46. Kłopotliwe Pocałunki

67 46 62
                                    

Tormod po przesłuchaniu Sorina i obmyśleniu planu z Mistrzem Derwą, opuścił trzeci poziom zamku, ale nie tak jak planował, wspiął się na wzgórze, gdzie przeszedłby wśród ogrodów, aż na zamek, a zszedł na dół na najniższy poziom

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tormod po przesłuchaniu Sorina i obmyśleniu planu z Mistrzem Derwą, opuścił trzeci poziom zamku, ale nie tak jak planował, wspiął się na wzgórze, gdzie przeszedłby wśród ogrodów, aż na zamek, a zszedł na dół na najniższy poziom.

Pragnął przebrać przepocone, zakrwawione i śmierdzące siarką ubrania na coś świeżego, oraz zrzucić zbroję, która nieprzyzwyczajonemu ciału zaczęła nieprzyjemnie ciążyć. Marzył o gryzie sera, ślimakach w maśle albo nawet kilku ostrygach skropionych cytryną, a do tego ogromnym kielichu wina.

Coroczne polowanie wieńczyła uczta w jadalni obok sali balowej. Sproszono ważne persony z królestwa, podano rzadkie, wyśmienite potrawy i najdroższe wina, do tego grała muzyka i śpiewano. Dla pospólstwa otwierano bramy do pierwszego poziomu na zamku, gdzie rozstawiono stoły na dziedzińcu z darmowymi potrawami. Zabawiali ich nie tylko grajkowie, popychając do tańca, ale kroczyli wśród nich i żonglerzy z gryzącymi żółwiami czy elektrycznymi węgorzami, tworzący przedstawienia z wody tkacze, solówka morfy czy stragan z eliksirami do zakupienia po zaniżonej cenie.

To wszystko na niego czekało, a jednak król zniweczył plany świetnej zabawy. Zanim odszedł do swoich komnat, obwieścił, że nie będzie biesiady, że lud powinien zawisnąć, a nie ucztować za jego złote płetwy.

Uczta odeszła w niepamięć a pomysł, aby zrzucić z siebie śmierdzące ubrania i zatopić się w stronicach jakiejś powierzchniowej księgi i winie, został zepchnięty myślą, że może jeszcze dziś na targu złapie żółwi kano. Zwani są kamiennymi ze względu na odporne, twarde nie tylko skorupy, ale i skóry, które nie imały się nie tylko ognia, ale i wysokich temperatur. Dzięki swojej niewrażliwości zajmowali się wytapianiem zbroi, broni, kandelabrów i innych metalowych przedmiotów przy wulkanie na Trzeciej wysepce Caren.

Strażnicy stojący na murach uważnie obserwowali okolicę. Pułkownik z zadowoleniem zauważył, że już wykonano jego rozkaz i znajdowało się ich więcej. Dzisiejszej nocy zakazał gry w karty czy kości, oraz inne zabawy, które rozproszyłyby ich podczas warty. Każde odejście od zasad miało zakończyć się karą dnia więzienia. Kolejna wrzawa nie była potrzebna, a pijący bądź przegrywający majątek wojownik stanowił świetną zasłonę dymną dla burzącej się na ulicach ludności. Jeden z nich krzyknął, że pośle za pułkownikiem dwóch gwardzistów dla bezpieczeństwa, ale Tormod odmówił. Czuł ciężar harpuna i zbroi, co męczyło go, ale i dodawało mu odwagi.

Stali przy bramie ogromne strażnice żółwie uzzo o nieproporcjonalnie wielkich głowach i ciemnej, czerwonej rysie przechodzącej przez nie. Magiczne znamię łączące ich z Dillonem, aby mogli zakomunikować nadchodzące niebezpieczeństwo. Magiczne znamię nosili niektórzy. Ci, co zdecydowali się na to, przeżywali okropne, męczeńskie zaklęcie, które odbierało im zdolność mowy, a związała z dowódcą.

Przeszedł pod wieżą bramną i od razu skręcił w prawo, gdzie minął proste budynki. Jedne krzywe, inne obwieszone mnóstwem kawałków masztów, aż ściany z drewna zamieniły się na parawany i stoły usłane najrozmaitszymi dobrami. Wiele z nich już zostało złożonych, ale część z kupców jeszcze miała nadzieję na złapanie ostatnich klientów przed zmrokiem.

MGLISTY MORDERCAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz