10. Spotkanie z Szatanem

984 67 78
                                    

Kiedy stanęliśmy przed domostwem Szatana, stwierdziłam, że rezydencja Asmodeusa wcale nie była taka imponująca.

Miejsce kolejnego wyzwania znajdowało się dość blisko głównych ulic Pandemonium, więc udało nam się szybko przemknąć pośród tłumu świętującego Karnawał. Jednakże, żeby dostać się do samego domostwa, trzeba było przebyć ogromne jezioro wypełnione lawą.

Musieliśmy poczekać na specjalną łódź, która miała nas zabrać na miejsce. Wokół zabrało się kilka dusz, okrytych ciemnymi płaszczami i noszących proste, białe maski. W porównaniu do nich wyglądaliśmy z Devlinem dość bogato, choć nasze okrycie i tak było skromne, jeśli zestawiło je się z przeciętnym demonem celebrującym Karnawał.

Po długim oczekiwaniu z ciekawości spytałam Devlina, czy byłoby możliwe przepłynięcie jeziora samemu, zamiast czekać na specjalną łódź. On za to stwierdził, że byliśmy w centrum piekła, więc na pewno by nas to nie zabiło. Szybko jednak dodał, że wieki temu ulubioną torturą Szatana było zmuszanie potępionych dusz do niekończących się kąpieli w tym właśnie jeziorze, więc na pewno nie było to przyjemne doświadczenie.

— Od lat nikt nie stosuje tutaj fizycznych tortur — szepnął, gdy zobaczył moje zdziwienie. — Tak jak mówiliśmy wcześniej, teraz potępione dusze odczuwają jedynie przytłaczające poczucie winy i odpowiedzialności za każdy zły uczynek, jaki popełniły. Demony w pewnym momencie zrozumiały, że, ironicznie, to o wiele gorsza tortura. A wcześniejszy ból fizyczny odwracał od niej uwagę.

Miałam wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim wreszcie zobaczyliśmy ogromną, ciemną łódź. W międzyczasie, Devlin opowiedział mi kilka innych historii o torturach dawniej używanych na potępionych duszach, choć ostatecznie musiałam go poprosić, by przestał. Jak kąpiele w lawie, basenach wypełnionymi jadowitymi wężami czy wędrówka po kolczastej drodze były znośne, te bardziej obrazowe przyprawiały mnie o dreszcz.

— Ciesz się, że nie dotarłem do Chochliczych Rowów — stwierdził, gdy razem z trzynastoma niewzruszonymi duszami usiedliśmy na łodzi.

Nikt nią nie kierował, sama zabrała nas do ogromnej rezydencji, stojącej na niewielkiej wysepce. A ta nie ustępowała hektarom lawy w swojej piekielnej naturze.

Wysoki, masywny budynek wykonany został z ciemnego, szlachetnego kamienia, który zdawał się emanować swoją własną, zimną aurą. Fasada domostwa, ozdobiona była pięknymi ornamentami oraz misternie rzeźbionymi gargulcami i innymi mistycznymi stworzeniami. Ich przerażające twarze wydawały się mieć za zadanie odstraszyć każdego, kto odważył się spojrzeć prosto w ich oczy.

Z bocznych częściach domostwa wyrastały potężne wieże, pnące się ku górze. Niebo, którego próbowały dosięgnąć, zmieniło swój kolor na intensywny szkarłat, zamiast znanego mi ciemnego z pomarańczową poświatą.

Na szczycie wież zauważyłam duże, gotyckie okna, ozdobione kunsztownymi witrażami, które wydawały się świecić czerwienią od wewnątrz. Za to na dachu sterczały kolejne demoniczne zwierzęta ze zdeformowanymi pyskami, wyglądające, jakby zaraz miały się na nas rzucić. Gdy tylko na nie spojrzałam, mimowolnie zrobiłam krok do tyłu.

Poczekaliśmy aż pozostałe dusze, wkroczyły do środka, a następnie powolnie podążyliśmy za nimi, wchodząc do ogromnej ciemnej sali, przypominającej tą w domostwie Belfegora.

Ponownie powitały nas zakapturzone postaci, które zaczęły podchodzić do dusz i prowadzić je w ciemności korytarza. Jednakże, gdy jeden z Obserwatorów zbliżył się do nas, spojrzał jedynie na mnie i Devlina, a następnie się oddalił, nic nie mówiąc.

Narzeczona DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz