Rozdział 8

18 5 1
                                    

Obudziły mnie wykrzykiwane przez kogoś komendy.
- W lewo zwrot! - Dotarło ponownie do moich uszu.
Przetarłam oczy, a następnie wstałam ledwo żywa z łóżka. Zdałam sobie sprawę, że znajduję się w chacie kompletnie sama. Ciągle miałam na sobie ubrane to samo, więc ubrałam buty i wyjrzałam na zewnątrz. Na dworze panował chłód, zasunęłam zamek kurtki pod samą szyję, a następnie stanęłam z założonymi rękami przyglądając się wojskowym przemierzającym ulicę wioski. Było ich na pewno około trzydziestu, wszyscy ubrani w spodnie wojskowe o kolorze zieleni i brązu, idealnie komponujące się z ciemnozielonym polarem.
Ruchy żołnierzy były precyzyjne i zsynchronizowane, każda komenda wydawana przez dowódcę jednostki była natychmiast i bezbłędnie wykonana. Ich kroki były miarowe i zdecydowane. Sposób, w jaki manewrowali między błotnistymi ścieżkami wioski, świadczył o ich wysokim poziomie wyszkolenia i dyscypliny.
Stałam tam, przyglądając się im z podziwem i zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że moje poranne przebudzenie przywitają wojskowe ćwiczenia tuż pod nosem.
- Pluton stop! - Zawołał stojący na czele Nigel
Po komendzie, grupa żołnierzy momentalnie stanęła. Nigel odwrócił się w ich stronę, a następnie podszedł do gromady, aby przedstawić kolejne instrukcje. Jego postać emanowała autorytetem, a żołnierze z uwagą nasłuchiwali wydawanych przez niego poleceń. W międzyczasie ja, nadal stojąc nieco z boku, obserwowałam całą scenę opierając się o drewnianą ścianę chaty. Po chwili Nigel spojrzał w moim kierunku i skinął głową, uniosłam lekko jedną rękę, a następnie machnęłam nią na przywitanie. Chłopak ponownie stanął na czele grupy po czym głośno powiedział.
- Za mną biegiem marsz!
Żołnierze zaczęli się stopniowo oddalać, a ich kroki z każdą sekundą cichły. Postanowiłam już nie wracać do łóżka. Odeszłam od chaty i zaczęłam przemierzać ścieżki wioski, po mimo wczesnej godziny na dworze przebywało wiele osób, którzy zajmowali się swoimi codziennymi obowiązkami. Zauważyłam, jak grupa mężczyzn wchodzi na pagórek po którym zeszliśmy do osady, pewnie szli poszukać pożywienia na następne dni oraz pozbierać gałęzie na opał, pomyślałam. Nagle stanęłam gwałtownie, ponieważ przed moim nosem przebiegła gromadka dzieci, które goniły się pomiędzy chatami. Ich śmiech podniósł mnie nieco na duchu, ponieważ dał mi przypomnienie o tym, że życie w wiosce toczy się swoim rytmem, niezależnie od otaczającego nas świata.
Kontynuując moją poranną wędrówkę, zauważyłam kilka osób pracujących na niewielkich polach uprawnych, które otaczały wioskę. Mimo wczesnej pory dnia, byli oni już w pełni zaangażowani w swoją pracę, pielęgnując warzywa i zioła, które stanowiły ważne źródło pożywienia dla społeczności. Ich skupione twarze oraz zręczne ruchy pokazywały zaangażowanie w troskę o dobro wioski.
Przechodząc obok jednej z chat, poczułam zapach pieczonego chleba. Stanęłam na moment, zamykając oczy i wdychając głęboko ten kojący aromat. Mój brzuch zaburczał, złapałam się za niego po czym ruszyłam przed siebie.
Chodząc dalej, natknęłam się na grupę kobiet pracujących wspólnie przy wielkim kotle, w którym farbowano tkaniny. Barwniki zapewne pozyskane z lokalnych roślin nadawały materiałom żywe kolory. Obok, na specjalnie przygotowanym stanowisku, kilka osób zajmowało się pleceniem koszy, wykorzystując do tego celu trawy i wierzbowe witki.
Postanowiłam zapytać jednego z przechodniów o to, gdzie mogę znaleźć miejsce w którym opatrują rannych. Starszy mężczyzna wskazał mi kierunek pokazując palcem na budynek położony na skraju wioski, nieco oddalony od reszty chat. Podziękowałam mu i ruszyłam w tamtą stronę.
Budynek, do którego zmierzałam, był nieco większy niż pozostałe chaty. Po wejściu do środka, od razu poczułam zapach lekarstw. Pomieszczenie było jasne oraz przestronne, z kilkoma łóżkami rozstawionymi wzdłuż ścian. Przy każdym z nich stał niewielki stolik z niezbędnymi narzędziami medycznymi oraz różnymi ziołami leczniczymi. W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie cichym mruczeniem osób opiekujących się chorymi przy łóżkach.
Zauważyłam Keenan'a leżącego na jednym z nich, miał owinięty wokół klatki piersiowej bandaż. Obok niego siedziała dziewczyna, o zgrabnej posturze, w której oczach można było dostrzec troskę. Miała delikatne rysy twarzy, a jej oczy były intensywnego, niebieskiego koloru. Włosy w kolorze blond, ułożone w niedbałe fale, opadały jej na ramiona i lekko dotykały górnej części czerwono-białej, pasiastej koszulki, którą miała na sobie. Byłam pewna, że to Elara. Dziewczyna siedziała nieruchomo, lecz jej wzrok co jakiś czas przeskakiwał z twarzy Keenan'a na drzwi, jakby wyczekiwała kogoś lub czegoś. Kiedy zauważyła mnie, jej twarz rozjaśniła się delikatnym, lecz zmęczonym uśmiechem. Podeszłam bliżej, a dziewczyna zachęciła mnie gestem ręki, abym obok niej usiadła.
- Jak się czuje? - Zapytałam cicho, starając się nie zakłócić spokoju tego miejsca.
- Lepiej, ale wciąż jest osłabiony. Stracił dużo krwi, ale dzięki opiece naszych uzdrowicieli i ziół, które tutaj mamy, powinien w pełni wyzdrowieć. - Odpowiedziała Elara, patrząc na Keenan'a z troską.
- Dlaczego nadal nie przybrał ludzkiej formy, jak wy wszyscy? - Postanowiłam spytać, to wszystko było dla mnie nadal nowe i nie do końca jasne.
- Jego ciało było poważnie ranne, co utrudnia mu przemianę. Wilkołaki często leczą się szybciej w swojej zwierzęcej formie, więc jego organizm instynktownie wybrał pozostanie w formie wilka. - Odparła.
Obserwując Keenan'a, poczułam się dziwnie uspokojona jego cichym i płytkim oddychaniem.
- Byłaś już w łaźni? - Zapytała dziewczyna, spoglądając na mnie.
- A jest tutaj? - Odparłam z zaskoczeniem.
- Tak, chodź pokażę ci. Sama miałam tam się za niedługo wybrać. - W jej głosie było czuć nutkę rozbawienia. Elara ścisnęła delikatnie dłoń Keenan'a, widać było że bardzo jej na nim zależało. - Mam nadzieję, że jak wrócę to się obudzisz. - Powiedziała, a następnie wstała. - To jak idziemy? - Ponownie na mnie spojrzała.
Skinęłam ruchem głowy i również wstałam. Poszłam za Elarą do wyjścia, a po chwili opuściłyśmy szpital ponownie lądując na ulicy. Przemierzałyśmy jedną ścieżkę za drugą, aż znalazłyśmy się przed chatą, która zbudowana była z ciemnego drewna, a jej dach pokryty był grubą warstwą słomy, która została zapleciona w solidną, izolującą pokrywę. Wokół budynku unosiła się delikatna para, sugerując ciepło panujące w jego wnętrzu, a z komina wydobywał się cienki strumień dymu. Gdy weszłyśmy wraz z Elarą do środka dostrzegłam, że ściany chaty były gładkie, z niewielkimi otworami, służącymi jako okna. Były one osłonięte skórzanymi zasłonami, aby utrzymać ciepło wewnątrz pomieszczenia. Przeszłyśmy w głąb chaty, które skrywało jedno ogromne pomieszczenie. Kilka drewnianych ławek zostało ustawionych wzdłuż ścian. Obok nich wisiały półki, na których leżały ręczniki, mydła oraz inne przybory kąpielowe. Lecz w centrum pomieszczenia znajdował się duży, kamienny basen z wodą, nad którą unosiły się kłęby pary.
Elara podeszła do jednej z ławek, a następnie zdjęła z siebie ubranie. Mimo, że czułam się nieco skrępowana nagłym odsłonięciem ciała, postanowiłam iść w jej ślady. Ułożyłyśmy nasze ciuchy obok siebie na ławce, a następnie zaczęłyśmy kierować się ku wodzie, w której siedziały już dwie inne kobiety z wioski. Stanęłam na moment przy krawędzi basenu, zdecydowałam się na powolne zanurzenie, najpierw wsuwając jedną stopę do wody, aby przyzwyczaić się do jej temperatury. Czułam, jak ciepło otula moje palce, przesyłając miłe dreszcze po całym ciele. Delikatnie opuściłam drugą nogę do basenu, po chwili z głębokim wdechem, powoli zanurzyłam się w wodzie. Każdy ruch sprawiał, że ciepło wnikało głębiej w moje mięśnie, rozluźniając je i dając uczucie relaksu.
Siedząc w gorącej wodzie, otoczona innymi kobietami, poczułam, jak moja krępująca nieśmiałość powoli znika.
- I jak rozmawiałaś z Nigelem? - Zapytała nagle Elara.
- Tak. - Odparłam, opierając głowę o krawędź basenu.
- Kazałam mu z tobą porozmawiać, dobrze że mnie posłuchał i to zrobił. Trochę się o to wczoraj pokłóciliśmy. - Powiedziała po czym nabrała w dłonie wodę, a następnie obmyła sobie nią twarz.
- Musi być dziwne spotkać kogoś, kto jest tak podobny do dobrze wam znanej osoby. - Westchnęłam.
- Tak jest to dziwne, ale twoje pojawienie się tutaj nie jest przypadkowe. - Odparła.
- Co masz na myśli? - Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Nie myśl o tym teraz. Przyszłyśmy tu zapomnieć o wszystkich problemach i zrelaksować się. - Posłała mi uśmiech. Przewróciłam oczami, znowu oni coś wiedzą, a ja nie. - Poznajmy się lepiej. Co robiłaś zanim tutaj trafiłaś?
- Byłam stylistką paznokci.
- Fajnie, zanim zaczęła się ta cała wojna, też żyliśmy tutaj normalnie. Pewnie cię zaskoczę, ale także chodziłam kiedyś do kosmetyczki. - Zaśmiała się. - Wilkołaki żyły w cieniu między ludźmi, dbaliśmy wtedy o to aby nikt nie odkrył tego kim naprawdę byliśmy. Ja pracowałam jako meteorolog, zajmowałam się przewidywaniem przyszłych zjawisk atmosferycznych. Lubiłam te pracę.
- Meteorolog? To musiało być fascynujące. - Mój głos był pełen autentycznego zainteresowania. Praca Elary musiała być naprawdę intrygująca, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej wrodzone, wilcze zmysły, które pewnie pomagały jej w przewidywaniu pogody. - Nigdy nie myślałam o wilkołakach jako o... no, wiesz, normalnych osobach. - Przyznałam z wahaniem.
Elara uśmiechnęła się ciepło.
- W głębi duszy wszyscy jesteśmy podobni. - Odparła. - Mamy swoje codzienne życie, rodziny, pragnienia i obawy. Wojna ta, pokazała nam wszystkim, jak kruche może być to, co uważamy za normalność. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek będziemy w stanie powrócić do takiego życia, jak przed wojną. Czy jest dla nas jakakolwiek nadzieja na odzyskanie normalności. - Westchnęła, a po chwili dodała. - Musimy mieć nadzieję. To jedna z tych rzeczy, której nikt nam nie może zabrać.
Miała rację nic innego nie pozostało oprócz wiary w to, że to wszystko się kiedyś zakończy. Wojny są destrukcyjne nie tylko z powodu bezpośrednich strat i cierpień, ale także dlatego, że rozbijają naszą codzienność, zmieniając wszystko, co znane i komfortowe, w coś obcego oraz pełnego strachu. Dla nich również kiedyś to wszystko było nieznane oraz przerażające, lecz teraz walczyli, aby odzyskać normalność, której tak bardzo pragnęli. Stało się to dla nich codziennością, którą musieli zaakceptować. Musiałam znaleźć tutaj swoje miejsce i wziąć się w garść, bo byłam pewna, że prędko nie powrócę do swojego świata. O ile w ogóle kiedyś tam wrócę.

Twierdza księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz