Rozdział 12

11 4 0
                                    

Wieczór spędziłam w chacie Niklaus'a, układając puzzle z Conanem, Ragnar jak zwykle ganiał gdzieś za kolegami. Czekałam, aż ich ojciec przyjdzie bo chciałam z nim w końcu porozmawiać o tym wczorajszym, nagłym wybuchu bomb gdzieś nieopodal wioski. Nie trafiłam na niego nigdzie wczoraj nawet podczas posiłków nie widziałam go przy żadnym ze stołów, a Conan sam na mnie wpadł gdy spacerowałam wieczorem po wiosce, wracając z kolacji i zaproponował wspólne układanie puzzli, nie mogłam mu odmówić. Ponieważ wszystko było lepsze niż bezczynne siedzenie w chacie.
- Ten nigdzie nie pasuje. - Powiedział sfrustrowany chłopiec.
- A sprawdzałeś tu? - Zapytałam, biorąc do rąk puzzel i próbując włożyć go w odpowiednie miejsce.
- Tak, nie pasuje! - Zrobił naburmuszoną minę, po czym założył ręce na piersi.
Mimo jego przekonań i tak go tam przyłożyłam. Faktycznie nie pasował, odłożyłam go z powrotem na podłogę, a następnie sięgnęłam po inny.
- Ciężkie te puzzle wybrałeś. - Odparłam ze śmiechem. - Nie przejmuj się kiedyś je ułożymy.
- Nie chcę już układać. - Wstał z podłogi i usiadł na łóżku.
- Najwyżej jutro dokończymy. - Powiedziałam spoglądając na niego z ciepłym uśmiechem. - Masz ochotę na coś słodkiego? - Zapytałam, a chłopiec momentalnie na mnie spojrzał i przytaknął ruchem głowy. - To chodź zakradniemy się do kuchni, na pewno ukrywają tam jakieś pyszności.
- Nie miałaś czekać na tatę?
- Później z nim porozmawiam. - Odparłam, klasycznie ściągając spotkanie z Niklaus'em na drugi plan.
- To chodźmy. - Powiedział Conan z uśmiechem na ustach i ruszył biegiem do wyjścia. Prędko wstałam z podłogi, a następnie zaczęłam iść za nim.
Na zewnątrz panował chłód, a deszcz nadal lekko kropił. Biegłam wraz z chłopcem po błotnistych uliczkach, nie zwracając uwagi na kałuże. Conan oczywiście specjalnie w nie wbiegał. Prowadził mnie krętymi drogami pomiędzy chatami, ponieważ dobrze znał każdy zakamarek wioski. Ledwo za nim nadążałam.
Zdyszani oraz przemoknięci dotarliśmy w końcu do tylnego wejścia do chaty jadalnej. Wszystkie światła w jej wnętrzu były pogaszone, co było dobrym znakiem. Conan złapał za klamkę jednych z drewnianych drzwi, lecz okazały się być zamknięte.
- Podsadzisz mnie? - Zapytał nagle.
- Pewnie. - Powiedziałam kucając na jednym kolanie i splatając ze sobą palce moich rąk. Chłopiec bez wahania wsadził zabłoconego buta w moje dłonie, a następnie odbił się drugą nogą od ziemi i sprawnie prześlizgnął przez okno.
- Chodź. - Ponaglił mnie.
Wytarłam brudne dłonie o spodnie. A potem złapałam się ramy okna, po czym wzięłam głęboki wdech i spróbowałam zwinnie przez nią przeskoczyć. Poczułam ulgę gdy wylądowałam po drugiej stronie, bez zahaczania w międzyczasie o coś butem i bez padania na twarz.
Conan już wdrapywał się na jeden z blatów, aby sięgnąć ku półkom zawieszonym na ścianie. Podeszłam do niego, nie chciałam żeby spadł więc pomogłam mu kucnąć na blacie, następnie złapałam go za plecy.
- Czuje, tu jest czekolada. - Powiedział podekscytowany chłopiec, otwierając półkę i przeszukując jej zawartość. - Cukierki. - Odwrócił się lekko w moją stronę pokazując co trzymał w dłoniach.
- Sprawnie poszło. - Zaśmiałam się, pomagając Conanowi zejść z blatu.
- Od razu je wyczułem jak tu weszliśmy. - Odparł siadając na podłodze, widać było że był z siebie dumny.
- Super, teraz możemy się zajadać. - Usiadłam obok niego, opierając o półki i biorąc od Conana parę czekoladowych cukierków.
- Jesteś lepsza niż tamta Mikayla. - Powiedział pod nosem chłopiec.
- W jakim sensie? - Spojrzałam na niego.
- Ona miała kija w dupie. - Wsadził kilka cukierków do buzi i zaczął mlaskać. Po chwili dodał z pełnymi ustami. - Nie lubiłem jej.
Nagle ktoś wskoczył przez kuchenne okno i znalazł się z nami w pomieszczeniu. Z lekkim przerażeniem spojrzałam w kierunku nieznajomego.
- Nie mów tak brzydko. - Dotarł do nas głos należący do Keenan'a.
Conan pokazał mu język i zrobił głupią minę. Keenan podszedł do nas, a następnie dał Conanowi pstryczka w czoło.
- Ejj! - Krzyknął chłopiec łapiąc się za miejsce w które oberwał.
- Co tu robisz Keenan? - Zapytałam spoglądając na niego.
- A wy co tutaj robicie? - Odparł otwierając jedną z półek i przeszukując jej zawartość.
- Jemy cukierki. - Powiedział radośnie Conan, wkładając do ust kolejną porcję słodkości.
Keenan prychnął, lekko roześmiany.
- Nie powinieneś szykować się do spania młody? - Otworzył kolejną szafkę i przeszukał, wyjął coś po czym odwrócił się w naszą stronę. W rękach trzymał bułkę, zawiniętą w folię spożywczą. Zaczął ją rozpakowywać. - Nie wstaniesz na jutrzejszy trening.
- Wstanę, nie jest jeszcze tak późno. - Odparł Conan, przewracając oczami.
- Chyba powinniśmy się zbierać. - Powiedziałam, szturchając chłopca w ramię. - Chodź odprowadzę cię do chaty.
Chłopiec przewrócił oczami, a następnie wstał z niechęcią. Również wstałam, zaczęliśmy kierować się ku oknu. Kucnęłam i pomogłam Conanowi przeskoczyć przez ramę okienną. Gdy chłopiec znalazł się po drugiej stronie, nadszedł czas na mój zwinny skok.
- Może nie jestem odpowiednią, która powinna ci opowiadać o tamtej Mikayli, ale jeśli chcesz to spotkajmy się za pół godziny w siłowni. - Powiedział nagle Keenan.
Spojrzałam ostatni raz w jego stronę i przytaknęłam ruchem głowy, zapewniając go że przyjdę.

Twierdza księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz