze jak na start.. Dobiła 14.45 wyszłam z klasy jako ostatnia i odrazu skierowałam się do szatni gdzie czekały na mnie Amanda i Matylda.

Szybko się ubrałam i skierowałam się za nim do tylnego wyjścia.
-Napewno nikomu nie powiedziałaś? Mam złe przeczucia co do tego rozwiązania.-Matylda tylko zmartwiona rzuciła mi spojrzenie a potem skierowała je na Amande która najwidoczniej była bardzo skupiona na tym żeby utrzymać mnie przy życiu.

-Napewno nikomu nie powiedziałam, obiecuję ci to.-Złapała za klamkę i przed otworzeniem odwróciła się do mnie.

-Gdy wyjdziemy szybko wybiegnij z terenu szkoły a potem idź skrutami na bloki tam napewno nie będą cię szukać ani za tobą iść. Zresztą tam odrazu wejdziesz na osiedle na którym mieszkasz i najważniejsze, nie ważne co by się działo, bądź bardzo cicho.-Amanda otworzyła drzwi i jak mówiła odrazu wybiegłam jednak wpadłam na...Anne.

-O Jezu, dzięki bogu że to tylko ty,błagam Anna nie mów mu nic.-Po cichu odparłam.

-Przepraszam cię ale on już wie.-Odparła.-Alan mu się wygadał, powiedział mi żebym tu na ciebie poczekała.-Stwierdziłam że dobrowolnie pójdę przecież nie mogę ukrywać się wiecznie a przecież tak i tak to się wkońcu stanie.

Poszłam więc za Anną na boisko. Oczywiście tam czekał już Yeti i jakaś grupka ludzi, do Yetiego podbiegła Anna która najwidoczniej była wkurzona że Yeti planuje zrobić bujke ale nie przejoł się tym za bardzo i po prostu ją ominął.

Rozebrałam się więc do golfa i nie odezwałam się ani jednym słowem.
-Gotowa na wpierdol stu lecia?-Stanął ze mną twarzą w twarz.
-Ssij mi chu...-...Obudziłam się na jakiejś sofie, bardzo bolała mnie głowa a przez nos nie mogłam prawie oddychać może to dlatego że Yeti się na mnie rzucił.

Spojrzałam w ledwo a tam w samej osobie Yeti który z grymasem na twarzy siedział z założonymi rękami, jednak nie miał jakiś wielkich obrażeń bo miał tylko podbite oko.

Gdy przez dłuższą chwilę na niego patrzyłam odwrócił się do mnie plecami,nie chciałam siedzieć w ciszy zresztą jak zawsze.

-Aż tak źle wyglądam?..-Lekko się wychyliłam ale Yeti się jeszcze bardziej skulił.

-Spierdalaj.-Nie powiem było mi trochę szkoda że to się tak wszystko potoczyło więc po prostu się odwróciłam i nie mówiłam już nic. Nawet nie zauważyłam jak jakaś Kobieta do nas podszedła.

-Lee i... o jezu... Gratuluję Hermida już 5 raz przez dwa dni. Wchodźcie do gabinetu już wezwałam waszych rodziców.-Gdy usłyszałam że wezwali moich rodziców byłam załamana przecież jak oni się o tym dowiedzą to mnie wydziedziczą.

-Hermida ciebie jeszcze jakoś przeżyję bo masz tylko podbite oko ale co ty jej zrobiłeś,to że jej oko podbiłeś to jeszcze nic ale dziecko drogie co ty jej zrobiłeś z twarzą, przez nos ledwo oddycha, wybiłeś jej jedynkę a o drugim oku nie wspomnę. Przecież jak to jej ojciec zobaczy to cię chyba udusi, zdajesz sobie z tego sprawę prawda?-Kobieta wypełniał jakieś papiery i od czasu do czasu na mnie spoglądała.

-Tak... zdaje.-Spojrzałam na Yetiego a on siedział jak na szpilkach. Do gabinetu ktoś zapukał a ja tylko się modliłam żeby była to Ophelia....

Chyba nikt nie wysłuchał moich modlitw ponieważ do gabinetu wszedł Vincent i jakiś duży mężczyzna to chyba ojciec Yetiego.

Po godzinej gatce o naszym zachowaniu wygoniła nas, ja już wiedziałam co mnie czeka w aucie.
Gdy wsiedliśmy do auta Vincent kazał mi siedzieć na siedzeniu pasażera.

-Dziecko czy tobie życie nie miłe? To ja cię wciskam z Ophelią do najlepszego gimnazjum jakie mogłem znaleźć a ty już w drugi dzień wracasz z połamanym nosem.-Złapał się za głowę a po chwili na mnie spojrzał.

-Trudno pojedziesz do domu a tam opatrzy cię Grace.

-... Panie tato.. - Odparłam.-A nie mogę iść z tobą do twojej pracy nie chce zostawać sama...proszę?-Nie chciałam zostawać tam sama a w dodatku z jakąś obcą kobietą której nigdy nie widziałam na oczy.

-Nie ma takiej opcji,to nie jest miejsce dla małych dziewczynek takich jak ty, a po za tym musisz odpoczywać.

-No błagam, proszę, proszę, proszę, proszę.-Miałam zamiar powtarzać to dopóki sam się nie zgodzi, najwidoczniej zadziałało bo Vincent w drodze ominął nasz dom.

Podjechaliśmy pod jakąś małą kawiarenkę, no bez jaj że mój ojciec pracuje w kawiarni a wygląda jakby pracował w jakiejś mafiozie jako szef.

Gdy wyszliśmy z auta Vincent złapała mnie za rękę i poprowadził do kawiarni, powiedział że mam sobie usiąść i zaraz wróci, dlatego też tak zrobiłam w kawiarni było ogrom ludzi a gdy tylko ojciec wszedł na zaplecze odrazu szybkim krokiem ulotniły się z stamtąd przynajmniej trzy kobiety.

Może po paru minutach wyszła stamtąd Ophelia która gdy mnie zobaczyła szybko rozpieła fartuch i podbiegła do mnie, z całej siły mnie przytuliła i delikatnie zaczęła dotykać mojej twarzy.

Po tym wszystkim z zaplecza wyszedł Vincent który po prostu dał Opheli buziaka w policzek i wyszedł z kawiarni.

Ophelia zabrała mnie do jej gabinetu wtedy też dowiedziałam się że jest ona założycielem tej kawiarni. Usiadłam na sofie i wszystko jej opowiedziałam.

-Oh Coralina.. To dopiero drugi dzień w szkole a ty już pakujesz się w kłopoty, dziecko błagam uważaj na siebie.-Znowu mnie przytuliła ale teraz już na dłuższą chwilę dlatego po prostu zasnęłam.

Obudziłam się na tylnych siedzeniach samochodu przykryta marynarką, nic nie mówiłam bo chciałam przysłuchać się rozmowie która w tym momencie trwała.

-Vincent powiedziałam coś,nie pozwolę na to żeby temu dzieciakowi uszło na sucho to co zrobił.-Usłyszałam głos Opheli który najwidoczniej nie był zadowolony.

-Wiem, ale myślę że najlepiej po prostu zostawić tą sprawę w spokoju. Po pierwsze mamy ważniejsze sprawy na głowie a po drugie nie mam zamiaru zniżać się do poziomu Hermida, zresztą jeszcze mi tych pieniędzy nie odda i będę mieć problem.-Okej inaczej mówiono o mojej bójce z Yetim na 100% przynajmniej miałam pewność.

-Vincent nie dopuszczę do tego do czego moi rodzice dopuścili ale na twojej córce. Wiesz jak było z moją rodziną i wiesz jak ojciec reagował na takie rzeczy.-Nareszcie usłyszałam coś o rodzinie pani mamy.

-Na naszej córce.-Widziałam tylko jak Vincent łapie rękę Opheli a ona kładzie głowę na jego ramieniu.... Nie ważne kim jest ten cały ojciec ale muszę się o nim dowiedzieć. Wkońcu się obudziłam ale już w moim pokoju i to na łóżku.

Grudniowy Wieczór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz