-*- Prolog

325 80 123
                                    


Mgła zabijała. Ludność otoczonego magiczną barierą, podwodnego królestwa Dimereu wierzyła, że to w jej mlecznych zasłonach skrywał się demon. Ludzka sylwetka, ogromna, uzbrojona w dziesiątki ostrych niczym brzytwy zębisk gadzia paszcza, pokryta łuskami skóra promieniowała gorącem, zarysowane linie żył pulsowały płynącą pod nią magmą. Wyglądem miały przypominać pełzające na martwym ciele czarno-czerwone larwy. Skrzydła bez piór, a z mnóstwem czarnych, spływających krwią grotów.

Mimo swojej ogromnej postury potwór od wielu lat pozostał nieuchwytny. Zakradał się do spacerujących samotnie dam i ciął, aż krew spłynęła wieloma strumieniami na ziemię, a ofiara padła martwa. Tak naprawdę nikt nie widział bestii, a w królestwie siał postrach jego zwizualizowany obraz. Nawet co poniektórzy, bojaźliwi trytoni drżeli na samą myśl o spotkaniu tego potwora, ale on zabijał wyłącznie syreny.

Tesa siedziała na kamiennym murku otaczającym basen fontanny. Podniosła do rozedrganych ust szyjkę butelki i upiła potężny łyk burbona. Jego płomienny smak rozlał się po jej wnętrzu, ale ani nie zahamował nieprzyjemnych myśli, ani nie uspokoił zszarganych nerwów. Otarła usta i smętnym spojrzeniem przesunęła po rozbijających się o taflę wody strumieniach. Burzyły jej spokój w takim samym stopniu, co umysł syreny wspomnienie wypitych przez nią ziół. Gładka, śliczna twarz została wykrzywiona przez brzydki grymas, a spomiędzy wąskich warg wypłynęło kilka przekleństw. W stronę bogini, siebie samej, przeznaczenia i klątw.

Gdzieś z oddali dotarł do niej stłumiony odgłos gongu. Umysł zalany alkoholem i napompowany goryczą, nie zdołał pojąć znaczenia owego odgłosu.

Z ciężkim sapnięciem podniosła się do pionu, z łoskotem odstawiła butelkę i uczyniła pierwsze kroki w wodzie. Wzrok miała wbity nie w tygrysicę o nabrzmiałych sutkach, a w smukłą postać Edyry. Syrena stanęła pod pomnikiem. Drobna, zła, pełna goryczy. Gdyby posiadała w sobie wystarczającą siłę, to w złości rozłupałaby piękną w połowie białą, a w połowie błękitną twarz bogini, rozdrapała złote promienie słońca wyznaczające swoje linie w suficie ponad i za eminentną postacią, oraz pięściami rozbiła złudnie puszyste wykute z kamienia mleczne włosy.

Dziki wrzask wyrwał się z piersi syreny, gorące od złości i grube od rozpaczy łzy spłynęły po jej bladych policzkach.

– Czemu?! – krzyknęła i wykonała kopnięcie, rozchlapując wodę wokół siebie, przy tym niemal się przewróciła. Wypity alkohol i spowodowane bezsennością zmęczenie stanowiły bezlitosne połączenie nie tylko dla zdruzgotanego umysłu, ale i ciała. Postać nie baczyła na to, czy ktoś ujrzy ją w tym stanie, oceni czy nawet doniesie straży o bezczeszczeniu tego świętego miejsca poświęconego jednej ze stwórczyń. Liczył się jedynie szalejący w niej ogień gniewu. – Czemu, czemu, czemu?! – Z kolejnym krzykiem, uderzyła się o skrytą za zieloną suknią pierś. – Czemu? – załkała mocno, ale zdecydowanie ciszej, po czym z chlupotem opadła na kolana. Woda basenu sięgała jej do pasa, a szum lejących się z sutków tygrysicy oraz z ust Edyry strumieni zdawał się otaczać ją z każdej strony. Zagłuszał delikatne brzmienie porastających ogród drzew, skaczących po gałęziach kankam i śpiewającego ptactwa, dlatego też gdy do uszu syreny dotarł cichy odgłos, ni to szept, ni westchnienie, zadrżała.

Odwróciła się w kierunku ścieżki i w rosnącej panice podniosła do pionu. Konary drzew zakrywała firana mgły. W niemym strachu otworzyła usta. Zerwała się z miejsca i czym prędzej wybiegła z basenu, co było nie lada wyzwaniem w mokrej sukni i niemal sięgającej kolan wodzie. Zapomniała o butelce, o złości na boginię oraz ciążącej na piersi goryczy. Nie mogła zwlekać. Liczyła się każda chwila.

Znalazła się na usypanej drobnym, ciemnym piaskiem ścieżce. Drobinki przykleiły się do jej mokrych, bosych stóp, a opadające z drzew liście zawirowały wokół niej niczym krnąbrne, ciekawskie duszki. Niemal krzyknęła kiedy z gałęzi nieopodal wzleciał ptak. Zwolniła, a nerwowy chichot opuścił jej usta.

Nagle ciszę przeszył inny dźwięk. Syrena przystanęła w miejscu i w tym samym momencie mroczna, postawna postać wyłoniła się z zasnutego mleczną firaną zagajnika.

To był już koniec.

Mgła nadeszła, aby zebrać swoje żniwa.

MGLISTY MORDERCAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz