Gdy zapadł zmrok Nigel zarządził kolejny odpoczynek, tym razem mieliśmy tutaj przenocować. Siedziałam na jednym z większych korzeni drzew i opierając się o pień patrzyłam na księżyc oświetlający noc. Nagle u mego boku stanęła Elara, trzymając w rękach swoją wojskową kurtkę.
- Masz na pewno ci się przyda bardziej niż mnie.
- Dziękuję. - Odparłam biorąc od niej kurtkę, a następnie przykryłam nią swoje nogi niczym kocem. Na pewno futro, które pokrywało całe jej ciało chroniło ją przed zimnem, pomyślałam.
Po chwili wilczyca zostawiła mnie samą. Ta chwila samotności i wyciszenia była czymś, czego potrzebowałam, by móc przetworzyć wszystko czego się dzisiaj dowiedziałam. Jednakże moje myśli powędrowały ku Bao, który został w twierdzy zdany sam na siebie. Zastanawiałam się, czy jest bezpieczny czy żyje. Tęsknota za nim ściskała mi serce, a niepewność co do jego losu tylko pogłębiała mój ból.
- Nad czym tak rozmyślasz? - Dotarł do mnie głos Nigela.
- O Bao, moim psie. - Mruknęłam, nie spuszczając wzroku z rozgwieżdżonego nieba.
- Jeśli to cię uspokoi, to wiedz, że nic mu nie grozi. - Odparł siadając obok mnie na spadzistym korzeniu.
- Skąd wiesz? - Spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
- Elara i Drake zanim dotarli do drewnianej chatki, wszystkim się zajęli.
- Co masz na myśli? - Dopytywałam.
- Uwolnili wszystkie pojmane zwierzęta z klatek. Twój jamnik trafił w ręce jednego z naszych sprzymierzeńców i wkrótce go zobaczysz. - Poczułam jak w moich oczach pojawiają się łzy szczęścia. - Jutro koło południa powinniśmy dotrzeć na miejsce. - Westchnął. - Teraz lepiej idź już spać. Musisz być w miarę wypoczęta przed kolejną długą przeprawą.
Westchnęłam i przytaknęłam ruchem głowy, gdy wstał rzuciłam w jego stronę.
- Dziękuję.
Posłał mi tylko lekki uśmiech, a następnie odszedł. Ponownie oparłam się o pień drzewa i zamknęłam oczy. A więc o tym rozmawiali początkowo jak przybyli do chatki. Zapewne to kazał im załatwić Nigel, pomyślałam.
Próbowałam znaleźć choć odrobinę komfortu, lecz zdałam sobie sprawę, że każdy fragment mojego ciała odczuwa niewygodę od wbijającego się w plecy twardego pnia. Niechęć do spania na zimnej, wilgotnej ziemi, była większa niż zmęczenie. Nagle szelest liści przerwał ciszę nocy, czułam blisko mnie obecność jakiejś postaci. Otworzyłam oczy i spostrzegłam Drake'a na jego twarzy widoczne było skupienie. Obserwował bacznie otoczenie, po czym ponownie zniknął w ciemnościach. Jego postać, rozpływająca się w mroku, przypomniała mi, że jestem daleko od domu, śpiąc w całkowitej dziczy pod gołym niebem. To było coś zupełnie nowego dla mnie, pierwszy raz w życiu znalazłam się w takiej sytuacji. Westchnęłam i po raz kolejny zamknęłam oczy. Nie wiedziałam czy uda mi się zasnąć ponieważ każdy szelest liści oraz trzaskanie gałęzi pod stopami zwierząt wzbudzało moją czujność.***
Faktycznie ledwo zmrużyłam oko tej nocy, ale o dziwo czułam się wyspana. Ból w każdym mięśniu był dość mocno odczuwalny, jednak to nie miało dla mnie znaczenia, ponieważ sama wybrałam sobie miejsce do spania.
Szliśmy od wielu godzin, Keenan co jakiś czas tracił przytomność. Na pewno było to spowodowane dużą utratą krwi. Niedawno Nigel poinformował nas, że cel naszej podróży jest już blisko. Przemierzaliśmy krętą, wydeptaną ścieżkę, która wiła się przez las.
Nagle zza ostatniego pagórka na który wchodziliśmy naszym oczom ukazała się niewielka osada. Dostrzegłam, że w naszą stronę zmierza kilka osób - byli to ludzie - mimo to nadal szliśmy w ich kierunku. Nigel wymienił z nimi kilka krótkich słów powitania, co oznaczało że znał ich.
Mieszkańcy osady bezzwłocznie podeszli do Keenan'a, oferując pomoc. Jeden z mężczyzn, zwrócił się bezpośrednio do Elary, pytając o stan rannego na co ta bezzwłocznie mu odpowiedziała. Wtedy dwóch kolejnych wzięło go na swoje ramiona odciążając całkowicie wilczycę. Interakcje te były dowodem na to, że nasza wizyta nie była dla nich zaskoczeniem, a wręcz przeciwnie, wyglądało na to, że byli na nią przygotowani.
Obserwując tę wymianę pomocy i informacji, zdałam sobie sprawę, że pomimo naszej różnorodności, zarówno ludzie, jak i wilkołaki z naszej grupy, byli połączeni wspólnym celem – przetrwaniem oraz wzajemnym wsparciem. Ta sytuacja była żywym dowodem na to, że dobroć i solidarność nie znają granic, a współpraca między różnymi istotami może przynieść nadzieję nawet w najbardziej ponurych czasach.
Ruszyliśmy razem do wioski, czekało tam na nas jeszcze więcej osób - mężczyźni, kobiety oraz dzieci. Wśród tłumu zauważyłam znajomą twarz. Był to Niklaus, z którym widziałam się ostatni raz parę dni temu podczas ucieczki z twierdzy. Na jego rękach siedział Bao, od razu rozpoznałam kolorowe futerko mojego psa, który na mój widok zaczął mu się wyrywać. Mężczyzna puścił go na ziemię, po czym pies pognał w moją stronę. Ukucnęłam i wyciągnęłam przed siebie ręce czekając na niego. Nie trwało to długo, ponieważ dosłownie po paru sekundach Bao rzucił się na mnie, przytuliłam go mocno, a ten zaczął lizać mnie po twarzy. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, którego nie miałam w ostatnim czasie zbyt wiele. Na moment poczułam się szczęśliwa, wtedy dotarł do mnie głos mężczyzny.
- Jednak nie zginęłaś. - Powiedział Niklaus.
- Tak jak mówiłam, ponownie się spotykamy. - Spojrzałam na niego i posłałam mu uśmiech. - Dziękuję za opiekę nad Bao.
- To nie ja go ocaliłem, więc nie powinnaś mi dziękować. - Odparł.
- Wiem, ale i tak dziękuję.
- Jak mogłaś ryzykować życie dla takiego niesfornego kundla? - Zapytał śmiejąc się.
- Ej ej nie obrażaj go, on wszystko słyszy. - Bao pobiegł ku dzieciom, które wabiły go patykiem i proponowały zabawę.
- Chodź pokażę ci wioskę.
Wstałam z ziemi, a następnie poszłam za nim. Rozejrzałam się dookoła, miałam wrażenie jakby przeniosło mnie w czasie do jakiejś innej epoki. Wioska, którą przemierzaliśmy, była niczym żywcem wyjęta z kart historii, gdzie nowoczesność nie zostawiła jeszcze swojego piętna. Domy były zbudowane z desek, które pokrywała strzecha, tworząc dachy o niejednolitej teksturze, w których miejscami widać było ślady napraw. Słoma na dachach, miejscami zielona od mchu, świadczyła o wielu latach, które przeżyły, narażone na nieustępliwe ataki czasu. Ściany zbudowane z desek, choć wyglądały na solidne, były niejednokrotnie poprzecinane szczelinami, przez które do wnętrza domu dostawał się wiatr. Ścieżki, które przecinały wioskę, były głęboko wydeptane, miejscami zamienione w błoto przez niedawne opady deszczu. Każdy krok wymagał uwagi, by nie stracić równowagi na śliskiej powierzchni.
- Zapraszam. - Powiedział Niklaus stając przed jednym z domów i otwierając przede mną drzwi.
Posłałam mu uśmiech, a następnie weszłam do środka. Podłoga była miejscami przykryta prostymi, tkanymi ręcznie matami lub skórami zwierzęcymi. Kiedy spojrzałam w górę dostrzegłam drewniane belki wspierające sufit, dodające konstrukcji trwałości. Ściany domu były puste, jak i jego wnętrze nie posiadało zbyt wielu mebli. W jednym rogu domu stał niewielki drewniany stół na którym postawiony był świecznik z prawie maksymalnie wypaloną świeczką, a obok niego znajdowały się dwa zydle. Natomiast w drugim rogu stały trzy, niewielkie drewniane łóżka.
- Tutaj mieszkasz? - Zapytałam.
- Tak, wraz z dwoma synami. - Odparł, po czym usiadł na jednym z krzeseł. Nim zdążyłam usiąść obok niego i o cokolwiek zapytać do chaty wbiegło dwóch chłopców, byli niemalże identyczni. Oboje wyglądali na nie całe trzynaście lat, oraz mieli czarne, krótkie włosy i ciemne oczy. Jeden z nich nosił na głowie bandankę, lecz drugi miał na policzku dużą bliznę, która ciągnęła się, aż do brody przecinając usta. Tylko to sprawiało, że dałam radę jakoś ich rozróżnić. - O wilku mowa. - Westchnął. - To są Conan i Ragnar, moi synowie.
- Tato! Widziałeś kto przyszedł?! - Zawołał chłopiec z blizną rozradowany.
- Tak Ragnar. Przywitajcie mojego gościa. - Spojrzał na nich gniewnie.
Nagle ich oczy spojrzały wprost na mnie, zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. Wtedy dostrzegłam, że oczy Conana - chłopca z bandanką na głowię - zaświeciły się na złoto.
- Ty żyjesz? - Zapytał z zaskoczeniem Ragnar.
- Chłopcze! - Skarcił go Niklaus, nim zdążyłam coś odpowiedzieć. Z resztą bardzo zaskoczyło mnie to pytanie.
Conan poklepał brata po ramieniu, po czym ze śmiechem razem wybiegli z chatki, tak szybko jak tutaj wbiegli. Pierwszy raz na oczy widziałam tych chłopców, czyżby oni mnie skądś znali? Zastanawiałam się.
- Te złote oczy ... Oni są wilkołakami? - Zapytałam zaciekawiona.
- Tylko Conan, odziedziczył to po swojej matce. - Westchnął, a wyraz jego twarzy nieco zmarkotniał. - Moce ujawniają się stopniowo, Conan jeszcze w pełni nie panuje nad przemianą, ale ćwiczy pod opieką Drake'a i jego młodszej siostry Layli. Stąd tacy szczęśliwi tu przybiegli. - Zaśmiał się.
- Drake trenuje młode wilkołaki? - Spytałam zaskoczona. - Nie mogę w to uwierzyć. Wydawał mi się taki... oschły i niewrażliwy.
- Ma swoje powody, aby trzymać innych na dystans. - Niklaus uśmiechnął się lekko. - Drake może być surowy, ale jest też najlepszym nauczycielem, jakiego moglibyśmy sobie życzyć dla naszych dzieci.
- To musi być trudne, wychowywać wilkołaka. - Stwierdziłam.
- Masz rację to prawdziwe wyzwanie.
Nagle drzwi chaty ponownie się otworzyły tym razem stanął w nich wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna ubrany w wojskowy mundur. Włosy na jego głowie były krótkie i ciemne, przycięte równo na całej głowie. Lekko zarysowane kości policzkowe oraz szczęka dodawały mu uroku oraz surowości, a jego ciemne oczy wyglądały znajomo.
- Możecie odłożyć tę rozmowę na później? Posiłek czeka.
Ten głos. To nie możliwe.
- Już idziemy, Nigel. - Odparł Niklaus wstając z krzesła.
Chłopak kiwnął porozumiewawczo głową, po czym opuścił chatę. Gdy drzwi się zamknęły, przez moment wpatrywałam się w miejsce, gdzie stał Nigel. Nie mogłam w to uwierzyć. To naprawdę był czarny wilk, ale tym razem w ludzkiej skórze.
- Idziesz? - Głos Niklaus'a przywrócił mnie do rzeczywistości.
Przytaknęłam ruchem głowy, a następnie ruszyłam za nim.
CZYTASZ
Twierdza księżyca
FantastikPo śmierci rodziców Mikayla pochłania się pracą w salonie kosmetycznym, szukając pocieszenia w rutynie i towarzystwie swojego psa, Bao. Jednakże pewnego dnia znajduję tajemnicze kartonowe pudełko z zegarkiem kieszonkowym, które staje się punktem zwr...