Rozdział 9

13 4 0
                                    

Minął tydzień, a ja właśnie byłam na zajęciach z samoobrony, o których udzielenie mi poprosiłam Nigela. Tamtego dnia po wyjściu z łaźni i rozmowie z Elarą, postanowiłam, że też chcę nauczyć się walczyć oraz bronić. W tym świecie umiejętności te były wręcz niezbędne. Tego samego dnia po obiedzie podeszłam do Nigela i zapytałam czy byłby w stanie mi takich lekcji udzielić, a on zgodził się, choć nie chętnie. Od tamtego dnia codziennie wieczorem spotykaliśmy się na obrzeżach wioski - z dala od ludzi - i ćwiczyliśmy. Często lądowałam na ziemi, a ciało przeszywał ból co skutkowało pojawieniem się licznych siniaków oraz innych obrażeń. Nigel powiedział, że jeśli kiedyś uda mi się go obalić na ziemię pokaże mi jak posługiwać się bronią. Więc miałam motywację do wyciskania siódmych potów na treningach. 
- Stój prosto, a nogi szerzej. - Nigel stał przed mną, z rękoma skrzyżowanymi na piersi, oceniając każdy mój ruch surowym spojrzeniem. - Pamiętaj, twoje nogi to fundament, na którym budujesz swoją obronę i atak.
Pospiesznie wykonałam jego polecenie. Chłopak zaczął udzielać mi prostych instrukcji, które wydawały się bardziej rozkazami niż zaleceniami. Nigel pokazywał mi podstawowe techniki blokowania i uników, które ćwiczyliśmy każdego dnia. Demonstrował każdy ruch oraz wskazywał, jak ważne jest to, by zawsze być gotowym na ruch przeciwnika. Każdy mój błąd był natychmiast korygowany krótkim, dosadnym komentarzem. Nie było miejsca na pochwały. Nigel skupiał się wyłącznie na tym, co robiłam źle.
- Skup się! - Syknął, kiedy po raz kolejny moje uderzenie było niecelne. - To nie balet.
Podczas prób ataku na Nigela, każdy mój ruch był łatwo blokowany lub unikany. Czułam rosnącą frustrację, ale jednocześnie determinację, by udowodnić, że potrafię się tego nauczyć. Wykonałam kolejne ciosy. Nigel stopniowo zwiększał tempo, zmuszając mnie do szybszego reagowania i adaptacji do zmieniającej się sytuacji.
- Nie jesteś tu na pikniku.  - Powiedział oschle, gdy na chwilę obniżyłam gardę, próbując złapać oddech.
Moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia, a intensywność szybkich manewrów doprowadzała mnie do granic wytrzymałości. Każdy mięsień w moim ciele wydawał się pulsować bólem. Nie raz otrzymywałam od Nigela uderzenia, zarówno w nogi jak i brzuch. Jego podejście było surowe, bez cienia wątpliwości, pokazując, że nie ma miejsca na półśrodki w sztuce samoobrony. Nieustanne poprawki, niezliczone powtórzenia ruchów, a także jego bezkompromisowe nastawienie szybko stały się moją codziennością. Nigel nie dawał łatwych rozwiązań ani nie oszczędzał mnie. Każdy trening był próbą moich fizycznych i psychicznych granic, przekonując mnie, że tylko poprzez wytrwałość i ciężką pracę mogę stać się silniejsza i bardziej odporna na przeciwności, które mogły mnie tu spotkać. Pomimo iż jego metody wydawały się czasami zbyt brutalne, z każdym dniem coraz bardziej doceniałam ich wartość. Uświadamiałam sobie, że ta surowość i dyscyplina były nie tylko testem mojej wytrzymałości, ale również nieocenioną lekcją przetrwania.
Usiadłam na ziemi, próbując uspokoić szybko bijące serce po intensywnym treningu, który trwał nieprzerwanie przez kilka godzin. Ale na ten dzień, to już koniec. Moje ciało nie było w stanie znieść ani chwili więcej. Każdy mięsień wołał o litość, a umysł wołał o przerwę. 
- Jutro o tej samej porze. - Stwierdził, odchodząc i zostawiając mnie samą na wzgórzu.
Dzisiejsza sesja była wyjątkowo wyczerpująca, ale jednocześnie czułam, że każdy ból, każde potknięcie, przynosiły mnie bliżej do bycia silniejszą, bardziej odporną na przeciwności, które toczyły ten świat.

***

Chatę dzieliłam z dwiema dziewczynami Azulą i Lyrą, a jak się okazało puste łóżko należało do Elary, a stało ono puste, dlatego że dziewczyna spędziła kilka nocy czuwając przy Keenan'ie, zanim ponownie powrócił do żywych. Więc gdy przyszłam wykończona po treningu zastałam trzy moje współlokatorki, grające razem w karty przy niewielkim, drewnianym stole. 
- Już wróciłaś? - Zapytała Lyra, podnosząc wzrok znad kart.
 Przytaknęłam jej ruchem głowy, a następnie padłam zmęczona na łóżko. 
- Grasz z nami? - Dotarło do mnie nieśmiałe pytanie Azuli. 
- Nie mam siły. - Odparłam, wślizgując się pod kołdrę. 
Dziewczyny ponownie skupiły się na rozgrywce. Lyra siedziała wyprostowana i śledziła ruchy kart przeciwniczek. Jej proste, długie blond włosy były jak zawsze splecione w luźny warkocz, który spoczywał na ramieniu, spływając aż za piersi. Obok niej siedziała Azula, najmłodsza z nas, która nieśmiało wyrzucała karty z talii na stół. Za każdym razem gdy pochylała się nad kartami jej bujne, kręcone, czarne włosy, wpadały jej na oczy. Srebrny łańcuszek z medalikiem Maryi, który zawsze nosiła na swojej szyi błyszczał w świetle rzucanym przez świece.
- Elara skup się. - Upomniała dziewczynę Lyra.
- No już już. - Odparła, po czym wyrzuciła na stół kartę ze swojej talii. 
Odwróciłam się na drugi bok, żeby ogarnęła mnie większa ciemność, ponieważ przy świetle było mi ciężej zasnąć. Zmęczenie spowiło mnie jak ciężka kołdra, a z każdym oddechem tonęłam coraz głębiej w otchłań snu, nie zważając na rozmowy oraz śmiechy dziewczyn.
Nagle rozległ się wielki huk, a chata zadrżała, jakby miała się rozpaść na kawałki. Wstrząs przebiegł przez mnie niczym prąd, a serce zabiło mi szybciej na dźwięk eksplozji. Szum w uszach był jedynym dźwiękiem, który do mnie dochodził gdy otworzyłam oczy. Wstałam z łóżka, wiedziałam, że nie jesteśmy tu bezpieczne. Azula siedziała pod stołem chowając głowę między nogami, a Lyra pochylała się ku niej mówiąc coś. Zapewne próbowała ją uspokoić. Karty zostały rozrzucone po podłodze. Elara coś do mnie mówiła, lecz nie słyszałam jej zbyt dobrze. Czułam jedynie pulsujący ból w uszach i strach.
Spojrzałam wokół, próbując zrozumieć, co się właśnie stało. Musiałyśmy uciekać zanim zdarzy się coś gorszego. Nim zdążyłam zrobić choć jeden krok, Elara złapała moją rękę, a następnie pociągnęła mnie ku wyjściu z chaty. Na zewnątrz panował chaos, ludzie zbiegali z ulicy chowając się w swoich domach. Liczni żołnierze biegli z karabinami zwróconymi w kierunku z którego dochodziły odgłosy wybuchów. Nagle podbiegł do nas Drake, wydając kilka szybkich poleceń Elarze. Jej odpowiedzią było jedynie skinienie głowy, po czym ponownie złapała mnie za rękę i pociągnęła wśród tłumu. Biegłam próbując dotrzymać jej kroku, mijając przerażonych ludzi. Ich krzyki oraz wrzaski docierały do mnie niczym szepty. Nagle Elara skręciła w wąską ścieżkę oddzielającą sąsiadujące między sobą domy i wbiegła wprost do gęstego lasu. Każdy krok oddalał nas coraz bardziej od wioski, zastanawiałam się gdzie ona mnie prowadzi. Dlaczego nie zostałyśmy pomagać ogarnąć chaos panujący we wsi? Jakby wiedziałam, że żołnierze wszystkim się zajmą, ale jednak w takiej sytuacji każda para rąk jest ważna. Dzwonienie w moich uszach pomału ustawało, adrenalina buzowała w moich żyłach przez co jak na razie ponownie byłam pełna energii. Lecz wiedziałam, że gdy tylko to ustąpi padnę na twarz i nie wstanę. 
W oddali nie było słychać padających strzałów oraz wybuchów. Cisza była przytłaczająca. Nagle Elara zatrzymała się, ciężko oddychając, lecz nadal zachowywała całkowity spokój. Zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie dotarłyśmy do celu, którym była ukryta jaskinia. Wejście do niej było niewielkie, ledwo zauważalne wśród krzaków oraz gałęzi. Po przejściu przez szczelinę znalazłyśmy się w prawie całkowitej ciemności. Wnętrze jaskini było wilgotne i chłodne, a powietrze przesycone zapachem mokrej ziemi. Światło słoneczne przenikało przez niewielkie szczeliny, rzucając gdzie nie gdzie swój blask na kamienne ściany, które były porośnięte mchem oraz korzeniami roślin, które sprawiały wrażenie, jakby od lat były częścią tej jaskini. 
- Tutaj będziemy na razie bezpieczne. - Powiedziała, siadając na skrawku skalnego wybrzuszenia. 
- Co tam się stało? - Zapytałam, w końcu mogłam coś z siebie wyrzucić i poukładać myśli.
- Drake powiedział, że gdzieś niedaleko wybuchła bomba. - Odparła wzdychając.
- Bomba? 
Skinęła ruchem głowy. Nie mogłam w to uwierzyć, choć wiedziała że ma rację bo poczułam ten wybuch każdą cząstką mego ciała. Ten świat coraz bardziej mnie przerażał, a każdy dzień przynosił za sobą coś coraz bardziej nieprzewidywalnego i groźnego. 
- Musimy przeczekać. - Odezwała się przerywając chwilową ciszę. - Przyjdą po nas jak wszystko wróci do normy, mam nadzieję że nie potrwa to długo. Musimy być ostrożne i trzymać się razem.
W słowach Elary dostrzegałam zarówno determinację, jak i obawę.
- Mam nadzieję, że wszyscy są bezpieczni. - Elara miała rację, musiałyśmy przeczekać. To, co działo się wokół, było zbyt niebezpieczne, by narażać nasze życie, lecz martwił mnie los pozostałych mieszkańców wioski. - Ciągle nie wierzę w to co się dzieje. - Powiedziałam, siadając na zimnej podłodze jaskini.
- Nie tylko ty, a żyje w tym świecie od samego początku wojny. - Odparła, spoglądając na mnie. - Przyzwyczaisz się.
- Niby jak mam się przyzwyczaić do życia w ciągłym strachu? Chcę wrócić do domu. - Schowałam twarz w dłoniach.
- To prawda, nie jest łatwo. Ale z czasem. - Przerwała na moment, zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów. - Z czasem człowiek zaczyna adaptować się nawet do najtrudniejszych warunków.
Pomyślałam o tym co mówił mi na każdym treningu Nigel. Słyszałam jego głos w swojej głowie, przypominający mi o tym aby być zawsze czujnym i gotowym do działania. Ciągle go zawodziłam, nie potrafiłam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Byłam na siebie zła. Poczułam jak w moich oczach pojawiają się łzy. Nie chciałam więcej czuć bezradności, przytłaczało mnie to. Gdyby Elara nie wyprowadziła mnie z chaty, pewnie przerażona weszłabym pod stół jak Azula. Ona była przygotowana, nawet na coś czego nie mógł nikt przewidzieć. Wiedziała jak zareagować, była pewna swoich ruchów i nie zatrzymywała się. Chciałam posiadać jej odwagę, oraz być tak nie ugięta. Nie mogłam sobie pozwolić na dalsze potknięcia. Musiałam być gotowa na wszystko, co przynosił los, tylko po to, aby przetrwać.

Twierdza księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz