Rozdział 3.

105 5 1
                                    

Minęło trochę czasu, od przylotu Na'vi lasu. Teraz wskoczyliśmy do wody, a oni za nami. Normalne było to, że płynęliśmy od nich szybciej, ale nie wiedziałam, że będą cały czas wynurzać się po powietrze.

-Co oni, płuc nie mają? - pokazał Ao'nung

-Przestań! Głupku, dopiero się uczą. - pokazała Tsireya, na co pokiwałam głową.

Dziewczyna miała trochę racji. Kiedy znowu sie zanurzyli plynelismy dalej przez paręnaście minut, później znów sje wynurzyli a my z nimi.

-Wszystko w porządku? - zapytałam

-Tak, bardzo dobrze. - powiedział Lo'ak

-Ale jesteście za szybcy, poczekajcie na nas. - złożyła pretensje Tuk.

-A gdzie jest Kiri? - powiedział Neteyam

-Kto? - powiedział Rotxo

-Kiri. - uderzyłam go w głowę. - Może popłynęła gdzieś sama. Może woli zwiedzać, niż się uczyć.

-Może. - odpowiedziało któreś z Na'vi lasu.

***

Kiedy powoli robiło się ciemno postanowiłam, że pójdę w głąb naszej wyspy. Wzięłam ze sobą sztylet, ozdobę do włosów i w sumie to było na tyle. Byłam sama w domu, więc nie musiałam nikogo informować. Od mojej chatki, las w środku wyspy nie znajdował się jakoś specjalnie daleko. Przeszłam parę kroków po kładce i wskoczyłam na trawę.

Co prawda zwykle nie wchodziłam na wyspę, ale w drodze wyjątku pomagało mi to się wyluzować. Chodziłam wród drzew, słuchając szumu liści. Zawsze mnie to w sumie zastanawiało, czy las w którym żyły klany leśnych ludzi bardzo różniły się od tutejszych. Teraz mogłam się tego przekonać na podstawie opowieci naszych granatowych przyjaciół.

Z moich rozmylań wyrwaka mnie czyjaś rozmowa. Była to Tuk razem z Kiri.

-Gdzieś ty była? - zapytała mała Tuk

-Oglądałam zwierzęta wodne, musisz je też zobaczyć. - odpowiedziała Kiri

-Ale Kiri, miałaś się z nami uczyć życia pod wodą.

-Tuk, doskonale wiem co miałam robić, ale ja już to potrafię.

Zaciekawiła mnie ta Kiri. Jej sposób bycia był dość nietypowy, co przyciągało mnie do niej.
W pewnym momencie potknęłam się i musiałam ratować sytuację wychodząc zza drzew.

-Izumi? - zaciekawiła się Kiri - Co ty tutaj robisz?

-Czasami tu przychodzę, żeby oczyścić umysł, a wy co tu robicie? - odpowiedzia³am

-Leśnych Na'vi nie pyta się o to, czemu przebywają w lesie, taka ich natura. - powiedziała Kiri.

Teraz mogłam dokładniej przyjrzeć się dziewczynom. Kiri miała żółto-zielone oczy, takie same miała Tuk. Starsza miała krótkie włosy, które sięgały prawie do jej ramion, widać było po niej, że lubiła koraliki i inne ozdoby, ponieważ miała ich trochę na sobie. Natomiast Tuk, co tu o niej powiedzieć, to jeszcze dziecko, mimo to bardzo duże i na pewno bardzo mądre.

Rozmawiałyśmy chwilę o tym jak różni się ich las od naszego na wyspie, ponoć u nich były wyższe drzewa większa i bardziej gęsta flora, która nie równa się do tej. Rozmowę przerwał nam męski głos, nie brzmiał jak ktoś kogo dobrze znam. Nie byłam jeszcze z nim osłuchana. W każdym razie z zarośli na przeciwko wyszedł Neteyam.

-Kiri, Tuk zbierajcie się matka zrobiła kolację. - powiedział, póniej przeszedł wzrokiem na mnie - Chcesz dołączyć do nas?

Co ja miałam mu odpowiedzieć. Jeśli powiedziałabym, że tak to byłoby to miłe, ale zarazem trochę nietaktowne w związku z Ao'nungiem. Ale gdybym powiedziała nie, to byłabym po prostu chamska, chyba że miałabym wymówkę.

-Wiesz, dzisiaj nie mogę, umówiłam się z rodzicami i bratem, że dzisiaj zjemy razem, może innym razem. - odpowiedziałam na wczeniejsze pytanie.

-Dobrze, może chciałabyś jutro? Powiem rodzicom, żeby przygotowali dodatkową porcję. - zaproponowała Kiri, a Tuk pokiwała na to głową.

Teraz już nie miałam wyboru, ciężko byłoby się nie zgodzić, robiłabym sobie za to wyrzuty do nie wiem kiedy. Została jedna opcja. Uznajmy, że to będzie takie spotkanie integracyjne.

-Dobrze, jutro chyba nie mam w planach jeść z nikim kolacji, ani niczego innego. Dzięki za propozycję.

-Do jutra Iz. - powiedziała Tuk

-Do jutra. - odparłam

Kiedy poszli już do domu, ja nie będąc z nikim tak na prawdę umówiona poszłam dalej, gdzie się nidgy nie zapuszczałam. W pewnym momencie nie wiedziałam gdzie jestem, a przede mną znikąd wyrosła stara jaskinia, może świątynia. Nie wiem co to było. Eywo, co ty chcesz mi pokazać? Wierzyłam, że to jakiś znak od Eywy, a nie moje omamy.

Weszłam do środka. Było ciemno. Widziałam tylko czarne przed oczami i nicość. Aż wszystkie kryształy w tym miejscu się zaświeciły i każda z kamiennych ścian mieniła się na różne kolory. Od czerwieni po ciemny fiolet. Moim oczom ukazało się również oczko wodne, też mieniące się kolorami. Widocznie w wodzie też były te kamienie. Stwierdziłam, że wejdę do wody, bo co innego mogę robić i tak siê zgubiłam. Zanurkowałam i moim oczom ukazał się piękny ekosystem. Nie kamieni, a świecących rybek. Mimo swoich małych rozmiarów jeziorko w środku było dość duże i głębokie.

Popłynęłam na dno i zobaczyłam tam muszelkę, w której leżał naszyjnik z takim właśnie kamykiem jak znajdowały się w jaskini, ale ten był każdego koloru. Wzięłam biżuterię ze mną i wynurzyłam się z wody. Wyszłam na skalistą podłogę i zapięłam łańcuszek na szyi. Pasował jak ulał, nic dodać nic ująć. Chciałam wyjść z jaskini, ale drogę zastawiła mi duża postać.

Avatar: Meant To Be TogetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz