Rozdział 19

5 3 0
                                    

Przeciwnicy wycofali się szybko po tym jak wyszłam ze szpitala i powróciłam do odpierania ich ataku, aktualnie siedziałam z Conanem na drewnianych schodach. Oboje byliśmy wyczerpani, ale przynajmniej bezpieczni na chwilę obecną.
- Myślisz, że Ragnar z tego wyjdzie? - Zapytał Conan, wytrącając mnie z zamyśleń .
- Tak, nie martw się. - Objęłam go ramieniem i przyciągnęłam do siebie, chłopiec oparł głowę o moje ramię.
- Nawet nie wiem jak to się stało. - Westchnął. - Kiedy patrzyłem na jego cierpienie, przypomniały mi się moje koszmary. - Spuścił głowę.
- Jakie? - Spojrzałam na niego.
- Kiedy byliśmy młodsi, miałem problemy z kontrolowaniem mojej przemiany w wilka. - Powiedział, wpatrując się w swoje dłonie, które drżały. - Pewnego dnia, podczas pełni, nie panowałem nad sobą i zaatakowałem Ragnar'a, miałem wtedy chyba z pięć lat, ale sam nie wiem dokładnie. Przez moje niekontrolowane zachowanie prawie zginął. To ja jestem odpowiedzialny za tę bliznę na jego twarzy. Często w nocy miewam przez to koszmary, które przypominają mi tamten dzień. Zawsze z nich budzi mnie tata i próbuje uspokoić. Przez to wszystko boję się swoich zdolności. - Schował twarz w dłoniach, wiedziałam że płakał.
Przytuliłam go, czując, jak moje serce ściska się z żalu. Conan był jeszcze dzieckiem, a już musiał nosić taki ciężar na swoich barkach. W jego głosie słyszałam ogromne poczucie winy i lęk przed własną mocą. Miał tylko około trzynaście lat, a przeżył więcej niż niejeden dorosły. Jego drżące dłonie i zapłakane oczy sprawiały, że chciałam go ochronić przed całym bólem, jakiego kiedykolwiek doświadczył.
- Conan, nie przejmuj się tym, najważniejsze że twój brat żyje. - Powiedziałam łagodnie, głaszcząc go po plecach. - Byłeś wtedy mały i nie mogłeś kontrolować tego, co się działo. Teraz masz nad sobą większą kontrolę, dzięki treningom z Drake'em i Laylą. To, co się stało wtedy, to przeszłość. 
Conan uniósł głowę i spojrzał na mnie, a jego oczy były pełne łez.
- Ale te koszmary... ciągle wracają. Boję się, że znowu kogoś skrzywdzę.
Ścisnęłam jego ramię, starając się przekazać mu jak najwięcej wsparcia.
- Koszmary są tylko wspomnieniem, Conan. To, co robisz teraz, pokazuje, jak bardzo się zmieniłeś i jak silny jesteś, więc przestań w siebie wątpić. Ragnar jest twoim bratem i jest dumny z tego, jak daleko zaszedłeś. My wszyscy jesteśmy dumni. Zwłaszcza teraz, gdy ocaliłeś mu życie.
Conan westchnął głęboko, jakby zrzucił z siebie część ciężaru.
- Tu jesteś! - Dotarł do nas znajomy głos, uniosłam głowę i zobaczyłam Niklaus'a. - Gdzie Ragnar? - Zapytał, na co Conan ponownie zaniósł się płaczem. Kiwnęłam mu głową w stronę wejścia do chaty szpitalnej. 
Niklaus zamarł na moment, a jego twarz natychmiast wyraziła przerażenie. Przełknął ślinę, patrząc na mnie z rosnącym niepokojem. Bez słowa ruszył w stronę chaty szpitalnej, prawie biegnąc, jakby bał się, co tam zastanie. Nie dziwiło mnie jego przerażenie, w końcu stracił już jedną bliską osobę, nie mógł stracić też syna. Ja zostałam z Conanem, próbując pomóc mu się uspokoić.
- Ragnar jest silny, na pewno szybko z tego wyjdzie. - Powiedziałam łagodnie, ponownie przytulając go. 
Conan wtulił się we mnie, jego ciało wciąż drżało od emocji.

***

Szłam uliczkami wioski, Conan dołączył do Niklaus'a w chacie szpitalnej, a ja postanowiłam nie robić sztucznego tłumu. 
Na ulicach panował bałagan, niektóre chaty były całkowicie spalone, ich dachy zapadły się do środka, a dym wciąż unosił się w powietrzu, gryząc w oczy i gardło. Drewniane konstrukcje, które jeszcze stały, były osmalone. Resztki mebli, narzędzi oraz osobistych rzeczy mieszkańców były rozrzucone po ziemi. Ludzie poruszali się między zgliszczami, próbując odnaleźć swoje rzeczy, ratować to, co pozostało, i pomagać sobie nawzajem w naprawie szkód. Ich twarze były zmęczone i brudne, ale widać było również determinację oraz solidarność. Kawałek dalej grupka młodych chłopców zbierała porozrzucane kawałki drewna. Widok dzieci próbujących odnaleźć normalność w tej tragedii był dla mnie poruszający.
Zastanawiałam się nad kruchością naszego życia tutaj. W jednej chwili mieliśmy wszystko, co było nam potrzebne do szczęścia, a w następnej walczyliśmy o przetrwanie. Te wydarzenia przypomniały mi, jak ważne jest, aby doceniać każdą chwilę i każdego człowieka wokół nas. W obliczu takich zniszczeń to właśnie wspólnota i wzajemne wsparcie były naszą siłą.
- Mikayla! 
Odwróciłam się na dźwięk mojego imienia, zobaczyłam zmierzającą w moją stronę białą wilczycę, która niosła na rękach Bao, jamnik był cały z błota na mój widok chciał uciec z rąk Elary na co ta postawiła go na ziemi. Kucnęłam wyciągając przed siebie ręce, pies zaczął biec w moim kierunku, wtedy dostrzegłam, że kuleje. W całym tym natłoku emocji oraz chaosie zupełnie zapomniałam o Bao. Uśmiech wkradł się na moją twarz gdy brudny jamnik skoczył na moje kolana, a ja zaczęłam głaskać jego sierść. 
- Znalazłam go jak ganiał za dziećmi. - Powiedziała Elara, stając obok mnie.
- Dobrze, że nic wam nie jest. - Spojrzałam na nią, ciągle pieszcząc Bao. 
- Widziałam cię, jak strzelałaś do napastników. - Dostrzegłam malujący się na jej twarzy cień dumy. 
- Starałam się pomóc jak tylko mogłam. - Odparłam, na co ona skinęła głową.
- Nasza chata spłonęła. - Powiedziała nagle. - Będziemy mieszkać w jadalni z innymi którzy stracili schronienie. 
- Ważne, że jesteśmy całe. - Westchnęłam. - Wiesz po co oni tu przyszli? - Zapytałam, chcąc odrzucić od siebie myśl, że to wszystko wydarzyło się z mojej winy.
- Dokładnie nie, ale mam swoje przypuszczenia. 
- Czyżby to, że szukali mnie? - Dopytałam, patrząc jej prosto w oczy.
- Możliwe, że szukali ciebie, ale to nie oznacza, że jesteś odpowiedzialna za to, co się stało. - Odparła. 
- Wiem. - Odpowiedziałam, choć mimo to czułam ciężar winy.
- Zmieńmy temat, na jakiś przyjaźniejszy. 
Skinęłam głową, starając się odsunąć od siebie poczucie winy. Spojrzałam na Bao, który teraz spokojnie leżał obok moich stóp, a następnie wstałam.
- Nie uwierzysz co się stało zanim zostaliśmy zaatakowani. - Powiedziała z ekscytacją.
- Co takiego? - Zapytałam, zaintrygowana jej nagłą zmianą tonu.
- Keenan mnie pocałował. - Jej twarz rozpromieniła się radością.
- Naprawdę? - Otworzyłam szeroko oczy z zaskoczenia, a potem uśmiechnęłam się szeroko.
Elara skinęła głową, jej oczy błyszczały.
- Było to zupełnie niespodziewane. - Zaczęła opowiadać. - Spotkaliśmy się przypadkiem na polanie, gdzie często chodzę na spacery. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, kiedy nagle zatrzymał się i spojrzał mi prosto w oczy. A potem... po prostu to zrobił. Pocałował mnie . To było tak magiczne, jakby czas na chwilę stanął w miejscu.
- Miałam przeczucie, że coś między wami iskrzy. - Zaśmiałam się.
- Serio? - Stanęła z założonymi rękami.
- Tak, widać to było za każdym razem, gdy na niego patrzyłaś. - Odpowiedziałam ciągle się śmiejąc. 
Elara przewróciła oczami z uśmiechem na twarzy.
- No cóż, masz rację od dawna mi się podobał. - Przyznała, lekko zażenowana. - Ale nie sądziłam, że to aż tak oczywiste.
- Czasem trudno ukryć uczucia. - Odparłam z ciepłym uśmiechem.
Przez chwilę stałyśmy w milczeniu, delektując się radością i wspomnieniami Elary. W obliczu chaosu i zniszczeń, te małe momenty szczęścia były jak promienie słońca przebijające się przez burzowe chmury.
- Chodź, musimy pomóc innym w odbudowie wioski. - Powiedziała wreszcie. 
Skinęłam głową i razem ruszyłyśmy w stronę ruin chaty znajdującej się obok nas, gdzie potrzebna była pomoc. Podeszłyśmy do grupy mieszkańców, którzy starali się ją odbudować.
- Potrzebujecie pomocy? - Zapytała Elara, przechodząc przez osmolone deski leżące na ziemi.
- Każda para rąk się przyda. - Odpowiedział starszy mężczyzna z lekkim uśmiechem, na co wilczyca skinęła głową.
Razem z Elarą zabrałyśmy się do pracy, pomagając naprawiać chatę i uporządkować teren wokół.
- Podaj mi tamtą belkę. - Zawołał jeden z mężczyzn, wskazując na deski leżącą obok moich nóg.
Z trudem podniosłam belkę i przekazałam ją dalej. Praca była ciężka, a każdy ruch wymagał ode mnie ogromnego wysiłku. Poczułam, jak mięśnie mnie palą, ale w głębi serca czułam satysfakcję, że mogę pomóc w odbudowie czyjegoś domu. Elara pracowała obok mnie, zręcznie przymocowując deski do konstrukcji chaty. Mieszkańcy wioski, młodzi i starzy, pracowali razem, podając sobie narzędzia oraz materiały, naprawiając to, co zostało zniszczone. Atmosfera była pełna determinacji i wspólnej nadziei.






Twierdza księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz