Rozdział 11

10 4 0
                                    

Poranek spędziłam leżąc oparta o krawędź basenu w łaźni. Gorąca woda otulała mnie oraz przyjemnie rozluźniała każdą cząstkę mojego ciała. Po wczorajszym treningu z Nigelem strasznie bolała mnie lewa ręka i miałam nadzieję, że ciepło wyciągnie trochę ze mnie ten ból. Nigel wykręcił mi ją podczas walki, którą odbywaliśmy zawsze pod koniec spotkania żeby przećwiczyć wcześniej zademonstrowane mi chwyty oraz posunięcia. Od tamtego momentu odczuwam ból, który miałam nadzieję, że jak najszybciej ustąpi. Mimo to postanowiłam nie odpuszczać kolejnych treningów, wiedziałam na co się piszę zaczynając ćwiczyć z Nigelem.
Delikatnie poruszyłam ręką, syknęłam gdy próbowałam ją napiąć.
- Cześć. - Dotarł do mnie znajomy głos, podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Laylę. Długie, ciemne włosy spływały po jej nagim ciele.
- Hej. - Odparłam, gdy dziewczyna weszła do basenu, a następnie zajęła miejsce obok mnie.
- Jak ci mija poranek? - Zapytała z uśmiechem na ustach.
- Jestem jakaś senna. - Westchnęłam, ponownie opierając głowę o krawędź basenu. - Źle spałam, bo od wczoraj pobolewa mnie ręka.
- Nigel cię nie oszczędza, co? - Zaśmiała się.
Przytaknęłam jej pomrukiem.
- Ma to swoje plusy i minusy. - Odparłam.
- No, Nigel jest prawdziwym tyranem. - Oparła się o krawędź basenu obok mnie. Przez moment nic nie mówiąc, aż po chwili dodała cicho. - Zyskuje przy bliższym poznaniu.
Spojrzałam na nią kątem oka, miała zamknięte oczy oraz uśmiechała się pod nosem. Dostrzegłam, że na jej twarzy zagościły rumieńce. Czyżby coś ich łączyło?
- Czy mogę cię o coś spytać? - Zapytałam, nie mogłam oprzeć się ciekawości.
- Jasne. - Odparła, obmywając swoje ciało wodą.
- Czy ty i Nigel ...
- Ah nie kończ, bo i tak nie odpowiem kochana. - Odpowiedziała przerywając mi. - Nie jesteśmy ze sobą w bliskiej relacji, więc nie będę zwierzać ci się z mojego życia prywatnego. - Prychnęła.
Z jednej strony jej odpowiedź była niejednoznaczna, ale z drugiej coś czułam, że specjalnie nie chce na to odpowiadać bo była między nimi jakaś głębsza relacja. Mimo mojej ciekawości, postanowiłam nie pytać o nic więcej. Przewróciłam oczami i powróciłam do relaksowania się w gorącym źródle.

***

Popołudnie spędziłam na łące, leżącej parę metrów za wioską. Bao biegał radośnie wokół mnie ganiając za jakimiś owadami, co jakiś czas rzucałam okiem w jego stronę sprawdzając czy nie pobiegł za daleko. Lecz wystarczyło jedno gwizdnięcie, a jamnik posłusznie wracał do mnie. Klęczałam na grząskiej ziemi i pomagałam Azuli znaleźć zioła potrzebne medykom do szpitala w wiosce. Łąka nie była pełna kwiatów, posiadała dużo dziur, które wyglądały jakby przejeżdżały tamtędy wielkie koła traktora. Mimo to szukałam pozostałości roślin, które mogłyby się jakoś przydać. Azula dała mi skórzany dziennik, w którym były przyklejone ususzone rośliny oraz opisane ich zastosowania. Dzielnie wertowałam kartki, z nadzieją że znajdę odpowiednie zioła. Arnika, była jedynym póki co rozpoznanym przeze mnie kwiatem. Zerwałam pęk i wrzuciłam do wiklinowego koszyka, który miałam zawieszony przez łokieć. Szło mi znacznie wolniej niż Azuli, ona dokładnie znała każde z ziół. Co chwilę pochylała się po jakieś i pakowała do kosza. 
- Mikayla, chodź tu, zbierzesz trochę nagietka, ja muszę się na moment oddalić. Potrzebuję pokrzyw, a tutaj ich nie znajdę. - Powiedziała spokojnym i cichym tonem. Wstałam z ziemi, a następnie zaczęłam iść ku niej. - Zaraz wracam, poczekaj tu na mnie. - Posłała mi lekki uśmiech, a po chwili zniknęła za drzewami. 
Pochyliłam się ku wskazanym przez nią kwiatom i zarwałam je, po czym włożyłam do koszyka. Następnie usiadłam na ziemi, potrzebowałam chwili odpoczynku. Spojrzałam na niebo, było pokryte ciemnymi chmurami, co oznaczało że prawdopodobnie niedługo spadnie deszcz. Westchnęłam z nadzieją, że uda nam się wrócić do wioski nim to nadejdzie. Nagle podbiegł do mnie Bao i zaczął wskakiwać na moje nogi z nadzieją na pieszczoty. Ze śmiechem wzięłam go na ręce, po czym położyłam na swoich udach, jamnik zaczął szczekać, więc prędko zaczęłam głaskać jego czubek głowy. 
Poczułam, że coś mokrego spadło na moje czoło. Uniosłam głowę i spojrzałam w górę, obserwując jak pierwsze krople deszczu, które powoli spadały z nieba. Wiedziałam, że nie mamy wiele czasu, zanim mżawka przemieni się w ulewę.
- Azula wracamy?! - Zawołałam z nadzieją, że moja towarzyszka nie odeszła za daleko i mnie usłyszy. 
Delikatnie podniosłam Bao, a następnie wstałam z nim na rękach, po czym rozejrzałam się za Azulą. Gdy jamnik siedział na mojej obolałej ręce nadal odczuwałam ból, lecz miałam wrażenie że z każdą godziną zaczynał coraz bardziej ustępować. 
- Tak tak, wracajmy. - Powiedziała cicho wyłaniając się zza krzaków niczym duch.
Uśmiechnęłam się z ulgą na dźwięk jej głosu i pospiesznie ruszyłam ku niej.
- I co znalazłaś to czego szukałaś? - Zapytałam. 
Azula odpowiedziała mi tylko lekkim skinieniem głowy, a następnie obie ruszyłyśmy w drogę powrotną do wioski. Deszcz zaczął przybierać na sile, a krople zaczęły padać coraz gęściej. Miałam ochotę ruszyć biegiem w stronę wioski, lecz Azula ciągle szła powolnym krokiem, więc trzymałam się jej. Nie byłam jeszcze tak obeznana jak inni w terenach poza wioską, dlatego wolałam przemoknąć, ale bezpiecznie wrócić do osady. 
Azula jak zawsze nie była skora do rozmowy, próbowałam z nią o czymś porozmawiać w drodze powrotnej, ale odpowiadała mi jednym słowem, pomrukiem lub skinieniem głowy. Jej afro pomimo, że było spięte w kucyk na czubku głowy, nadal sterczało we wszystkie strony. W przeciwieństwie do moich prostych, krótkich - sięgających do ramion - czarnych włosów, które pod wpływem deszczu poprzyklejały się do mojej twarzy i sprawiały wrażenie tłustych.
Nagle Bao, zaczął szczekać. Spojrzałam w kierunku w którym coś ujrzał, chcąc sprawdzić co przykuło jego uwagę. Wtedy właśnie dostrzegłam pomiędzy drzewami stojącą postać, z postury przypominającą kobietę. Stała nieruchomo pomiędzy drzewami, a deszcz spadał na jej czarny, długi płaszcz. Choć nie mogłam zobaczyć dokładnie twarzy z powodu kaptura, który zasłaniał jej większą część. Czułam, że spojrzenie, które mi rzucała przyciągało moją uwagę niczym magnes. Płaszcz falował lekko na wietrze, a postać wydawała się być jakby oderwaną od rzeczywistości, niczym duch wędrujący przez opuszczony las.
Nagle deszcz spadający z nieba zamarł w powietrzu, gałęzie drzew przestały się poruszać, a odgłosy natury ucichły. Dostrzegłam, że Bao zastygł w bezruchu tak samo jak Azula, ja natomiast potrafiłam normalnie się poruszać. Czułam, jak serce waliło mi głośniej w piersiach, a każdy oddech stawał się cięższy, jakby czas także zatrzymał się w moim wnętrzu.
- To naprawdę ty? - Dotarł do mnie echem głos, który brzmiał znajomo, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć do kogo należał.
- Kim jesteś? - Zapytałam, nie odrywając wzroku od tajemniczej postaci. Wtedy zauważyłam, że na jej szyi wisiał złoty zegarek kieszonkowy.
- Cieszę się, że żyjesz. - Dostrzegłam na jej ustach lekki uśmiech. Następnie odwróciła się, a po chwili zniknęła wśród drzew. 
W momencie, gdy tajemnicza postać odeszła w głąb lasu, czas powrócił do swojego naturalnego biegu. Bao ponownie zaczął szczekać oraz wyrywać się z moich rąk, a Azula kroczyła przed siebie, jak gdyby nigdy nic. Deszcz ponownie zaczął padać na moją głowę oraz ciało, a gałęzie drzew poruszały się na wietrze szeleszcząc, jakby nigdy nie zamarły. Bao, wydostał się z moich rąk, po czym zaczął biec w kierunku, gdzie niedawno widział postać, szczekając głośno i skacząc z radością. Zawołałam go, żeby wrócił do mnie, nie chciałam aby odbiegł za daleko. Ciągle zastanawiało mnie to kim była ta tajemnicza kobieta, oraz co miała na myśli, mówiąc "Cieszę się, że żyjesz"?

***

Pozostałą część dnia spędziłam błąkając się po wiosce, aż ponownie dotarłam do chaty w której była siłownia. Weszłam do niej, postanowiłam że rozgrzeję mięśnie zanim pójdę na wieczorne spotkanie z Nigelem. Chata była pusta, obeszłam pomieszczenie dookoła i zauważyłam, że znajduje się tam dodatkowy pokój. Weszłam do środka, panowała tam praktycznie całkowita ciemność. Z uwagi na pochmurną pogodę, promienie słońca nie przedostawały się do wewnątrz przez nieszczelne ściany. Dostrzegłam na stole lampę naftową, która świeciła się delikatnie, podeszłam do niej po czym spróbowałam podkręcić nieco mocniej strumień światła. Pokrętłem zwiększyłam płomień, a pomieszczenie rozjaśniło się. Stół na którym stała lampa był pokryty różnorodnymi sztyletami oraz mieczami. Uniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju, na ścianach zawieszone były różne bronie poczynając od karabinów, aż po łuki. Sięgnęłam po jeden z pistoletów, obracając go delikatnie w dłoniach. Był lekki, ale zarazem masywny. 
- Lepiej to odłóż. 
Wzdrygnęłam się, gdy dotarł do mnie zza pleców surowy głos Nigela. Wykonałam jego polecenie, a następnie spojrzałam na niego.
- Długo tu stoisz? - Zapytałam, bo nawet nie słyszałam kiedy wszedł do pomieszczenia.
- Przed chwilą przyszedłem, szukałem cię. - Odparł, opierając się o framugę drzwi z rękami założonymi na piersi.
- Po co mnie szukałeś? 
- Chciałem ci powiedzieć, że moi ludzie przeszukali twoje mieszkanie.
Otworzyłam usta chcąc zapytać czy udało im się znaleźć zegarek kieszonkowy, ale wyprzedził mnie.
- Niczego nie znaleźli. - Dodał.
- Kurde, to dziwne, jestem pewna, że tam został. - Westchnęłam, lecz myśl o zegarku przypomniała mi o tajemniczej kobiecie widzianej w lesie. Na jej szyi wisiała błyskotka, wyglądem podobna do mojej dewizki. Postanowiłam zapytać o to Nigela. - Wiesz. - Zaczęłam, szukając w głowie odpowiednich słów. - Wiesz dzisiaj byłam popołudniu na polu szukając z Azulą leczniczych ziół. Gdy wracałyśmy zauważyłam na skraju lasu tajemniczą postać.
- Opisz dokładniej jak wyglądała. - Odpowiedział poważnym tonem, lecz widziałam że był wyraźnie zaciekawiony.
- Jestem pewna, że była to kobieta. Miała na sobie długi, czarny płaszcz, a kaptur przysłaniał jej twarz więc nie wiem dokładnie jak wyglądała. Widziałam, że na jej szyi znajdował się złoty zegarek, prawdopodobnie ten sam którego szukaliście w moim mieszkaniu. Miałam wrażenie jakby na moment zatrzymała czas, bo wszystko nagle stanęło w miejscu.
- Anya. - Powiedział pod nosem, ledwo słyszalnie wtrącając się w moją wypowiedź. Imię, które wymienił przypomniało mi o mojej matce bo nosiła takie samo.
 - Wtedy do mnie przemówiła. - Dokończyłam zdanie, nie zważając na jego wtrącenie.
- Co powiedziała? - Dopytywał.
- Powiedziała, że cieszy się że żyję. - Odparłam. 
- Czy mówiła coś jeszcze? - Nigel wyglądał na zamyślonego, cały czas wpatrywał się we mnie badawczo. 
- Nie, potem nagle wszystko wróciło do normy, a ona zniknęła w lesie.  - Wzruszyłam ramionami.
- Dzisiaj trening odwołany, wracaj do swojej chaty. - Powiedział nagle, po czym odwrócił się i wyszedł.
- Dlaczego? - Zawołałam za nim lecz nie dostałam żadnej odpowiedzi.

Twierdza księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz