Rozdział 21

34 5 1
                                    

  Było jeszcze wcześnie rano. Hyunjina całą noc męczyły negatywne myśli, więc odsypiał, kiedy Haru przygotowywała śniadanie. Ona również czuła się przytłoczona. Wczorajszy dzień nie był dla nikogo miły. Starała się nie wracać do niego myślami, ale to nie było łatwe. Co jakiś czas słyszała jak w blok, dosłownie w ich ścianę uderzała z niedużym hałasem jakaś lekka rzecz. Haru postanowiła to zignorować i kontynuować smażenie warzyw na patelni. Jednak w pewnym momencie bardzo wyraźnie usłyszała i zobaczyła, jak jakaś rzecz uderza o okno w kuchni. Tym razem nie powstrzymywała się, by sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz. Zdezorientowana wyjrzała za okno. Na drogach panował raczej spokój z uwagi na niedzielę i wczesną porę. Chociaż zaraz wszystko mogło się zmienić. Ludzi na chodniku przed blokiem, było raczej nie wiele. Spotkała wzrokiem parę spacerujących osób. W oczy najbardziej rzucił jej się mężczyzna w białej koszuli z krawatem i garniturowych spodniach. Miał na sobie również masę biżuterii i czarną parasolką w ręce. Zdziwiła się, bo w końcu nie padało, a słońce tamtego dnia często chowało się za chmurami. Chłopak w drugiej ręce trzymał dwie róże. Kiedy odkrył swą twarz spod parasolki i spojrzał prosto na nią, dziewczyna zakryła buzię, żeby swoim nagłym krzykiem nie obudzić Hwanga. Mimo że już ją widział, chciała się przed nim ukryć. Automatycznie kucnęła na podłogę, by nie mógł dostrzec jej w oknie. Jednakże ona znowu usłyszała rzecz, która odbiła się w oknie. Westchnęła zirytowana. Już przed nim nie ucieknie. Zapewne z chęcią dręczyłby ją bez końca. Otworzyła okno i zauważyła, jak w jego ręce ubyło róży. Pozostała mu tylko jedna. To nimi rzucał, by zdobyć jej uwagę. Cóż za głupi pomysł… Reszta róż wylądowała na trawniku pod nią. Posłała mu pytające spojrzenie.
  – Nie idziesz? – Jisung krzyknął, by mogła usłyszeć go z pierwszego piętra, na którym mieszkała. Miał szczęście, że tak nisko. Z pewnością nie poradziłby sobie z rzucaniem różami do jej okna, gdyby mieszkała wyżej i musiałby próbować zwołać ją innymi sztuczkami. – Haneul, twój brat… – wspomniał o chłopaku. Kim nie spodziewała się usłyszeć, jak po raz kolejny Han wypowiada imię jej młodszego brata. Myślała, że już jego temat został zakończony. – Nie wspominał, że po mojej ostatniej wizycie coś zgubił? – zapytał.
  – No pewnie, że coś zgubił – prychnęła ledwo słyszalnie pod nosem. W końcu sama pomogła mu we włamaniu się do jego pokoju. Do tamtej pory tego żałowała.
  – Nie mam na myśli moich własności – rzekł, a ludzie zaczęli się dziwnie patrzeć. Wzbudzał podejrzenie wobec mieszkańców. W końcu robił niemały hałas. Raper to zauważył. Nie miał ochoty rozmawiać z nią w taki sposób, dlatego wskazał rękoma, by do niego zeszła. Ona zamknęła okno i go zignorowała, mając nadzieję, że zostawi już ją w spokoju. Na chwilę zapomniała o warzywach, które zaczęły jej się przypalać. Szybko zmniejszyła ogień. Niczym się nie przejmując, wróciła do swoich czynności. Wszystkie spotkania z Hanem nie kończyły się dobrze. Jak mogłaby pójść stanąć z nim twarzą w twarz, skoro jej chłopak wczoraj płakał jej godzinami, ponieważ bał się, że właśnie do tego dojdzie? Wydawało jej się, że miała jeszcze tyle sumienia i lojalności w sobie. Mimo to jakaś jej cząstka chciała przed nim stanąć i móc znowu na niego spojrzeć. Musiała być szalona, że takie myśli czasem ją nachodziły, ale bywały momenty, w których nie potrafiła przestać o nim myśleć. Denerwowało ją to i nie chciała przyznać się do tego nawet przed samą sobą. Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi. Przed drzwiami była zamontowana kamera, więc nie ciężko było jej dostrzec, że był to natrętny Han. Kim myślała, że całkowicie postrada zmysły. Chociaż musiała przyznać, że pukanie w tamtej chwili było o wiele lepsze, niż jakby zadzwonił dzwonkiem. Pukanie stawało się coraz głośniejsze, a ona martwiła się, że zaraz Hyunjin się obudzi. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak bardzo musiałby być zdenerwowany, kiedy zobaczyłby Jisunga. Dziewczyna była jeszcze w piżamie, co nie ułatwiało sprawy. Otworzyła delikatnie drzwi, by mógł ją usłyszeć.
  – Zaczekaj chwilę i nie wal już w te drzwi – powiedziała i zamknęła ponownie drzwi. Założyła na siebie pierwsze lepsze jeansy i zwykłą czarną koszulkę. Martwiąc się, że znowu usłyszy pukanie, pospiesznie wyszła na korytarz. – Czego chcesz? – od razu zapytała.
  – Jak już wcześniej wspominałem, chciałem oddać coś, co przypadkowo zwinąłem twojemu bratu. Mam to w swoim mieszkaniu – rzekł.
  – Czemu nie oddasz bezpośrednio mu? – zapytała. Jego powód, z którym do niej przychodził, nie przekonał jej.
  – On nie chce mnie widzieć – odparł. To prawda, Haneul zdecydowanie już nigdy nie chciał mieć z nim do czynienia.
  – Myślisz, że ja chcę? – odpowiedziała oschle. Nie przypominała mu siebie. Była zmęczona po wczorajszym dniu i nawet jeśli się cieszyła, nie miała siły pokazać tego uśmiechem. Jedyne, na co było ją stać to ten znudzony, zmęczony wyraz twarzy. Chłopak złożył parasol i jakoś zmieścił go do kieszeni spodni. Różę, którą trzymał w ręce, wziął do buzi. Była to jedna ze sztuczek, by serce Koreanki zabiło szybciej. Złapał ją za jej obie dłonie. Jej były delikatne i czyste, jego zaś chropowate i pokryte wieloma małymi ranami. Róże, które kupił, były obfite w ostre kolce. Trzymał je bez żadnego papieru, więc stąd te rany. Haru poczuła się lekko obrzydzona, kiedy ubrudził jej ręce jego krwią. Chciała go puścić, wyrwać się z jego uścisku, ale on mocno ją trzymał.
  – Nie odmówiłaś mi wczoraj – kiedy otworzył buzię, by to powiedzieć, z jego prawego kącika ust popłynęła krew. Przez trzymanie łodygi kwiatu w zębach, zranił sobie buzię. Puścił jej dłonie i wyjął z buzi ostrą różę. Część jej łodygi była pokryta krwią. – Została mi tylko jedna – na siłę wcisnął jej do rąk kolczastego kwiata. Nieumyślnie naciął jej skórę.

Black blood | Stray KidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz