Więzienie. Zielone, śmierdzące siarką i odchodami ciemności wykute ze skały i spojone żelazem. Setki cel i dziesiątki więźniów. Kherru i merham było tam niewiele, a w większości sheramy i księżycowe orki. Kilka syren i trytony. Złodzieje, kłusownicy, mordercy, heretycy, ci, którzy dostąpili przestępstw jak łotrostwo czy obraza majestatu króla oraz innych ważnych osobistości. Nie można zapominać o pochłoniętych wędrownym szaleństwem dezerterach skupionych na najwyższym poziomie.
Bez względu na rasę, wiek czy zbrodnię. Wszyscy powoli umierali w nienaturalnie suchym powietrzu, o niewielkich racjach żywnościowych i podawanym od czasu do czasu kubku wody. Ich skóra kruszyła się i opadała, powoli i boleśnie odkrywając warstwa po warstwie mięśnie. Oczy piekły, wydawały się być posypane piachem, a język stawał się coraz bardziej szorstki i niemrawy. Mózg zaczął się kurczyć, zaciskać suchą dłoń na myślach, spychając na granicę szaleństwa, gdzie słyszano śpiew Firemo, a w głębokich ciemnościach wiły się ogniste węże.
Sorin został oczyszczony z zarzutów z udziału zamachu na króla. Znaleziony tunel odkrył nowe ścieżki śledztwa. Nie potrzebowano już klucza, każdy mógł mieć dostęp do Areny. Król mimo swojej nieufności zgodził się na wypuszczenie generała i jego powrót do obowiązków oraz wznowienie jego przywilejów. Jednak klucz pozostał w posiadaniu Tormoda, w tej kwestii Norwa nie zamierzał ustąpić.
Związana linami z wody, zakneblowana kolejną z ich wiązek, eskortowana przez dziesięciu doświadczonych strażników, w tym pułkownika Tormoda, oraz dodatkowej syreny z darem tkania wody – Elathy, Wanora dotarła do swojej celi. Dopiero kiedy kraty zatrzasnęły się za nią, Naria wypuściła ją z więzów, a woda z chlupotem opadła do postawionego z boku kubła.
– Nawet nie próbuj korzystać ze swoich wdzięków. Mamy rozkaz zabicia cię, jeśli stworzysz zagrożenie – Naria ostrzegła ją, nim pozbyła się wodnego knebla.
Po ustach Wanory spłynęły strużki wody, tworząc mokry szlak w dół brody i kończąc na bladej skórze ponad skrytymi za czarną koronką i atłasem piersiami. W ciemnościach krwawe ślady po morderstwie wydawały się jedynie plamami mroku na sukni, a zielone błyski lśniły grozą na rubinach zdobiących kolczyki w uszach syreny. Do tego odbijały się groźnie w onyksach ułożonych na wzór wiru na srebrnym gorseciku Narii.
– Elatho, przyprowadź zarządcę więzienia, a reszta niech wyjdzie! – zarządziła matka króla. Tormod skinął głową swoim podwładnym, aby posłuchali rozkazu. Wojownicy jeden po drugim opuścili trzeci poziom, kierując się schodami w górę. Słychać było rytmiczne kroki niosące się echem po ziejącej pustką dziurze. Ciągnęła się ona od szmaragdowego pazura w suficie, pomiędzy wybudowanymi w okręgu poziomami, aż po nieprzeniknione ciemności.
Wanora stała pośrodku niewielkiej celi. Brudna od krwi swojej ofiary, ale wciąż dumna i milcząca.
– Widziałam cię, jak wykorzystałaś swoje wdzięki, aby ujarzmić Karę, po czym poderżnęłaś jej gardło i zadałaś kilkanaście ran w brzuch – powiedziała Naria, a Wanora milczała, choć gdyby jej oczy potrafiły mówić, przestrzeń zadrżałaby od mocy jej wrzasku. Zamiast tego zaciskała dłonie w pięści. – Zabiłaś tę biedną syrenę.
Wanora wbiła w swoją przyjaciółkę rozzłoszczone spojrzenie.
– Mów.
Tormod stał z boku w swojej zbroi z szarej, utwardzanej skóry podszytej plecionką kolczą. Na jego piersi pyszniła się dumna syrena z halabardą w dłoni. Zza jej pleców wyrastały zręcznie naszyte złote promienie słońca, a bose stopy obmywały fale. Tryton milczał. Czekał na przebieg wydarzeń, wciąż oszołomiony odkrytą prawdą.
– Czemu ją zabiłaś?
– Zarządca więzienia jeszcze nie przybył – zaczęła nieco zachrypniętym, zmęczonym tonem.
– Nawet w tak kiepskiej sytuacji będziesz trzymać się zasad? Niech będzie! Tormodzie, proszę, idź i ich pospiesz. Dłuższe zwlekanie stwarza niepotrzebne ryzyko.
– Nie powinienem cię, królowo-matko, zostawić z więźniem samej.
– Nie martw się. Walczyłam z nią, jak jeszcze ciebie nie było na świecie. – Nie wspomniała o tym, że wiele z tych potyczek przegrała. Nie musiał tego wiedzieć.
– W porządku. – Tkacz wody Elatha dopiero, co ich opuściła, ale pułkownik zdecydował, że dłużej nie będzie się sprzeciwiał żądaniom Narii, tylko wyszedł.
W momencie gdy znalazł się na wyższym piętrze, syrena pochyliła się od przodu, oparła dłoń o kratę i rzekła:
– Pamiętasz, co zrobiłaś?
Wanora milczała.
– Nie mamy czasu na twoją upartość – syknęła ze zniecierpliwieniem. – Mów, co się wydarzyło! Co widziałaś i czułaś?
– Nie będę ci się tłumaczyć.
– Wiem, że to nie byłaś ty.
Jej słowa zainteresowały kapłankę. Stała w zielonym cieniu. Czuła, jak gardło zaczyna ją drapać, robiło jej się niedobrze, ale nie od smrodu szczyn i siarki, a strachu, za to w głowie huczało jej od niezrozumienia i pytań.
– To nie ja ją zabiłam – jej głos nie był podobny do niej. Cichy i słaby. Ale także nie należał do bogini, ani tej w którę wierzyli i składali ofiary oraz pokłony, ani tej morskiej. – Ale oskarżasz mnie o to.
– Widziałam cię, ale widziałam też twoje oczy niebędące twoimi i usta wykrzywione w uśmiechu tak nienaturalnym, że aż groteskowym. To bogini przemówiła twoimi ustami.
– Bogini? - Wanora wykonała krok ku kratom, bliżej ku pospiesznie i cichaczem przekazującej jej informacje Narii. – Co powiedziała?
– Kazała cię pozdrowić i rzekła, że zrozumiesz, co tam zaszło.
Kapłanka wykrzywiła twarz w brzydkim niezrozumieniu. Otworzyła usta i od razu je zamknęła. Wzięła głęboki oddech i dopiero odpowiedziała:
– Nario, nie mam pojęcia, co tam zaszło. Nic nie pamiętam i nie pojmuję, czemu ją zabiłam.
– Tak samo, jak Ritti stałaś się naczyniem dla bogini, ale ja także nie potrafię ci powiedzieć, w jakim celu.
– Czemu bogini miałaby zabijać własne dzieci? – Wanora złapała za kraty, mocno zacisnęła na nich palce. – Czemu miałaby zmuszać mnie do tak haniebnego czynu?
– Czynu? Czy czynów?
Atmosfera ochłodziła się i przeszyły je błyski niczym błyskawic. Groźne i zapowiadające sztorm. Fale emocji zaczęły się wznosić w zwierzęcym pożądaniu, aby zalać niewielką wyspę spokoju i akceptacji przeznaczenia.
– Boginie od zawsze były okrutne. Zabrały ci Lunę, miłość wybranka, a później niego samego, bezlitośnie zabawiły się życiem twojego syna Sorina, a teraz wykorzystały cię, jako pacynkę w swoim przedstawieniu. – Naria odsunęła się od krat i wykonała krok do tyłu. Przekrzywiła głowę na bok, uśmiechnęła się w sposób, który ciężko było opisać, i zapytała: – Powiedz mi Wanoro, czy dalej im ufasz?
Syrena w burgundzie materiału sukni i krwi sapnęła, zatoczyła oczami po skalnej podłodze, a jej oddech zaczął przyspieszać niczym rozpędzający się dziki rekin, aby wbić kły w swoją ofiarę. Nie miała pojęcia, co się działo, jak rozumieć słowa przyjaciółki, jak powiązać morderstwa z boginiami i ich wolą. Przytłoczona myślami, domysłami i niepewnością spojrzała na Narię w momencie, gdy po schodach zaczął schodzić Tormod w towarzystwie zarządcy więzienia i Elathy.
– Zamilcz! – Nagły krzyk zaskoczył kapłankę, ale to woda, która niespodziewanie pojawiła się w jej ustach, wzbudziła w niej grozę. Złapała się za gardło i pochyliła do przodu. – Musimy na nią uważać! Ona oszalała! Chciała mnie zaatakować! – Naria ostrzegła zbliżających się wojowników. – I bredziła o tym, że wypełniała wolę bogiń, że musimy jej wybaczyć, że musimy ją wypuścić.
Wanora spojrzała na swoją przyjaciółkę z gorejącą złością. Właśnie zdała sobie sprawę, że prawdziwa gra dopiero się zaczęła.
I...? Jak oceniacie zachowanie Narii?? Jej motywy i przebiegłość? :"3
CZYTASZ
MGLISTY MORDERCA
FantasyUWAGA - poprawione rozdziały oznaczam - * - i raczej polecam, aby tylko je czytać, gdyż tekst przechodzi poważne zmiany, więc sporo się nie zgadza i można się pogubić. Mglisty Morderca to pierwszy tom z serii Przekleństwo Ambicji. W tym tomie powol...