2. Ogród

2K 121 180
                                    

Byłam... szczęśliwa.

Biegłam z uśmiechem po miękkiej trawie, a promienie słońca muskały moją skórę. Z daleka usłyszałam krzyk mojej mamy:

— Camille! Wracaj do domu, obiad będzie za pięć minut!

— Dobrze mamo! — odpowiedziałam.

Zanim skierowałam się na posiłek, postanowiłam jeszcze raz rozejrzeć się wokół siebie. Czyste niebo, kolorowe kwiaty, drzewa wypełnione soczyście zielonymi liśćmi i cisza, zakłócona jedynie okazyjnym brzęczeniem owadów oraz śpiewem ptaków. Pomimo spędzenia jedynie siedmiu lat na tym świecie, potrafiłam docenić ten rajski spokój i błogość momentu. I chciałam zachować je w swojej pamięci. Na zawsze.

***

Poczułam szturchnięcie na moim prawym ramieniu, lecz je zignorowałam. Nie chciałam otwierać oczu. Kurczowo próbowałam trzymać się wspomnienia, które nawiedziło mnie podczas snu.

— Hej, ty! — Tym razem zamiast delikatnego trącenia, naszła mnie fala bólu. Kopnięcie zadane przez właścicielkę głosu sprawiło, że przewróciłam się z boku na plecy. Otwarłam oczy i zobaczyłam nad sobą blondwłosą uczestniczkę uczty ubraną w długą, złotą suknię.

Jej błękitne oczy wpatrywały się w mnie z pogardą, a ona sama wydała z siebie niezadowolone prychnięcie.

— Mogłabyś przynajmniej okazać trochę szacunku i spać w łóżku, które ojciec ci przygotował, a nie na podłodze, jak nic niewarty śmieć. Nawet jeśli jest ci do niego blisko — mruknęła. — Lilith chce się z tobą spotkać. Może zrobi z ciebie jakiś użytek na te kilka tygodni, które ci zostały.

Popatrzyłam na dziewczynę z niepokojem, ale bałam się o cokolwiek zapytać. Wątpiłam, bym pozyskała od niej jakiekolwiek odpowiedzi, a nie chciałam otrzymać kolejnego kopniaka z jej twardych szpilek.

Pokornie wstałam, wciąż będąc opatulona w narzutę, którą wcześniej otrzymałam. Ze spuszczonym wzrokiem podeszłam do ogromnej szafy. Otworzyłam ją, a moim oczom ukazało się kilkadziesiąt różnokolorowych sukni. Niemalże każda wydała mi się przepiękna. Nie miałam pojęcia, którą mogłabym wybrać.

— Wy, ludzie, jesteście nieznośni — westchnęła dziewczyna i stanęła obok mnie. Chwyciła losową kreację, ściągnęła ją z wieszaka i mi podała. — Weź tę i rusz się. Nie mam zamiaru czekać wieków, aż będziesz gotowa.

Pośpiesznie ubrałam na siebie luźną, ciemnozieloną sukienkę. Czułam skrępowanie z powodu przeszywającego wzroku dziewczyny, jednak strach przed jej złością był silniejszy. Nie chciałam jej jeszcze bardziej irytować.

Gdy tylko byłam gotowa, wyszłyśmy z pokoju i ruszyłyśmy labiryntem korytarzy. Moja towarzyszka nie odezwała się do mnie słowem, więc, by zająć czymś głowę, spróbowałam zapamiętać drogę, którą przebywałyśmy. Jednakże dziesiątki zakrętów szybko mnie pokonały i ostatecznie, ze zrezygnowaniem, pogodziłam się z porażką. Nie wiedziałam, jak ktokolwiek mógłby zapamiętać tę trasę.

W pewnym momencie dziewczyna stanęła przed drzwiami wyłożonymi tysiącami niewielkich ametystów. Pchnęła je bez pukania i weszła do pomieszczenia, a ja powolnie za nią podążyłam.

Pokój był podobnego rozmiaru do mojego. Choć tutaj również gdzieniegdzie mogłam dostrzec złote akcenty, wnętrze urządzono głównie w meblami oraz dekoracjami w kolorach purpury i czerni. W przeciwieństwie do mojej sypialni, ta również posiadała okna — trzy, znajdujące się jedno przy drugim. Byłam zbyt daleko, by móc dokładnie spojrzeć na widok zza szyby, lecz z mojej pozycji widziałam tylko ciemność.

Narzeczona DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz