53. Wina

43 25 58
                                    

– Kiedy byłam płotką płoną we mnie zdradliwy, nienasycony płomień – powiedziała Derwa, stojąc przy leżance Ritti

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Kiedy byłam płotką płoną we mnie zdradliwy, nienasycony płomień – powiedziała Derwa, stojąc przy leżance Ritti. Szeroka w ramionach, wysoka, z dłonią opartą o rękojeść miecza tuż przy zakrzywionej, ostrej fali wypływającej z wrobionego w głowicę kamienia. – Tak określiła mnie moja matka, a po niej Mistrz Gor, choć nie ujął tego w tak poetyckie słowa. – Uśmiechnęła się na samo wspomnienie swojego nauczyciela. Leżał niedaleko, wydawało jej się, że słyszy jego chrapanie. To do niego przybyła, aby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Przy okazji zdecydowała się odwiedzić resztę. – I ten sam płomień widzę w tobie.

– Wybacz mi, pułkowniku Derwo, ale we mnie goreje inny płomień.

– Skoro tak opowiedz mi o nim.

– Ten płomień, pułkowniku, nie tylko wygrywa potyczki, ale i zabija moich bliskich.

– Muszę się zgodzić, że brawura i chęć przygód to niebezpieczni poplecznicy – podsumowała Derwa z pobłażliwym uśmiechem. – Dlatego pragnę cię w swojej straży, abyś nauczyła się słuchać nie emocji, a inteligencji, którą władasz.

– Wybacz mi, pułkowniku, ale wątpię, abym zdążyła się nauczyć kontrolować moje pragnienia, nim będzie za późno.

– Zdążysz. Masz przed sobą wspaniałą przyszłość Ritti. Ty i wielu twoich rówieśników. Tylko czekać aż wielkość do was przyjdzie. – Położyła dłoń na jej ramieniu. Ciepłą, stanowczą, pokrzepiającą. – A przed tym moim zadaniem jest nauczanie i poskromienie niechcianych cech. Uwierz mi. Możemy tego dokonać.

– Dziękuję, pułkowniku Derwo.

Rozmowa z syreną jeszcze długo nawiedzała myśli Ritti, po tym jak ją zostawiła. Nie mogła zasnąć. Zastanawiała się nad przyszłością, nad tą której pragnęła z całego serca, a tą którą poznała w swojej wizji podarowanej przez boginię.

Jedna z nich objawiała się jako ciężki, ciemny kamień ciągnący ją na dno, gdzie nie ma życia, a drugi to przesiąknięty nadzieją ptak wznoszący się ku przestworzom. Mogła marzyć, miała nauczyć się latać, nie dosłownie, ale jednak.

Płomienie. To je widziała w swojej wizji. Płomienie i śmierć. Swoją śmierć.

Płomienie i wnuczkę kapłanki Wanory na tronie.

Wierna i ufna bogini poddała się nurtowi przeznaczenia, ale to nie oznaczało, że już umarła. Wręcz przeciwnie. Chwytała w swoje łakome dłonie wszystko, co życie jej oferowało.

Poła parawanu została odsłonięta i do Ritti podszedł Olaf. Ubrany w srebrną zbroję i ciemne spodnie, z toporem i sztyletem przyczepionymi do pasa. Wyglądał na zmęczonego o wiele bardziej niż po samej warcie.

– Słyszałem, że nareszcie znalazłaś sobie godnych przeciwników – zażartował na przywitaniu, choć niebieskie oczy pozostały smutne.

Ritti milczała.

MGLISTY MORDERCAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz