Naria stała przy stoliku i szykowała zioła na sen. Potrzebowała ich. Myśli kotłowały się w niej niczym fala podczas burzy wśród skał. Rozbijały się o jej skronie, uderzały o sklepienie i pieniły się w oczodołach, aż szczypały solą i zmęczeniem. Zamrugała i wsypała ostatnie z liści do kubka, po czym zalała je wodą z dzbana. Złapała za przygotowane zioła i ruszyła ku drzwiom do salonu. Żółte światło kryształów umieszczonych w kandelabrze lśniło na szklanych terrariach i w gadzich oczach, kiedy je mijała. Zwierzęta syczały, przyglądały się jej, wiły i pływały wśród glonów, barwnych kamieni i gałązek. Już złapała za klamkę, kiedy to po pomieszczeniu rozeszło się pukanie.
– Proszę. – Późna godzina. Kogo Rhadash niesie? Pomyślała ze znużeniem.
Do środka zajrzała merhama w szarej sukni. Piękna, pulchna o bujnych kasztanowych włosach i żywych fioletowych warkoczach, odpowiednikach jej parzydełek poza kopułą.
– Królowo–matko Nario. – Przywitała się gestem szacunku.
– Tak?
– Panienka Kara prosi o widzenie – dostała odpowiedź. Była niemal pewna, czego to zbłąkana dusza potrzebowała o tej godzinie.
– Proszę, przyprowadź ją. – Wróciła do stolika, gdzie odstawiła kubek i zaczęła szperać wśród przygotowanych mieszków, papirusów i słoiczków ziół. Nim wprowadzono syrenę, Naria znalazła, to czego szukała. Położyła mieszankę na stoliku.
– Królowo-matko Nario. – Syrena miała wysokie niczym klif czoło, które z dwóch stron okalały czarne włosy. Spływały po jej bokach niczym ciemne strumienie, przez ramiona, aż do skrytych za kremową suknią piersi. Wpatrywała się w Narię błękitnymi, czerwonymi od płaczu oczyma.
– Czego potrzebujesz, Karo?
– Słyszałam od mojej przyjaciółki, że możesz... – Przygryzła wargę, zerknęła na zamknięte drzwi, za którymi zniknęła służka. Uczyniła krok w głąb pomieszczenia i dokończyła przyciszonym tonem: – Słyszałam, że możesz sprawić, że moje dziecko się nie urodzi, że nie umrę.
– To twoja druga ciąża? – zapytała.
– Tak. Swoją ludzką cząstkę oddałam synowi, ale wraz z moim wybrankiem umarli w obronie królestwa – wyjaśniła drżącym, niepewnym głosem. – Nie jestem gotowa, aby oddać moją boską cząstkę. To nie mój czas, aby umrzeć. – Łzy spływały bladymi policzkami, a wargi drżały. – Proszę, pomóż mi, królowo-matko.
– Oczywiście, że ci pomogę. Tylko powiedz, jak daleko już jesteś?
– To dopiero pierwszy miesiąc, może drugi, na pewno nie dalej. – Sama do siebie pokiwała głową, jakby szukała zapewnienia. Co chwila zerkała na drzwi prowadzące na korytarz, czy też drugie po jej lewej stronie. Naria pragnęła się za nimi znaleźć. Wypić kilka kielichów wina, zapić je ziołami i usnąć chociażby na szezlongu. Była niemiłosiernie zmęczona. Odwróciła się w kierunku stolika, złapała przygotowane zioła i podała je syrenie. Specyficzny korzenny, niezbyt przyjemny zapach uniósł się w powietrzu, na nowo marszcząc ładne lico matki króla.
– Bierz to dwa razy dziennie przez trzy dni.
– Dziękuję. – Odebrała mieszek. – Słyszałam, że trzy złote płetwy wystarczą. – Podała monety, znowu posłała Narii gest szacunku i opuściła jej komnaty.
Radna z głębokim westchnieniem przeszła do salonu, ówcześnie zabierając ze sobą mieszankę na sen. W pomieszczeniu dominowało ciemne drewno, które współgrało z zielonymi ścianami z ręcznie malowanymi barwnymi ptakami. Ta komnata niewiele się zmieniła od momentu, gdy zamek odebrano czarodziejom i zatopiono. Narii podobały się i meble i wystrój, a tym bardziej ściana witraży wychodząca na taras. Kiedy to wielu zmieniło aranżacje wnętrz swoich apartamentów Naria pokochała każdy zakątek tego miejsca i nawet setki lat nie zatarły tego uczucia.
CZYTASZ
MGLISTY MORDERCA
FantasíaUWAGA - poprawione rozdziały oznaczam - * - i raczej polecam, aby tylko je czytać, gdyż tekst przechodzi poważne zmiany, więc sporo się nie zgadza i można się pogubić. Mglisty Morderca to pierwszy tom z serii Przekleństwo Ambicji. W tym tomie powol...