8. Sen w Pandemonium

1K 60 97
                                    

Devlin nie odezwał się do mnie słowem przez całą drogę powrotną. Pośpiesznie przeprowadzał nas przez kolorowe tłumy mieszkańców pandemonium, starając się za razem nie zwracać większej uwagi. Dźwięk bębnów wydawał mi się głośniejszy niż poprzednio i tym razem towarzyszyła mu dynamiczna muzyka, grana na różnych instrumentach strunowych i dętych.

Gdy wreszcie dotarliśmy do domostwa Asmodeusa, mdliło mnie od natłoku barw i dźwięków. Czułam, że pomimo wcześniejszej utraty przytomności znowu nadchodził dla mnie czas snu. Szczególnie że oprócz zmęczenia psychicznego byłam również wykończona fizycznie. Moje ręce cierpiały z powodu zakwasów po wiosłowaniu i dźwiganiu worów, podobnie bolały mnie plecy i nogi.

Dopiero kiedy dotarliśmy pod drzwi mojego pokoju, Devlin pozwolił sobie na delikatny uśmiech. Zorientowałam się, że nie był to częsty widok.

— Dobra robota. Powinnaś teraz trochę odpocząć. To zadanie miało cię wycieńczyć, więc lepiej będzie, jeśli się prześpisz, zanim zaczniemy dyskutować o następnym.

— Taki miałam zamiar.

— Przyjdź do biblioteki, kiedy będziesz gotowa — powiedział na pożegnanie.

Gdy weszłam do mojego pokoju, pierwszym co rzuciło mi się w oczy było kilka par prostych koszul i spodni rozłożonych na łóżku. Wszystkie były w stonowanych kolorach, o wiele mniej krzykliwych niż większość sukienek, które tutaj dostałam. Potępiona dusza nie tylko spełniła moją prośbę, ale także trafiła w mój gust. Nie mogłam jej podziękować osobiście, ale byłam niezmiernie wdzięczna.

Schowałam nowe ubrania do szafy, ściągnęłam swoją luźną kremową sukienkę w brązowe kwiaty oraz płaskie buty i schowałam się pod pościelą.

***

— No dalej, to wcale nie takie trudne — powiedziałam zachęcająco, a mój fałszywy uśmiech wyglądał już niemal karykaturalnie. Nie wiedziałam, ile jeszcze zniosę tę torturę. Na moje nieszczęście, odkąd zaczęłam pomagać Marie, jej wyniki w nauce się nieco poprawiły. Dlatego teraz oprócz literatury, musiałam z nią również siedzieć nad matematyką, w której dziewczyna była zupełnym beztalenciem.

— Ale ja naprawdę tego nie rozumiem! Po co w ogóle te literki? Jakby cyfry już same w sobie nie były zbyt skomplikowane. — W jej oczach tańczyły łzy.

Westchnęłam, próbując ukryć swoją irytację. Mogłam w tym czasie robić tyle innych pożytecznych rzeczy. Jednakże nie chciałam zepsuć swojej opinii wśród nauczycieli, więc musiałam udawać zaangażowanie.

— No dobrze, spróbujmy jeszcze raz. — Nie sądziłam, że mój uśmiech mógł być jeszcze szerszy. Aż zabolały mnie mięśnie twarzy.

Nachyliłam się, by znów spróbować jej wytłumaczyć rozwiązanie równania, ale miałam wrażenie, że Marie wcale mnie nie słuchała. Jedynie co chwilę bawiła się swoimi krótkimi włosami i kolorowymi pierścionkami. Musiałam naprawdę się powstrzymywać od skomentowania jej braku uwagi. Nic dziwnego, że tak źle jej szło, skoro nie potrafiła się skupić nawet na kilka minut.

— Ale wiesz, ja chciałam tylko powiedzieć, że bardzo doceniam, że mi pomagasz — stwierdziła nagle Marie.

— Nie ma problemu — burknęłam. Mogła przecież słuchać, zamiast mi dziękować. Wtedy przynajmniej nie marnowałaby mojego czasu.

Gdy po raz kolejny miała problem ze zrozumieniem prostego równania, nie powstrzymałam się od wywrócenia oczami.

***

Narzeczona DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz