Rozdział 20

5 2 0
                                    

Minął tydzień od ataku na wioskę, Azula nie wróciła. Nikt jej nie widział od tego dnia, gdy uciekła przerażona do lasu. Lyra, kiedy mnie zobaczyła tamtego wieczora, podbiegła do mnie i zapytała o to czy gdzieś widziałam naszą współlokatorkę, na co ja opowiedziałam jej wszystko co się wydarzyło rano, zanim wybuchły zamieszki. Wyznała, mi że Azula jest dla niej jak młodsza siostra oraz, że bardzo martwi ją jej nagłe zniknięcie. Nie potrafiłyśmy zrozumieć jej dziwnego zachowania. Zaczęłyśmy się zastanawiać, czy może nie wpadła w jakieś kłopoty, o których nie chciała nam powiedzieć? Oraz co najważniejsze, czy jest bezpieczna? Lyra była cały czas niespokojna, z trudem ukrywała swoje zdenerwowanie. Zauważyłam, że często spoglądała w stronę drzwi, jakby oczekiwała, że Azula zaraz wejdzie do chaty.
Leżałam właśnie na łóżku przydzielonym mi w chacie jadalnej. Czując, jak zmęczenie powoli mnie ogarnia. Chata jadalna, która kiedyś tętniła życiem podczas wspólnych posiłków, teraz była wypełniona rzędami łóżek oraz materacy ustawionych jeden obok drugiego. Łóżka były proste, często składające się z kilku desek, na których położono warstwy koców i słomy. Drewniane stoły zostały przesunięte na bok, a niektóre z nich teraz służyły jako miejsca do odkładania rzeczy osobistych mieszkańców wioski. W wielu miejscach widziałam stosy koców, poduszek i ubrań, które ludzie przynieśli ze swoich zniszczonych domów. Wszędzie panował półmrok, a jedyne źródło światła stanowiły świeczki rozmieszczone na stołach i skrzyniach. 
Odwróciłam się na bok, a następnie zamknęłam oczy z nadzieją, że uda mi się szybko zasnąć.  Jednak myśli krążyły mi po głowie, nie pozwalając na odpoczynek. 
Każdej nocy, gdy próbowałam zasnąć przypominałam sobie ponownie napad na wioskę. To był totalny chaos. Strzały, krzyki, płomienie. Pamiętam, jak wtedy moje ręce drżały, gdy po raz pierwszy strzelałam do żywych istot. Każdy strzał wywoływał we mnie sprzeczne emocje, ponieważ jednocześnie czułam ulgę, że trafiłam, i strach, że kogoś zraniłam. 
Ragnar nadal leżał w szpitalu. Dokładnie pamiętam jak ból wykrzywiał twarz chłopca. Widok jego cierpienia był nie do zniesienia. Zastanawiałam się, jak szybko z tego wyjdzie, oraz czy powróci do pełni sił. Niklaus powiedział, że kula przeszła na wylot, uszkadzając przy tym nerw, co nie wróżyło nic dobrego. Myślałam też o Conanie, który był przy nim przez cały czas. Był przerażony i obwiniał się za to, co się stało, ponieważ nie zdążył zapobiec tej tragedii. Jego cierpienie było ogromne, a ja czułam bezsilność, nie będąc w stanie go pocieszyć. W każdej wolnej chwili - choć było ich niewiele bo pomagałam mieszkańcom w odbudowie wioski przez większość czasu - odwiedzałam szpital i towarzyszyłam Conanowi oraz Niklaus'owi w tym trudnym dla nich okresie. 
- Ej ... Mikayla, śpisz? - Dotarł zza moich pleców cichy głos Elary.
- Prawie, a co? - Odparłam, również szeptem nieco zirytowana.
- Zaraz zaczyna się zebranie, powinnaś iść ze mną.
- Jakie zebranie? - Odwróciłam się i spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
- Idziesz czy nie? - Odpowiedziała stanowczo. - Opowiem ci wszystko po drodze.
- Niech będzie. - Westchnęłam, po czym odkryłam się, a następnie usiadłam na łóżku i założyłam buty. 
Następnie wyszłyśmy cicho z chaty, starając się nie obudzić innych. Noc była ciemna oraz chłodna, a księżyc oświetlał fragmenty przemierzanej przez nas drogi. Wszędzie panowała cisza, przerywana tylko odległymi odgłosami zwierząt. Przechodziłyśmy obok zrujnowanych chat, które jeszcze nosiły ślady niedawnego ataku. Cienie ruin tańczyły w blasku księżyca. Powietrze nadal było przesycone zapachem spalenizny. Szłyśmy szybko, Elara prowadziła mnie pewnym krokiem. Opuściłyśmy główną ścieżkę, a następnie przeszłyśmy przez kilka bocznych uliczek, gdzie mrok był gęstszy. 
Po chwili Elara stanęła przy jednej z chat, obok której znajdowała się niewielka, drewniana dobudówka, wyglądająca jak podziemna spiżarnia.
- To jest tajne zebranie, tylko nieliczni biorą w nim udział. Planujemy szturm na twierdzę i obalenie Starszyzny. - Wyjaśniła cicho. - Zgromadziliśmy informacje, które mogą nam pomóc. Potrzebujemy każdej możliwej pomocy, a ja wierzę, że możesz wnieść coś cennego do tej misji. Tylko nikomu o tym ani słowa.
- Jak zamierzacie to zrobić? - Patrzyłam na nią zaskoczona, z założonymi rękami na piersi. Mówiąc, że mogę wnieść coś cennego do tej misji, zapewne miała na myśli przepowiednie. Poczułam jak moje ciało przechodzi dreszcz. 
- Wszystkiego się dowiesz jak będziemy na miejscu. - Odparła. - Ale pamiętaj, że to ściśle tajne. - Podkreśliła dwa ostatnie słowa.
Odpowiedziałam jej skinieniem głowy, po czym dziewczyna kucnęła i otworzyła drewniane drzwiczki, a moim oczom ukazały się schody prowadzące na dół.
- Idź za mną. - Szepnęła Elara, zaczynając schodzić po stopniach.
Ponownie skinęłam głową, a następnie ruszyłam za nią. Wewnątrz panował półmrok, ostrożnie stawiałam każdy krok. Światło docierało do nas z oddali, a gdy zeszłyśmy na dół i przeszłyśmy przez wąski korytarz dotarłyśmy do w pełni oświetlonego pokoju w którym odbywało się zebranie.
- Jesteśmy. - Powiedziała Elara wchodząc do pomieszczenia.
Wyszłam zza niej i wtedy dostrzegłam, że wszystkie znajdujące się tam osoby patrzą prosto na nas. Większości z nich nie znałam, ale byli tam również Niklaus, Drake, Layla, Keenan oraz Nigel, który stał na uboczu podpierając ścianę. Kiedy wrócił? Zastanawiałam się, ostatnio rzadko go widywałam. Może to i dobrze? Pomyślałam.
- Co ona tu robi? - Zapytał oschle Drake, opierając się rękami o drewniany stół stojący w centrum pomieszczenia. Dostrzegłam, że leżała na nim mapa, nie wiedziałam co dokładnie przedstawiała, a obok niej stało stare radio.
- Uznałam, że najwyższy czas ją we wszystko wtajemniczyć, w końcu to Noctara. - Odparła Elara, kiedy nazwała mnie imieniem z przepowiedni, poczułam jak moje ciało przechodzi dreszcz. 
- Bez żadnej konsultacji? Klasyk, księżniczka znowu myśli, że wie lepiej od wszystkich. - Przewrócił oczami.
Elara pokazała mu środkowy palec, a następnie podeszła do Keenan'a, który przywitał ją uśmiechem. Nie odstępowałam jej na krok. Drake wciąż patrzył na mnie z niezadowoleniem, ale Niklaus podszedł do niego i położył rękę na jego ramieniu.
- Daj im spokój Drake. - Powiedział spokojnie. - Elara dobrze mówi w końcu Mikayla poznała już przepowiednie. Prędzej czy później i tak musiałaby zostać zaproszona na zebranie. Zwłaszcza, że jest nieodłączną częścią naszego planu.
Nigel, stojąc w cieniu, przyglądał się wymianie zdań. Jego spojrzenie było skupione, jakby chciał coś powiedzieć, ale wstrzymał się od głosu.
- Dobra kończmy tą szopkę i kontynuujmy, nie zamierzam tu sterczeć całą noc. - Powiedział gardłowym głosem wysoki, postawny mężczyzna, którego nie znałam. Miał krótkie, zmierzwione, ciemne włosy oraz lekki zarost. Przez lewą stronę jego twarzy ciągnęła się długa blizna, która przecinała brew oraz oko, na które prawdopodobnie nic nie widział. Blizna nadawała mu groźnego wyglądu.
- Arthur dobrze mówi, skupmy się na planie. - Odparł Keenan, a więc tak miał na imię tamten mężczyzna. 
Następnie zaczęli rozmawiać pomiędzy sobą, a ja stałam z boku, słuchając uważnie. Czułam na sobie spojrzenie Nigela, ale starałam się je zignorować.
- Wyznaczona data ataku jest coraz bliżej. - Odezwała się kobieta stojąca za Arthur'em. - Musimy być pewni, że wszyscy wiedzą co mają robić. - Stała z założonymi rękami, a koszulka z krótkim rękawem podkreślała jej umięśnione ciało. Brązowe włosy miała spięte w dwa, dobierane warkocze, które sprawiały że wyglądała młodzieńczo. Jej blada cera kontrastowała z ciemnym kolorem włosów, a poważna mina nadawała jej surowego wyglądu. 
- Moja drużyna wie co ma robić Barbaro. Zabezpieczamy teren wokół tej bramy. - Odezwał się Drake wskazując coś palcem na mapie, wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że przedstawia ona układ korytarzy w twierdzy. - Musimy zrobić to szybko i zdecydowanie, aby zaskoczyć strażników. Wtedy będziemy gotowi, żeby przejąć kontrolę nad wejściem oraz zabezpieczyć wszelkie możliwe drogi ucieczki. Mówiliśmy to tym wiele razy. - Uniósł wzrok znad mapy, wbijając go w kobietę.
- Może twoja drużyna wie, co robić, ale mam wątpliwości co do innych. - Odpowiedziała Barbara, zapewne miała na myśli mnie w końcu nie znałam ani jednego elementu ich planu, który zapewne obmyślali przez miesiące. - Zresztą twoja taktyka jest zbyt ryzykowna i może nas wszystkich narazić na niebezpieczeństwo, mówiłam ci o tym ...
- Zbyt ryzykowna? - Powtórzył wtrącając się w jej wypowiedź. Podniósł głos, był wyraźnie zirytowany. - To jedyna taktyka, która daje nam szansę na zaskoczenie strażników, mówiłem o tym na ostatnim zebraniu. Jeśli zaczniemy się wahać, stracimy przewagę.
- A co, jeśli twoja drużyna nie zdąży zabezpieczyć wszystkich dróg ucieczki? - Odpowiedziała chłodno. - Wtedy wszyscy będziemy w dupie. Potrzebujemy bardziej ostrożnego podejścia.
- Ostrożność jest ważna, ale jeśli nie zadziałamy tak, jak mówię, stracimy jedyną szansę, jaką mamy. - Odparł. - To nie jest czas na tchórzostwo, Barbaro. Może wolisz siedzieć i czekać, aż nas wybiją jednego po drugim?
- Każda błędna decyzja może kosztować życie naszych ludzi. Musimy działać z głową, a nie z brawurą! Chcesz nas wszystkich wystawić na niebezpieczeństwo tylko dlatego, że masz manię wielkości. To nie jest gra, Drake, to nasze życie! - Barbara nie odpuszczała.
- Brawurą? - Drake uniósł brwi. - Mówisz o brawurze, kiedy jedyną alternatywą jest pewna śmierć? Wiesz, co jest naprawdę ryzykowne? Twoje ciągłe kwestionowanie planu, który przygotowywaliśmy przez miesiące! - Warknął. 
- Lepiej mieć plan, który minimalizuje ryzyko, niż pchać się na oślep w nieznane! - Krzyknęła. - Jeśli twoja drużyna nawali, wszyscy za to zapłacimy!
- To nie jest czas na kłótnie! - Powiedział Niklaus donośnym tonem, próbując ich uspokoić. Dostrzegłam u Drake'a cień uśmiechu, jakby był usatysfakcjonowany tym, że Barbara złapała haczyk i wdała się z nim w kłótnie. Ona natomiast kipiała ze złości. 
- On mnie prowokuje! - Warknęła w jego stronę.
Drake uniósł ręce w geście poddania, a następnie odsunął się od stołu. 
- Dzieci. - Rzuciła pod nosem Elara, przewracając oczami.   
Nagle ze stojącego na stole radia wydobył się niezrozumiały szum, ktoś próbował się z nami skontaktować, ale sygnał był za słaby. 
- Draven, pomóż. - Były to jedyne zrozumiałe słowa, wypowiedziane drżącym, kobiecym głosem.
Jeden z mężczyzn stojących pod ścianą podbiegł do radia, a następnie wziął do ręki niewielki mikrofon i zaczął do niego mówić.
- Sorsha? Gdzie jesteś? - Jego głos był przepełniony niepokojem, mężczyzna poprawił nerwowo swoje czarne, lekko pofalowane włosy sięgające do ramion, zakładając je za ucho. Kolczyk w jego lewej brwi zabłyszczał w świetle. 
Wszyscy czekaliśmy, aż rozdzierający uszy szum ponownie zmieni się w zrozumiałe dla nas słowa, lecz po paru minutach, które zdawały się trwać wieczność hałas ustał.
- Sorsha! - Wykrzyczał, do mikrofonu, z nadzieją że kobieta po drugiej stronie go usłyszy.
- Spokojnie Draven. - Powiedziała kolejna kobieta znajdująca się w pomieszczeniu, wyróżniały ją jej sięgające za łopatki włosy, które były u nasady czarne, a przy końcach ciemnoczerwone. 
- Kurwa mać! - Strącił jej rękę ze swojego ramienia i rzucił mikrofonem. - Rose, jak mam być spokojny, skoro nie wiem gdzie ona jest! - Zwrócił się do niej.
- Najważniejsze, że żyje. - Odpowiedziała.
- Musimy namierzyć sygnał! - Spojrzał na cherlawego, blondyna, stojącego pod ścianą obok wejścia do pomieszczenia
- Potrzebuję na to trochę czasu. - Odparł chłopak. - Dobrze wiesz, że nie posiadamy tu tak zajebistego sprzętu, który zrobiłby to w kilka sekund.
- No to na co czekasz Miles?! - Warknął zaciskając pięści.
- Zabiorę się za to po zebraniu. - Blondyn, mimo zachowania Draven'a zachowywał stoicki spokój.
- Lepiej zabierz się za to teraz! - Mężczyzna ruszył w jego stronę, jakby miał zamiar zaraz wymierzyć mu solidny cios z pięści.
Miles przewrócił oczami i nadal stał niewzruszony pod ścianą. Co definitywnie bardziej wkurzyło Draven'a. Nagle na jego drodze stanął Arthur.
- Lepiej stąd wyjdź, jeśli nie masz zamiaru się uspokoić. - Powiedział stanowczym głosem.
- Zajebiście kurwa, najwyraźniej tylko mnie obchodzi los Sorshy. - Popchnął Arthur'a, aby ten zszedł mu z drogi, a następnie ruszył do drzwi. - Jebać was wszystkich! - Wykrzyczał na odchodne. 
- Możemy wrócić do omawiania planu? Bo póki co marnujemy czas na same pierdoły. - Odezwał się nagle Nigel, przyciągając uwagę wszystkich zgromadzonych.
- Tak, zacznijmy od początku żeby Mikayla wszystko dobrze zrozumiała. - Odparł Niklaus, zachęcając mnie ruchem ręki, abym podeszła bliżej stołu. Niepewnie zrobiłam to. - A więc, plan jest taki. - Zaczął.

Twierdza księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz