Pov. Kaveh
Idę korytarzem prosto do kuchni, to nie mój dom, ale jest taki jak sobie wymarzyłem. Piękne zdobienia na drewnianych framugach, porządek wokoło, piękny kominek który grzał salon i kuchnie, wolne przejście pomiędzy tymi pomieszczeniami.
- Czy ja umarłem? - Powiedziałem głośno sam do siebie.
- Chciałbyś głuptasie. - Podskoczyłem i odwróciłem się w stronę głosu. To on....nie mogę w to uwierzyć, to we własnej osobie najgorsze co mogło mnie spotkać.
- Co ty tu robisz Haitham?! - Nie da się nie krzyczeć na niego, sama jego osoba sprawia, że się denerwuje.
- Jeszcze wczoraj pode mną jęczałeś i mówiłeś, że kochasz. - Przybliżył się z tym swoim durnym uśmiechem. Był już za blisko mnie, przyparł do ściany i trzymał za ramiona. - Szybko zapominasz, chyba pora ci przypomnieć.
Zniżył swoje usta prosto na moje, połączył w długi pocałunek który o dziwo chciałem, kocham te usta są takie miękkie, słodkie kiedy się nie odzywa i....
- Kaveh.....Kaveh... - Dudniło mi w głowie, ale kto by się przejmował, przecież całuje największe ciało w jakimś obcym domu, a może jesteśmy małżeństwem?! Przecież Nilou będzie mi zazdrościć, głupia pipa myślała, że będzie z nim, ale to ja wygrałem.
- Kaveh wstawaj! - Poczułem uderzenie w ramie.
- Co jest?! - Rozejrzałem się, byłem w samochodzie, a obok Nari mnie szarpał. To był sen....no tak.
- Jesteśmy już na miejscu, bierze swoje rzeczy, nie chce siedzieć w samochodzie. - Wyszliśmy z auta, ten sen był taki prawdziwy, a raczej....po części był.
- Co ci się śniło? Całowałem szybę w samochodzie.
- Dobrze wiesz kto. Nie mogę jakoś, nie myśleć o nim. - Załamałem się i podniosłem pudła z moim imieniem.
- Kaveh to było w liceum, poza tym powiedziałeś , że cię zranił. - Ma rację, Tighnari zawsze ma rację mimo, że ja mówię , że jej nie ma.
- Dobrze, że teraz studiujemy, przecież to nie możliwe, że będzie w tej samej klasie. - Ruszyłem w stronę budynku w którym miałem mieszkać z Tighnari, jest blisko i akademika i pracy. Pewnie Alhaitham śmiałby się ze mnie, że nawet nie robię tam gdzie mówiłem..... Jak z architekta spadłem do sprzedawcy kwiatów w sklepie Tighnariego, czasem dorabiam w kawiarni jeśli muszę.
Co jest okropne w tym wszystkim? Tęsknię za nim, ale on zrobił się okropny dla mnie, zranił i nie miałem innego wyjścia. Zerwanie i ucieczka od niego była słuszna, ale....wstyd się przyznać, że zerwałem z nim przez telefon i zablokowałem. Zachowuje się jak gimnazjalistka która uważa, że gra w filmie. W sumie liceum i gimnazjum są bardzo zbliżone do siebie, to dalej nastoletnia miłość.
Mój plan na początek studiów? Nauka, praca i dobra zabawa. Nikt mi tego nie zepsuje, Tighnari mnie wspiera. O! Znajdę kogoś Tighnariemi, zawsze chciałem się bawić w swatkę! Nari był zawsze przy mnie jak byłem z tym idiotą, po zerwaniu, nawet teraz. On zawsze był sam, zawsze porządny uczeń, pupilek nauczycieli, przygotowany nawet kiedy nie trzeba i miłośnik przyrody.
CZYTASZ
Szkolne miłostki - Cynonari & Haikaveh
FanfictionKsiążka w uniwersum szkolnym, bo naszła mnie taka ochota. Będzie zawierać dużo shipów więc ostrzegę tak teraz przed tym. Główna fabuła będzie się opierać na dwóch shipach, licealna miłość to początek, a co się stanie kiedy trzeba się zmierzyć ze sł...