JEDEN Z NIEWIELU STARYCH ROZDZIAŁÓW, KTÓRE POSTANOWIŁAM ZOSTAWIĆ, JEŚLI CZYTAŁEŚ/AŚ WCZEŚNIEJSZĄ WERSJĘ, MOŻESZ SKIPNĄĆ, ALBO NA NOWO PRZEŻYĆ PRZYGODĘ MARYNARZY.
– Opowiem wam o Nashy nazywanej Szklaną Wyspą bądź Kościstą Rozgwiazdą. – Starowinka pochyliła się nad kotłem i zamieszała w nim ogromną chochlą, tak że zapach ziemniaków i mięsa rozniósł się po niewielkim pomieszczeniu. Wdarł się w nozdrza dwójki marynarzy i pobudził ich puste żołądki. Z głodem oblizali wargi, powstrzymali przed zażądaniem miski, bądź nawet rzuceniem się na kobiecinę.
– Koścista Rozgwiazda? – zapytał patykowaty mężczyzna o twarzy oblanej piegami. Potarł chuderlawe ramię i pociągnął nosem, czując, jak ślinka napływa mu do ust. Jego śniadanie stanowił jedynie czerstwy chleb i kawał starego sera podzielone między żoną i dwoma synami.
– Co za głupia nazwa – burknął grubszy i wyższy z nich o imieniu Hul. Spacerował wzdłuż szafek zapełnionych leczniczymi specyfikami oraz suszonymi ziołami. Kilka pęczków zwisało z sufitu, niemal głaszcząc łysą głowę mężczyzny.
– Przyszliście, aby o tym posłuchać, czy któryś z was potrzebuje ziół? – Kobieta wstała, odsunęła niski taboret i podeszła do podrapanego blatu, przy którym zazwyczaj przyjmowała klientów. Leżały na nim puste fiolki, pokruszone liście i wielka księga wraz z kałamarzem i piórem.
– Doszły do nas słuchy, że wiesz coś na temat Wyspy Skarbów. – Hul stuknął palcem w zwisającą tuż przy oknie klatkę. Metalowe zawiasy zaskrzypiały, a nietoperz wyszczerzył ostre jak igiełki zęby, zatrzepotał skrzydłami, uderzając nimi w ściany więzienia i popiskując niczym szczur w ciemnym zaułku portu. – Ksy! – syknął na zwierzaka i przeszedł dalej, wyglądając za brudne szyby na biedną, skąpaną w szarościach pochmurnego popołudnia uliczkę portową.
– Wyspa ta ma wiele imion, tajemnic i niebezpieczeństw.
– Jak każda inna. Dzikie zwierzęta, demony i inne potępione przekleństwa. To o bogactwa nam chodzi.
– Może powinniśmy posłuchać – wtrącił ten drugi, Armet, rzucając oczami na boki, jakby z cienia miał wyskoczyć sam Rhadash, według dawnych wierzeń bóg ciemności.
– Ta opowieść ma niewielką cenę – odparła, a głos nawet jej nie drgnął, choć zerknęła na przypięty do pasa wyższego mężczyzny sztylet.
– Dziesięć szreblinów to wcale niemała cena.
– Za mapę wskazującą całe góry złota, kryształów i gobelinów, których pozazdrościłby wam sam król, to sprawiedliwa zapłata. – Kobiecina odeszła w głąb pomieszczenia, gdzie całą ścianę zajmowały szuflady z wystającymi z nich papierami oraz półki pełne w słoiki z ziołami i maziami. Złapała za chochlę i zamieszała w kotle, tak że zapach zacisnął nieprzyjemne supły na pustych żołądkach mężczyzn.
– Skąd mamy pewność, że nas nie oszukujesz?
– Jeśli mi nie wierzycie, odejdźcie, ale jeśli te blizny są wystarczającym dowodem, zapłaćcie, a dostaniecie mapę – z tymi słowy odsłoniła rękawy szarej sukni, ukazując ciągnące się od łokcia aż po nadgarstek szramy i ubytki w mięsie.
– Skąd mamy pewność, że to nie wilki cię pogryzły?
– Wilki o głosie piekielnie pięknym, o ustach kuszących i śmiercionośnych, o oczach hipnotycznych i gadzich. Te wilki płynęły szybciej niż niejeden galeon, okazały się bardziej brutalne od wygłodniałych rekinów i jednocześnie zachwycały pięknem zamieszkujących zamki dam – mówiła z zapalczywością i złością, jakby przed nią pojawiła się ta, która sprawnym szarpnięciem, oderwała jej palec i rozszarpała przedramię. Gdyby nie szybka reakcja jednego ze szmaragdowych, z pewnością straciłaby nie tylko częściowe czucie, ale i całą dłoń. – Te wilki pokona tylko i wyłącznie magia, gdyby nie ona, nikt by nie wrócił.
CZYTASZ
MGLISTY MORDERCA
FantasyUWAGA - poprawione rozdziały oznaczam - * - i raczej polecam, aby tylko je czytać, gdyż tekst przechodzi poważne zmiany, więc sporo się nie zgadza i można się pogubić. Mglisty Morderca to pierwszy tom z serii Przekleństwo Ambicji. W tym tomie powol...