Rozdział 15

256 9 1
                                    

Siedziałam tak no właściwie to prawie leżałam w tej łódce. I myślałam poco mnie tu zabrał.
-Wszystko mnie boli panie tato, panie tato, panie tat-....-Vincent zakrył mi usta i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
-Jeśli za chwilkę nie uciszysz swojej jakże pięknej i gadatliwej buzi albo sam ci ją zamknę albo będziesz przynętą dla ryb.-Uśmiechnął się i wrócił do łowienia a ja tylko cicho siedziałam.
-Psst panie tato możemy sobie pogadać?-Vincent wydawał się zainteresowany i czekał na pytania jakie zadam.
-Czemu mnie tam zostawiłeś?-Vincenta zamurowało, odłożył wędkę i na mnie spojrzał.
-Kto powiedział że cię "zostawiłem", to wina twojej matki gdyby jej zachowanie nie było dziecinne dalej byś ze mną mieszkała. -Nastała cisza, przerwał ją Vincent z ciężkim oddychaniem.
-O kurwa coś łapie, trzymaj to.-Rzucił we mnie haczyki i przystawił się do wędki. Vincent gdy zobaczył co złapał tak się podjarał i napalił że do końca drogi do domu nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
Gdy wróciliśmy do domu panowała tam dyscyplina której jeszcze nigdy nie doświadczyłam aż tak bardzo od Korneli ani od Vincenta, od Dariusza tak bo kazała mi biegać po drewno który znajdowało się z 2 kilometry dalej od naszego domu ale, cóż. Ophelia tylko siedziała z założonymi rękami a jej trójka synów latała z odkurzaczem, miotłami i płynem do szyb.
-Dzień dobry pani mamo, dziś jakiś dzień sprzątania?..-Ophelia do mnie podeszła i pogłaskała mnie po głowie.
-Poprostu dziś sobota, Coralinciu zostaw nas samych dobrze? Muszę pogadać z twoim ojcem.-Ophelia odrazu skierowała wzrok na Vincenta.
A ja tylko pobiegłam na górę po tym może minęło z parę godzin.
-Zbierać się bachory.-Odparł Vincent.-Jedziemy na kolacje.-
Z tego że już tu trochę mieszkałam to wiedziałam że za nim wyjdę ja, muszą wyjść moi bracia, gdybym była pierwsza poturbowali by mnie, gdy schodząc a raczej zabiegają z schodów taranują wszystko co na ich drodze, a szczególnie Gabriel. Dalej nie mogę uwierzyć w to że jest tylko 2 lata starszy.
Vincuś był ubrany w garnitur a Ophelia w tą samą czarną sukienkę co kiedyś. Jej jasne blond włosy były spięte w luźnego koka a na sobie miała jeszcze jakieś białe futro. Moi bracia tak samo jak Vincent,..
Ja za to stałam w tym samym golfie w tych samych spodniach i w tych samych skarpetkach. Moje włosy były spięte w byle jakiego kucyka, naprawdę chciałam ściąść te głupie włosy ale Kornelia i Dariusz zawsze mówili że nie wypada żeby dziewczynka miała krótkie włosy. W aucie próbowałam się jakoś ogarnąć ale Luan i Gabriel jakieś zapasy urządzali z tego ja z Natanielem siedzieliśmy przytuleni do okien, jemu to chyba nawet nie przeszkadzało bo słuchał muzyki.
-Chłopcy proszę się uspokoić.-Ophelia przeglądała się w małym lusterku poprawiając szminke.
-Słuchać matki.-Gdy moi bracia to usłyszeli szybko się wyprostowali i zajęli swoje miejsca.
Dotarliśmy może po godzinie. Staliśmy przed jakimś dużym drewnianym domem po którym piął się bluszcz. Gdy wyszliśmy z samochodu zauważyłam tabliczkę na furtce na której pisało.
"I' immeuble Le Legrand" spojrzałam na Ophelie która najwidoczniej była niesmaczona widokiem tabliczki. Zapukała do drzwi i otworzył jej jakiś wysoki i szczupły mężczyzna z siwym wąsem który miał na sobie mundur żołnierski z odznaczeniem. Na jego twarzy nie było zadowolenie wręcz przeciwnie nie chęć co do nas a szczególnie gdy popatrzył na mnie.
-Augustin kto przyszedł?.-W drzwiach pojawiła się średniego wzrostu zgrabna kobieta, miała długi warkocz i fartuch. Gdy zobaczyła pani mamę szeroko otworzyły się jej oczy i lekko usta. Przełkneła głośno śline i powiedziała coś po francusku. Chyba mieliśmy wejść bo gdy pani mama to usłyszała szybkim krokiem weszła do domu a my za nią. Siedzieliśmy wszyscy przy stole w ciszy dopuki Ophelia tego nie przerwała.
-Awięc? poco miałam tu przyjeżdżać, ponownie zresztą.

-Chcieliśmy poznać twoje jakże piękne dzieciaki a nasze wnuki.-Kobieta zdieła fartuch i usiadła na przeciwko mojej mamy.

-Ta, przypomniało ci się o dzieciach, to spóźniłaś się o 23 lata.-Podano jedzenie, nie chciałam tego jeść wyglądało jak mój ojczym tym bardziej nie chciałam tego jeść.
-Psst młoda... Nie chcę tego jeść.-Powiedział do mnie po cichu Gabriel.
-Też, to wygląda ochydnie. Trochę podobne do mojego ojczyma.-Gabriel tylko cicho się zaśmiał.
-Powiecie mi prawdziwy powód czy będzie wciskać mi jakieś gadki o dzieciach?-Pierwszy raz widzę tak bardzo zimną i nie miłą Ophelie i to w stosunku do swoich rodziców.
-Poprostu potrzebujemy pieniędzy, zresztą kto nie potrzebuje kochanie. A ty z tego że je masz dasz nam je, za nim się sprzeciwisz chce przypomnieć ci że jestem twoją Matką i powinaś mi pomagać.-Kobieta jakby nic się nie stało napiła się wina a po tym się uśmiechnęła.
Pani mama spuściła głowę i wyjeła z torebki pieniądze, rzuciła je na sam środek stołu i wstała.
-Nie nazywaj mnie swoją córką po tym co zrobiłaś, Loretta.-Odparła i wyszła z domu. Vincuś i moi bracia za nią wybiegli. A my w trójeczke siedzieliśmy. Loretta i Augustin na mnie popatrzyli.
Spojrzałam na cukierki które leżały na stole  i popatrzyłem na nich.
-Mogę się poczęstować pani Loretto?-Ona tylko pokiwała głową że tak i odpaliła cygaro, szybko więc wpakowałam cukierki do kieszeni i wybiegłam. O kurcze poczekali na mnie, wsiadłam do auta i odjechaliśmy z piskiem opon. Gdy wróciliśmy do domu Ophelia i Vincent kazali iść mi do pokoju a moim bracią zostać z nimi. Noi co poszłam poprostu spać, nie było to dla mnie sprawiedliwe, byłam taka sama jak oni ale traktowali mnie jak małe dziecko które nie ma prawa głosu w każdym problemie i sprawie.

Godzina 4 nad ranem. A ja leżę na łóżku i nie mogę zasnąć bo myślę o tej całej sytuacji. Co Loretta zrobiła pani mamie...

Grudniowy Wieczór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz