Siedziała na trybunach. Pokonana, obolała i mokra, a przede wszystkim wściekła. Kiedy to inni rycerze z podekscytowaniem wskazywali na swoje gorgety i rozmawiali podniesionymi, wesołymi głosami, ona wrzała. Ledwo powstrzymywała się od poderwania na nogi i wrzasku, który rósł w jej gardle niczym podchodząca ropą rana. Niemal czuła jej smród, ból. Muszę coś zrobić, inaczej zwariuję! Teraz! Zaraz! Krzyknę! Zacznę walczyć! Który z nich chce się ze mną zmierzyć?! – chaotyczne myśli pulsowały w jej głowie, kiedy to przeskakiwała spojrzeniem po swoich towarzyszach. Czuła zew wody, który ukoiłby szalejącą w niej furię, ale nie mogła iść. Jeszcze nie teraz. Jej przyjaciółka wciąż nie wróciła.
– Ciekawe czy Roarke pokona naszego Merynka – odezwał się jeden z wojowników, a imię brata wybiło ją z rytmu wściekłości.
Spojrzała na arenę, gdzie wspomniana syrena stała naprzeciw trytona. Wojownicza, waleczna, groźna i z mieczem w dłoni. Kilka jej zakręconych kosmyków wyślizgnęło się ze spinki i opadło po bokach jej obsypanej piegami, zakurzonej twarzy. Oprócz przyspieszonego oddechu i piasku wydawała się wyjść bez szwanku z minionych walk.
Meryn czekał, to jej przyjaciółka musiała zaatakować, ale ona wiedziała o tym, znała go. W końcu razem trenowali od najmłodszych lat, razem biegali po ogrodach z drewnianymi mieczami i próbowali łapać kankamy.
Zaczęło się. Roarke runęła do przodu i siłą rozpędu oraz zamachnięcia zadała pierwszy cios. Brat Ritti świadom jego mocy zrobił unik, a po nim został zmuszony do wykonania kolejnego, trzeciego nie zdołał. Ich bronie spotkały się z jękiem. Gdyby nie wzmocniona magiczną powłoką kościana laska mogłaby się pokruszyć bądź nawet złamać. Wojowniczka nie trwoniła czasu. Rąbnęła ostrzem raz, kolejny. Była szybka, silna, wytrzymała. Może go pokona. Pokona go – w środku aż zawyła z nadziei, ale i zazdrości.
– Jak myślisz, kto wygra? – Olaf zamiast usiąść obok szermierki, to oparł się o balustradę. Ta zaabsorbowana walką nie odezwała się, tylko miętosząc w dłoni materiał spodni, przygryzała wargę. – Jet jak zwykle zbiera zakłady, postawiłem na twojego brata.
– Roarke go zgniecie – sarknęła zła, starając się nawet na niego nie zerkać, a było to ciężkie, gdyż stał niemal przed nią. Nos i sińce pod oczami Olafa nabrały żółtawego odcienia. Szybko się goiło. Ritti domyśliła się, że spędził sporo czasu na wodach, aby przyspieszyć regenerację.
– Mam nadzieję, że się mylisz. Inaczej przegram dziesięć złotych płetw.
– Już je przegrałeś.
– Nie bądź tego taka pewna.
– Merynowi brakuje ikry, a Roarke ma jej pod dostatkiem.
– Ale czy to jej wystarczy? – podważał jej pewność siebie.
– Mi wystarczyło, aby złamać ci nos – zauważyła, na co ten zachichotał. Krótko, gardłowo, przyjemnie. Nie spodobało jej się to. Na nowo skupiła uwagę na rozgrywającej się potyczce, aby odepchnąć nieznośne myśli o trytonie.
– To mi przypomniało, że zaproponowałaś rewanż.
Milczała.
– Tym razem stawka powinna być wyższa. Co powiesz na nie tylko jeden taniec ze mną, ale i towarzystwo na balu?
– Nie mogę się doczekać, aby powtórnie złamać ci nos.
Tym razem się roześmiał, a ten śmiech mimo swojej lekkości, wydawał się wynieść poza wiwaty tłumu, rozgorączkowane komentarze wojowników, podekscytowane relacje walki.
CZYTASZ
MGLISTY MORDERCA
FantasyUWAGA - poprawione rozdziały oznaczam - * - i raczej polecam, aby tylko je czytać, gdyż tekst przechodzi poważne zmiany, więc sporo się nie zgadza i można się pogubić. Mglisty Morderca to pierwszy tom z serii Przekleństwo Ambicji. W tym tomie powol...