Rozdział 3

33 8 2
                                    

Dni mijały, przez większość czasu starałam się spać co nie było łatwe. Każda część ciała bolała mnie od tej twardej posadzki. W lochach panował okropny chłód oraz odór odchodów, który był nie do zniesienia. Ciągle przyprawiał mnie on o mdłości. Początkowo powstrzymywałam się przed oddaniem moczu w rogu celi, ale ostatecznie uległam, bo zwyczajnie nie miałam innego wyjścia. Za każdym razem czułam ogromne upokorzenie, po mimo to że wszyscy więźniowie robili dokładnie to samo co ja. Dodatkowo nie czułam palców u rąk, ani u stóp. Co jakiś czas zaplatałam dłonie w koszyczek, a następnie przykładałam usta do wolnej przestrzeni między nimi i dmuchałam, żeby choć trochę je ogrzać, ale to na nic się zdało. Zastanawiało mnie to, jak Niklaus sobie z tym radzi, zwłaszcza że prawie całe jego ciało było nagie. Dodatkowo mój żołądek wołał o pomstę do nieba. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz coś zjadłam lub piłam. Miałam wrażenie, że szybciej umrę z głodu niż zostanę zabrana do laboratorium. Co w sumie wydało mi się lepszą opcją. Niklaus zapewniał mnie, że jedzenie dostaniemy bo zawsze przynosili, więc czekałam.
Co jakiś czas strażnik przychodził na obchód, zawsze wtedy uderzał jakąś szablą o kraty. Każdy bywalec celi cofał się pod ścianę próbując ukryć swoje ciało w jej cieniu. Aczkolwiek jeden Lykanin był inny, gdy wkraczał w korytarze lochów szedł powolnymi krokami, obserwując każdą zniewoloną osobę. Lecz kiedy po raz pierwszy przechodził obok mojej celi przystanął na kilka sekund. Co było dziwne, bo przy żadnej innej osobie tego nie robił. Jego wzrok wpatrywał się we mnie, na co ja odpowiedziałam mu tym samym. Utrzymałam twardo spojrzenie do momentu aż ruszył dalej. Dostrzegłam wtedy w jego oczach zaskoczenie oraz ból. Nigdy więcej nie zatrzymał się przy mojej celi ponownie.
Aczkolwiek za każdym razem gdy przechodził koło celi Niklaus'a ledwo zauważalnie kiwał w jego stronę głową, jakby na znak powitania. Starszy mężczyzna odpowiedział mu tym samym. Kiedy któryś raz z kolei zauważyłam ten gest postanowiłam zapytać o to mojego towarzysza gdy strażnik opuścił podziemia.
- Kto to był?
- Lykanin. - Odparł krótko, na co przewróciłam oczami bo nie takiej odpowiedzi oczekiwałam.
- Widzę, że coś was łączy. - Dociekałam. Nie chciałam owijać w bawełnę, wolałam uderzyć prosto z mostu.
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Ciekawe kiedy to nadejdzie. - Westchnęłam podirytowana.
- Niedługo.
Jak zwykle nie dowiedziałam się niczego nowego. Prychnęłam po czym odwróciłam głowę w drugą stronę, wsadziłam rękę do jednej z kieszeni kurtki i poczułam telefon. Niestety był bez użyteczny. Dotknęłam palcem pęknięcie na jego ekranie, pewnie uszkodzenie powstało wtedy gdy zaatakowały mnie wilkołaki. Kiedy pierwszy raz poczułam urządzenie w kieszeni, odczułam wewnętrzną euforię, miałam wrażenie jakby na moment los się do mnie uśmiechnął. Oczywiście, że byłam w błędzie. Telefon nie dość, że nie łapał ani jednej kreski zasięgu, to posiadał bardzo mało procent baterii więc następnego dnia całkowicie się wyłączył.
Czułam kompletną bezsilność, wiedziałam że następnym co mnie w życiu czeka to śmierć.

***

Ze snu budzi mnie zgrzyt, jakby ktoś wkładał klucz do zamka i przekręcał. Otwieram oczy przerażona myślą, że nadszedł mój czas pójścia do laboratorium, lecz nie dostrzegam nikogo. Czy to sen? Zastanawiałam się. Uspokajając oddech, opieram ponownie plecy o lodowatą ścianę. Może tylko coś mi się przesłyszało. Stwierdzam, a wtedy nagle wszystkie cele otworzyły się, a ludzie niczym zwierzęta momentalnie zaczęli z nich uciekać w popłochu.
- Co do ...
- No dalej! - Powiedział Niklaus.
Próbował wstać przytrzymując się krat. Wstałam po czym biegiem wyszłam ze swojej celi, a następnie podeszłam do mężczyzny i złapałam go pod ramię.
- Pomogę ci. - Nie stawiał oporu, więc pomogłam mu całkowicie się podnieść.
- Dziękuję, a teraz uciekajmy.
- Bardzo bym chciała, ale nie mogę. - Wypaliłam nagle.
- Co?! No chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz zamiar tutaj zostać! - Spojrzał na mnie, jego mina dokładnie odzwierciedlała jego emocje.
- Ja ... muszę znaleźć mojego psa.
- Mówiłem, że na pewno już po nim, ale widocznie nie słuchasz tego co mówię!
- Zbyt wiele dla mnie znaczy, muszę chociaż spróbować.
- Zginiesz. - Odparł surowo.
- Jak to mówią, kto nie ryzykuję ten nie pije szampana. - Posłałam mu uśmiech. - Znajdziemy się później.
Po tych słowach puściłam jego ramię i pobiegłam w przeciwną stronę. Nie chciałam pozwolić mu na to, aby mnie zatrzymywał. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to co robię to kompletne szaleństwo. Nawet nie miałam planu. Mimo wszystko musiałam znaleźć Bao za wszelką cenę. Jest to dla mnie najważniejsza istota na świecie i wolałbym umrzeć niż pozwolić na to by stała mu się krzywda. Dlatego zaryzykuję. I niech diabli wezmą wszystkich, którzy nas rozdzielili. Myślę, a w moim brzuchu narasta węzeł. A co jeśli już go straciłam? Zwolniłam na moment i spojrzałam na pierścionek, który dostałam od matki. Nie. Nie poddam się, odtrąciłam od siebie wszystkie wątpliwości, po czym ponownie przyśpieszyłam tępo biegu. Mam nadzieję, że mój mały przyjaciel nadal żyje i nie został poddany temu okrutnemu zabiegowi o którym wspominał Niklaus. Musiałam przestać się bać. Strach był bezużyteczny.
Wbiegłam po schodach, a następnie skręciłam w pierwszy lepszy korytarz. Wszędzie słyszałam kroki ciężkich butów żołnierzy. Musiałam zachować ostrożność i pozostać niezauważoną. Przycisnęłam ciało do lodowatej, ceglanej ściany i zaczęłam nasłuchiwać skąd dobiega dźwięk. Nie było to łatwe zadanie. Wszystko odbijało się od murów twierdzy. Nagle echem rozległo się głośne wycie. Moje ciało przeszedł dreszcz, a oddech przyśpieszył.
Nie boje się. Nie boję się. Powtarzałam na okrągło w swoich myślach. Bardzo chciałam w to wierzyć, bo tak naprawdę cholernie się bałam.
Wciągnęłam powietrze głęboko do płuc, po czym lekko wychyliłam głowę zza muru. Droga wolna, pomyślałam po czym ruszyłam biegiem przez korytarz. Ciągle zastanawiało mnie dokąd dokładnie mam iść. Miałam wrażenie jakbym błądziła w labiryncie, bo gdzie bym nie skręciła moim oczom ukazywał się kolejny biegnący w nieskończoność korytarz i pozamykane drzwi.
Nagle poczułam na swoim ramieniu mocny uścisk. Przerażona tym nagłym zajściem miałam ochotę krzyczeć, lecz gdy tylko otworzyłam usta zostały one zasłonięte drugą dłonią.
Włochatą. Uświadomiłam sobie. Paraliżujący strach zaczął mnie obezwładniać.
- Cii. - Szepnął mi do ucha, po czym pociągnął mnie mocno w tył.
Znaleźliśmy się w wąskiej uliczce, która była krótkim korytarzem pomiędzy schodami prowadzącymi do wyższych oraz niższych poziomów twierdzy. Lykanin przycisnął moje ciało do ściany, napierając na nie swoim. Stał tak blisko, że czułam na szyi jego ciepły oddech.
Nagle zza ściany usłyszałam jakieś kroki, nie jednej osoby lecz kilku. Wtedy uścisk stojącego za mną wilkołaka stał się mocniejszy. Syknęłam gdy jego pazury zaczęły wbijać się w moją skórę. Wydany przeze mnie dźwięk był ledwo słyszalny.
- Słyszałeś to? - Zapytał któryś z żołnierzy za ścianą.
- Chyba coś ci się przesłyszało Beryn. - Odparł inny, grubym głosem.
- Może lepiej sprawdzę co to było. - Dociekał tamten i wykonał krok w stronę tunelu, wtedy dostrzegłam jego cień.
- Przestań marnować czas. Myślisz, że to zadowoli Ezekiela? - Dotarł do moich uszu kolejny głos, bardziej jakby kobiecy.
Już drugi raz usłyszałam to imię. Kim był ten o którym mówili? Jakimś ich przywódcą? Zastanawiałam się.
- Dobra, chodźmy do lochów. - Uległ.
Zaczęli ponownie biec przez korytarz, ich kroki z każdą sekundą oddalały się i cichły. Oprawca stojący za mną poluźnił uścisk na moim nadgarstku dopiero, gdy korytarz pokryła całkowita cisza. Czy on mnie uratował? Zastanawiałam się.
Nagle lykanin obrócił mnie, zmuszając do spojrzenia prosto w jego pysk. Poznałam go, to on wtedy przyglądał mi się w lochach.
- Co ty sobie wyobrażasz? - Powiedział z widoczną złością. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc milczałam i wpatrywałam się w jego ciemnobrązowe oczy. - Wiesz, że zostałabyś rozstrzelana, gdybym nie zdążył na czas cię ukryć? Jak zwykle brak ci rozsądku. - Puścił mnie, momentalnie złapałam się drugą ręką za obolały nadgarstek. - Muszę z tobą porozmawiać, ale to nie jest odpowiednie do tego miejsce. - Wziął głęboki oddech, a po chwili dodał. - Ściany mają uszy. Musimy uciekać.
- Ja ... - Wypaliłam nagle.
- Co? - Zapytał.
- Kim ty jesteś? - Wydusiłam z siebie.
- Kimś kto ratuje ci dupę. - Ponownie złapał mnie za bolący nadgarstek i pociągnął w dół schodów. Nie chciałam nigdzie z nim iść, musiałam znaleźć Bao.
- Zostaw mnie. - Burknęłam pod nosem, po czym spróbowałam się wyszarpać, ale miał sto razy więcej siły ode mnie, więc moje starania były na nic.
- Nikt cię o zdanie nie pytał. - Odparł.
- Puść mnie. - Mówiłam przez zaciśnięte zęby.
Nagle wilkołak zatrzymał się gwałtownie, a ja wpadłam na jego plecy. Momentalnie zrobiłam krok w tył, aby pozostawić pomiędzy nami pustą przestrzeń.
- Albo zamkniesz się teraz, albo zaraz ktoś nas usłyszy. - Warknął.
- Muszę znaleźć mojego...
Nie zdążyłam dokończyć zdania, bo nagle wilkołak pochylił się i podniósł mnie, a następnie przerzucił sobie przez ramię jakbym nic nie ważyła, po czym zaczął szybko biec w dół schodów. Czułam jak po policzku zaczęła spływać mi łza. Moje ciało podskakiwało bezwładnie, a jego ramię mocno wbijało się w mój brzuch.
- Proszę. - Powiedziałam błagalnie.
- Nie. - Odparł, po czym skręcił w jeden z korytarzy.

Twierdza księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz