22. Przestroga przed Kozłem

659 52 61
                                    

Spojrzałam na zegarek. Już prawie upłynęła godzina, a Marie się nie zjawiła. Znowu. Po tym jak kilka tygodni temu przeprowadziłam z nią rozmowę, rzeczywiście na chwilę się poprawiła i zaczęła przychodzić punktualnie. Co więcej, nawet przykładała się do nauki i to o wiele bardziej niż kiedykolwiek. Jedynym, co się nie zmieniło, był zapach papierosów. Próbowała go ukryć pod tanimi perfumami, lecz owocowało to jedynie nieprzyjemną mieszanką.

Te wszystkie starania na początku tak mnie zaskoczyły, że nawet zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w sumie nigdy nie lubiłam dziewczyny. Chociaż nikt jej nie lubił i wyglądem na pewno odstawała od reszty, byłam już na skraju stwierdzenia, że być może się co do niej myliłam. Może wcale nie była takim nieudacznikiem, za jakiego ją brałam.

Do tego dnia. Oczywiście mnie wystawiła i nie powiedziała nawet słowa. Mimo że widziała mnie wcześniej w szkole. Ze złością wrzuciłam swoje zeszyty do plecaka i wyszłam z pokoju nauki.

Już prawie nikogo nie było na korytarzach, jedynie panie sprzątające. Grzecznie im się ukłoniłam i ruszyłam ku wyjściu.

Był okres zimy, więc słońce już zaszło za horyzont i wszędzie się ściemniało. Otoczenie pokrywała cienka warstwa śniegu, lecz na chodniku i przy ulicy zamienił się on w mieszaninę brudu i błota. Co gorsza, przez chwilowe ocieplenie, zamiast śniegu z nieba zaczął padać deszcz.

Westchnęłam i poprawiłam czapkę na głowie. Szłam dość powoli, gdyż powierzchnia wciąż była momentami śliska. Dlatego, gdy ktoś prędko przebiegł obok mnie i delikatnie szturchnął, straciłam równowagę i cudem uniknęłam upadku.

— Hej! — Krzyknęłam, odwracając się, by spojrzeć gniewnie na winowajcę.

Za mną stała Marie, która niemalże cała dygotała. Jej czerwona twarz była pokryta łzami, włosy rozczochrane a na spodniach dziewczyny znalazły się dziury w okolicy kolan, które były lekko obdarte.

Wpatrywała się w nią z irytacją pomieszaną z lekkim zdziwieniem spowodowanym jej stanem.

— Ja... prze... przepraszam — wyszeptała, szlochając, a następnie zerwała się do biegu.

Skrzyżowałam ramiona i pokręciłam głową. Całe zaskoczenie zniknęło i została jedynie złość. W co ona się znowu wpakowała? Ta dziewczyna tylko przyciągała problemy. I marnowała mój cenny czas! A mogłam go przecież spędzać o wiele produktywniej!

Z frustracją kopnęłam kupkę białego śniegu, pozostawiając na niej brudny, brązowy odcisk buta.

***

Obudziłam się w swoim pokoju, czując jakby ktoś mocno uderzył mnie w głowę podczas snu. Od razu z paniką rozglądnęłam się za Narcissą, jednak na szczęście nigdzie nie było po niej śladu.

Westchnęłam. Nie miałam ochoty wychodzić z łóżka. W normalnych okolicznościach przebrałabym się i od razu skierowała do biblioteki, by powtarzać z Devlinem przed kolejnym wyzwaniem. To jednak nie były już normalne okoliczność.

Po wydarzeniach poprzedniego dnia stwierdziła, że być może bezpieczniej dla mnie było stworzyć nieco dystansu pomiędzy mną a Devlinem. Nie wiedziałam jednak, jak miałabym mu to przekazać. Bałam się, że go zranię.

Poza tym pamiętałam, że następnym wyzwaniem było pożądanie. A organizowali je Narcissa i Cassian, którzy prawdopodobnie nie zrezygnowaliby z szansy, by jakkolwiek mi je utrudnić.

Narzeczona DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz